Reklama

Pielgrzymowanie do pielgrzyma świata

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W Wielki Czwartek zadzwonił przyjaciel i oznajmił, że zwolniło się miejsce w samochodzie do Rzymu i - jeśli chcę - mogę jechać na beatyfikację. Na wstępie odjęło mi mowę ze szczęścia i pomyślałam, że to coś na kształt cudu. Spakowałam trochę rzeczy na zmianę, składany stołeczek, aparat fotograficzny i 27 kwietnia ruszyłam do Krakowa, a potem do Rzymu.
Pierwszy dzień w Wiecznym Mieście wypada w przeddzień uroczystości na Placu św. Piotra. Siąpi deszcz, chociaż jest ciepło. Wszędzie pełno pielgrzymów z najrozmaitszych stron świata. Flagi, kolorowe czapeczki i chusty mieszają się z egzotycznymi strojami gości z Afryki i habitami zgromadzeń zakonnych. Przez chwilę wędruję ze znajomymi Polakami z Filadelfii. Po drodze spotykamy grupę pielgrzymów z Polskiej Misji Katolickiej w Monachium, którzy przyjechali z polskimi redemptorystami. Na schodach kościoła Matki Bożej Nieustającej Pomocy przy Via Merulana spotykam panią z Zamościa. Znamy się z widzenia i to wystarczy, aby serdecznie się przywitać. W kościele przed cudowną ikoną Msza za Mszą, podobnie jak w innych kościołach Rzymu. Bazylika św. Piotra ma być otwarta dopiero od godz. 13.00, dlatego wszyscy starają się zobaczyć jak najwięcej właśnie 30 kwietnia. W całym mieście trwa mobilizacja służb porządkowych. Mundury policji drogowej i miejskiej mieszają się z bordowymi bluzami wolontariuszy. Pracują bez wytchnienia podprowadzając, pokazując na mapie, informując i udzielając pomocy. Ponieważ nocleg mam dosyć daleko od Rzymu, muszę wracać. Następnego dnia wyjazd do Watykanu o godz. 3.00 nad ranem.
Na stacji metra, na którą przyjeżdżamy w niedzielę jeszcze przed świtem, panuje ogromny tłok, ale jednocześnie porządek. Grupami pielgrzymi kierowani są do wagoników. Słychać różnojęzyczne rozmowy i śpiewy. Niewątpliwym przebojem jest „Barka” wykonywana po włosku, polsku, niemiecku i w wielu innych językach. Po kilkudziesięciu minutach jazdy wszyscy wysiadają w Watykanie. Okazuje się, że Plac św. Piotra już jest zamknięty dla przybywających, podobnie jak prowadząca doń Via Della Conciliazione, a jest dopiero godz. 5.00. Wraz z wieloma grupami pielgrzymów wracamy na Piazza del Risorgimento, gdzie ustawiony jest jeden z telebimów. Tutaj na razie można przejść, ale do Mszy pozostało jeszcze kilka godzin. Ok. godz. 10.00 jest to już niemożliwe. Zemdlonych służby medyczne są zmuszone wyprowadzać lub wynosić na rękach, karetki z trudem przejeżdżają do cięższych przypadków. Zaczyna bardzo mocno przygrzewać słońce, a pogoda jest po prostu przepiękna. Wreszcie na ekranie pokazują się najpierw twarze osób znanych z życia politycznego i kościelnego. Włosi na stojąco, brawami witają Lecha Wałęsę. Swojego premiera traktują raczej chłodno. Powoli rozpoczyna się Msza beatyfikacyjna. Teraz już wszyscy stoją w skupieniu i modlitewnym zamyśleniu. I nadchodzi ta chwila, na którą wszyscy czekają w ciszy. Powoli podnosi się zasłona i nagle - z łagodnym uśmiechem - z obrazu beatyfikacyjnego patrzy na nas Ojciec Święty Błogosławiony Jan Paweł II. Cały Watykan w tej chwili oszalał: rozbrzmiewają oklaski, ludzie płaczą i śmieją się jednocześnie, a On patrzy na wszystkich, jakby mówił: „Dziękuję, że do mnie przyszliście”. Myślę sobie, że właśnie dla takich chwil warto żyć. Powoli uroczystość dobiega końca. Papież Benedykt XVI otrzymuje od Polaków oklaski za podkreślenie polskości naszego Papieża, chociaż w tej chwili „nasz” mówią o Nim wszyscy. Najbardziej przywiązani do Jego osoby są Włosi, którzy wręcz sprzeczają się o osobę Błogosławionego z Polakami. Jednakże słyszę, jak barwna grupa księży i wiernych z Nigerii tytułuje Jana Pawła II swoim ojcem, a właściwie tatusiem. Na ekranie pokazywani są przez chwilę księża uczestniczący we Mszy, siedzący na odsłoniętym placu. Z fascynacją przyglądam się pracy wolontariuszy, którzy niestrudzeni, w panującym upale, rozdają pielgrzymom wodę, jabłka, pomarańcze, woreczki z marchewką i paczuszki z jedzeniem. Służby policyjne przygotowują się do rozładowania wychodzących z uroczystości tłumów. Robią to niezmiernie sprawnie. Obserwuję też barwny korowód i nagle widzę znajomą twarz. Myślę, że to może złudzenie, ale młody mężczyzna niesie flagę z napisem „Redemptoryści Toruń” i już wiem, że faktycznie go znam, ponieważ jest to pochodzący z Zamościa brat proboszcza Andrzeja Makowskiego z parafii św. Józefa w Toruniu. Nieco później dowiaduję się, że pielgrzymka z Zamościa na Plac św. Piotra również nie weszła.
Następnego dnia, już przed Bazyliką św. Piotra, uczestniczę we Mszy św. dziękczynnej za beatyfikację. Tłumy szybko zapełniają Plac, choć nie jest już tak ciasno, jak wczoraj. Pogoda także się zmieniła i jest nieco chłodniej. Po Mszy św., której przewodniczy kard. Tarcisio Bertone, watykański sekretarz stanu, wszyscy ustawiają się w ogromnej kolejce do Bazyliki, aby oddać hołd wystawionym w niej doczesnym szczątkom Błogosławionego. Wchodzę z pierwszą grupa pielgrzymów i wzruszenie odbiera mi na chwilę wszystkie siły. Monumentalne wnętrze Bazyliki jest w tych dniach oddane naszemu Ojcu Świętemu. Zasłonięte są wszystkie kaplice boczne, a wyznaczoną sznurami drogą porusza się nieprzerwany strumień pielgrzymów. Przed konfesją z baldachimem nad ołtarzem papieskim wystawiona jest skromna trumna, przy której wartę pełni czterech szwajcarskich gwardzistów. Nie wiem dlaczego, ale właśnie to, że nic nie rozprasza odwiedzających i rozmiar tej trumny przy ogromie wnętrza sprawia, iż wszyscy patrzą tylko na nią i chcą być przy niej chociaż przez chwilę. Można się zatrzymać, można pomodlić i zrobić zdjęcie, ale niezbyt długo, bo inni już czekają, a służby porządkowe stanowczo napominają „avanti, avanti”. Z żalem opuszczam Bazylikę, chociaż radość z obecności tutaj w tych dniach jest ogromna. Myślę, że radość z pielgrzymowania dodawała ludziom sił. Nieważne było zmęczenie, upał, pragnienie. Chcieliśmy być z NIM, dla Niego, przy Nim, tak jak jeszcze niedawno ten Nasz Drogi „Boży Atleta” był z nami i dla nas.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Norbercie Biskupie! Czy Ty nie lubisz Polaków?

Ależ skąd! Oczywiście, że lubię! Kocham przecież wszystkich ludzi. Rozumiem jednak, dlaczego padło takie pytanie. „Usprawiedliwię się” za chwilę. Wpierw powiem parę zdań o sobie. Moje staroniemieckie imię oznacza osobę, która dokonuje wielkich i widocznych czynów gdzieś na północy (nord, czyli „północ” i beraht, czyli „błyszczący”, „jaśniejący”). W pewnym sensie byłem taką osobą. Żyłem na przełomie XI i XII wieku. Urodziłem się w Niemczech w bogatej i wpływowej rodzinie. Dzięki temu od dziecięcych lat obracałem się wśród elit (przebywałem m.in. na dworze cesarza Henryka V). Można powiedzieć, że zrobiłem kościelną karierę - byłem przecież arcybiskupem Moguncji. Wcześniej, mając 35 lat, cudem uniknąłem śmierci od rażenia piorunem. Wydarzenie to zmieniło moje życie. Przemierzałem Europę, ewangelizując i wzywając do poprawy postępowania. Będąc człowiekiem wykształconym i jednocześnie mającym dar popularyzacji posiadanej wiedzy, potrafiłem szybko zgromadzić wokół siebie grono naśladowców. Umiałem zjednywać sobie ludzi dzięki wrodzonej inteligencji, kulturze osobistej oraz ujmującej osobowości. Wraz z moimi uczniami stworzyliśmy nowy zakon (norbertanie). Poświęciliśmy się bez reszty pracy apostolskiej nad poprawą obyczajów wśród kleru i świeckich. Powrócę do pytania. Zapewne wielu tak właśnie myśli o mnie. Dzieje się tak, ponieważ jako arcybiskup sąsiadującej z wami metropolii rościłem sobie prawo do sprawowania władzy nad diecezjami w Polsce, które podlegały metropolii w Gnieźnie. Przyznaję, że nie było to zbyt mądre. Jako usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że kierowała mną troska o dobro Kościoła powszechnego. Wtedy na Waszych ziemiach chrześcijaństwo jeszcze dobrze nie okrzepło. Bóg jednak wezwał mnie rychło do siebie, a Stolica Apostolska przywróciła bardzo szybko arcybiskupom gnieźnieńskim przysługujące im prawa. Wszystko więc dobrze się skończyło. W sztuce przedstawia się mnie zwykle w stroju biskupim z krzyżem w dłoni. Moimi atrybutami są najczęściej anioł z mitrą i monstrancja. Mógłbym jeszcze sporo o sobie powiedzieć, gdyż moje życie obfitowało w wiele wydarzeń. Patrząc jednak na nie z perspektywy tylu stuleci, chcę na koniec gorąco zachęcić wszystkich do realizowania Bożych zamysłów w swoim życiu. Proszę mi uwierzyć, że nawet najgorsze rzeczy Bóg jest w stanie przemienić w dobro. One też mają sens, choć my jeszcze tego nie widzimy z niskiego poziomu naszej ludzkiej egzystencji.
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Antoniego z Padwy

[ TEMATY ]

nowenna

św. Antoni

Karol Porwich/Niedziela

św. Antoni z Padwy

św. Antoni z Padwy

Nowenna do odmawiania przed wspomnieniem św. Antoniego z Padwy lub w dowolnym terminie.

O przeczysta lilio niewinności, drogi klejnocie ubóstwa, jasna gwiazdo świętości, chwalebny św. Antoni, który miałeś szczęście piastować na rękach Boskie Dieciątko; oto ja pełen nędzy wszelakiej, uciekam się do Ciebie, błagając, byś mię wziął w Swoją opiekę. Jeśli potrzebujemy cudu czy łaski Kościół św. wzywa nas, byśmy się do Ciebie uciekali. Ufny więc w Twoją opiekę błagam Cię św. Antoni, racz mi wyprośić u Boga łaskę szczerego żalu za grzechy i łaskę miłowania Boga nade wszystko. Ufam, że za Twoją przyczyną zwyciężę wszystkich nieprzyjaciół swej duszy i będę służył Bogu. Ojcu najlepszemu przez całe swe życie w świętości i sprawiedliwości, by potem z Tobą kochać i uwielbiać Go na wieki w niebie. Amen.
CZYTAJ DALEJ

Objawienia księdza Popiełuszki we Włoszech – czego dotyczą i jak je traktować?

2025-06-06 15:43

[ TEMATY ]

książka

bł. ks. Jerzy Popiełuszko

Materiał prasowy

Ks. Jerzy Popiełuszko od 16 lat objawia się mieszkance Włoch. Czego dotyczą te wizje? – można przeczytać w książce pt. „Niezwykłe objawienia ks. Jerzego Popiełuszki”, która ukazała się w Wydawnictwie Esprit z okazji 15. rocznicy beatyfikacji męczennika. - Przy czym, należy pamiętać, że opublikowanie książki na temat objawień ks. Popiełuszki nie jest równoznaczne z ich uznaniem przez Kościół, stanowi jedynie wskazanie, w jaki sposób je traktować i jakie mogą mieć znaczenie dla życia duchowego - twierdzi ks. prof. Józef Naumowicz.

Mieszkanka północnej Italii, Francesca Sgobbi, 7 lipca 2009 roku, po raz pierwszy doznała objawienia, chociaż nie wiedziała wtedy kim jest ks. Popiełuszko, nie znała też jego życiorysu (mało czytała, ukończyła tylko 5 klas szkoły podstawowej). Kiedy wizje się powtarzały, poinformowała miejscowego biskupa, potem swego kierownika duchowego, radziła się, w jaki sposób ma swe doświadczenia traktować. Potem poinformowała o tym wszystkim polski Urząd Postulacji do spraw beatyfikacji. Kilka razy odwiedziła też Polskę. – Pamiętam, jak żarliwie modliła się przy grobie ks. Jerzego, z jakim namaszczeniem oglądała jego dawne mieszkanie – opowiada na łamach książki „Niezwykłe objawienia księdza Popiełuszki” Katarzyna Soborak, notariusz procesu beatyfikacyjnego, kierownik Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu ks. J. Popiełuszki w Warszawie, która razem z ojcem dr. Gabrielem Bartoszewskim, kapucynem, promotorem sprawiedliwości w procesie beatyfikacyjnym, spotykała się z widzącą.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję