Ziemia Święta
Atak na synagogę
Dwóch mężczyzn uzbrojonych w noże, siekiery i pistolety wtargnęło do synagogi w ortodoksyjnej dzielnicy Har Nof w zachodniej Jerozolimie i zaatakowało modlących się tam wiernych. Izraelska policja zastrzeliła obu napastników. W zamachu zginęło czterech rabinów i jeden z policjantów. Cztery inne osoby zostały ranne.
Dwa główne radykalne palestyńskie ugrupowania - Hamas i Islamski Dżihad - wyraziły zadowolenie z ataku na synagogę, jednak nie przyznały się do niego. Atak ma być „odpowiedzią na śmierć męczennika Yusufa Hasana al-Ramuniego”, palestyńskiego kierowcy autobusu, który 17 listopada został znaleziony powieszony w swym autobusie w zachodniej Jerozolimie. Premier Izraela Binjamin Netanjahu oświadczył nazajutrz, że jego kraj „ostro odpowie” na zamach. Z kolei Palestyńczycy masowo manifestują i rzucają kamieniami w Izraelczyków. Wśród uczestników demonstracji zdarzają się dziesięciolatkowie. Komentatorzy obawiają się wybuchu kolejnej intifady, czyli palestyńskiego powstania, w którym braliby udział cywile.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Francja
Putin sponsoruje nacjonalistów
Front Narodowy kierowany przez Marine Le Pen dostał linię kredytową w wysokości 9 mln euro w moskiewskim banku. Przedstawiciele partii potwierdzili tę informację. Pożyczki udzieli Pierwszy Czesko-Rosyjski Bank. Umowę w tej sprawie podpisano jeszcze we wrześniu. Pierwsze dwa miliony euro trafiły już do Francuzów.
Reklama
Ugrupowanie Marine Le Pen ma opinię prorosyjskiego. Przywódczyni partii protestowała przeciwko nakładaniu przez Zachód sankcji na Rosję, nazywała je przejawem rusofobii. Była też przeciwna stowarzyszaniu Ukrainy z Unią Europejską.
Z kolei Pierwszy Czesko-Rosyjski Bank jest instytucją należącą do biznesmena Romana Popowa, podejrzewanego przez czeski kontrwywiad BIS o związki ze służbami specjalnymi swojego kraju. Zdaniem wielu komentatorów, Popow nie przekazałby pieniędzy Francuzom bez polecenia prezydenta Władimira Putina. Bank Popowa działa w Czechach i na Słowacji od 1996 r. Jego właściciel deklaruje, że chciałby rozszerzyć działalność na Włochy.
G20
Nawet koala nie lubi Putina
Podczas odbywającego się w Australii szczytu grupy G20, czyli najbogatszych państw świata i Unii Europejskiej, podjęto decyzję o wprowadzeniu reform, które do 2018 r. mają zwiększyć PKB grupy o 2,1 proc. Jednak relacje ze szczytu zdominowała sprawa Władimira Putina, który był ostentacyjnie ignorowany przez pozostałych uczestników. Na lotnisku powitali go jedynie rosyjski ambasador i wiceminister obrony Australii. Australijski premier Tony Abbott powiedział, że Putin powinien przestać próbować „wskrzeszać chwałę caratu lub Związku Sowieckiego”. Działania Kremla krytykowali także premierzy Kanady - Stephen Harper i Wielkiej Brytanii - David Cameron. Internauci kpili, że nawet koala, z którym Putin pozował do zdjęcia, próbował się wyrwać.
Przed rozpoczęciem szczytu Rosja starała się wywrzeć presję na jego uczestnikach. W kierunku Australii popłynęły rosyjskie okręty wojenne, a Moskwa zapowiedziała, że jej bombowce dalekiego zasięgu będą operować u wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie Putin wyjechał z Australii przed zakończeniem szczytu.
Hongkong
Demokracji nie będzie
Lokalne władze nakazały usunięcie barierek blokujących centrum miasta. Część przebywających tam demonstrantów zaatakowała siedzibę administracji, jednak inni spokojnie odeszli. Tak zakończył się protest nazwany rewolucją parasolek. Wybuchł on 22 września z powodu wprowadzenia przez Pekin niedemokratycznego prawa wyborczego. Zakładało ono, że szef egzekutywy Hongkongu będzie wybierany, ale tylko spośród kandydatów zaakceptowanych przez władze Chin. Na ulice wyszło ok. 130 tys. osób oburzonych tą decyzją. Główną siłą była organizacja Occupy Central with Love and Peace. Demonstranci zablokowali środek miasta, a policja w brutalny sposób próbowała ich stamtąd usunąć. Wielu protestujących do ochrony przed gazem pieprzowym używało folii zasłaniającej oczy oraz parasolek, co dało nazwę rewolucji. Dziesiątki osób zostało poszkodowanych. Lokalne władze odrzuciły postulat, by wybory na szefa administracji były całkowicie wolne.