Sierpień kojarzy się wielu z nas z pełnią lata, dojrzałym zbożem, zbiorami. Z pracy ludzkich rąk i owoców ziemi powstaje chleb. W dzisiejszym świecie chleb zdaje się już nie mieć takiej wartości, jaką miał jeszcze dla pokolenia naszych dziadków, którzy doświadczyli jego braku. Chleb znajdowany jest na ulicy, w śmietnikach, to dziś produkt „nabyty”. A skoro nabyty, to wielu ludziom wydaje się, że mają prawo zrobić z nim, co chcą. Na szczęście nadal sporo osób docenia wartość powszedniego chleba, korzysta z rad i przykładu starszego pokolenia, któremu nieobce były strofy Norwida: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba/Podnoszą z ziemi przez uszanowanie/Dla darów Nieba.../Tęskno mi, Panie...” (C. K. Norwid, „Moja Piosnka”).
Poruszeni aktualnością norwidowskiego wiersza, zapytaliśmy kilku mieszkańców Krakowa, co robią z jedzeniem, które im zostaje.
Nigdy nie wyrzucamy chleba
Reklama
Myśląc o jedzeniu w moim domu, mam przed oczami raczej pełną po brzegi lodówkę. Czyli - jesz, na co masz ochotę. Jednak często ochota ta nie jest współmierna do ilości zakupionego jedzenia. Wtedy z reguły moja rodzina stara się „ratować”, co się da. Jednak często żywność traci okres ważności, co jest równoznaczne z jej wyrzuceniem na śmietnik. Tak dzieje się z serkami, warzywami itp. Jedynie codzienny chleb nigdy nie jest wyrzucany i marnowany. Przerabia się go na grzanki, panierkę, daje zwierzętom gospodarskim.
Myślę, że warto wykazywać się większą roztropnością w zakupach, w niedojadaniu posiłków, wyrzucaniu resztek, bo przecież nasz negatywny czy choćby obojętny stosunek do jedzenia może być krzywdą dla prawdziwie łaknących i biednych.
Justyna
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie ulegać konsumpcjonizmowi
Od dzieciństwa babcia uczyła mnie, że jedzenia się nie wyrzuca. „Lepiej zjeść mniej, niż nadgryźć i zostawić”. Nauczyła mnie, iż każdy kawałek chleba, gdy mi upadnie na ziemię, należy podnieść i pocałować. Szacunek do chleba wpojono mi więc dawno, w zaciszu domowego ogniska. Nasza rodzina nie należała do bogatych, dlatego nie mieliśmy problemu z nadmiarem jedzenia. Moja mama zawsze miała setkę pomysłów, co i jak przerobić, żeby się nie zmarnowało. Dodatkowo zawsze można było pojechać kilka kilometrów na wieś, do babci, i tam resztki z chęcią zjadał pies czy kury. Po przyjeździe na studia dużo się zmieniło. Obiady trzeba było gotować samemu, a wożenie resztek dla zwierząt do babci na wieś stało się nierealne, z powodu odległości. Z tego powodu sam starałem się wszystko tak wykorzystywać, by nie marnować jedzenia. Czterodniowy chleb też można zjeść z zupą (sprawdziłem - można przeżyć!). Inna sprawa, gdy już jest zielony, wtedy sprawa wydaje się oczywista. Mimo to zawsze staram się nie dopuszczać do takich sytuacji, a dzięki temu udało mi się wynaleźć kilka nowych, całkiem dobrych potraw.
Niestety, nie wszędzie tak jest. Podczas pobytu w Londynie widziałem wielu ludzi, którzy wyrzucają połowę zdatnego jeszcze do spożycia jedzenia. Często kupują 2 chleby w cenie jednego i na drugi dzień robią to samo. Wiedząc, że jeden chleb dostali gratis, nie przejmują się wyrzuceniem go do śmietnika. Taka sytuacja jest z wieloma produktami w Wielkiej Brytanii, stąd plaga szczurów w Londynie.
Mam nadzieję, że w Polsce będziemy potrafili zachowywać się inaczej. Chociaż... Niestety, rok temu byłem świadkiem bitwy, w której dzieci w szkole podstawowej rzucały w siebie chlebem...
Darek
Każdy okruch chleba był dobrze wykorzystany…
Staram się gotować tak, żeby ilość jedzenia była w sam raz dla mojej rodziny. Czasami jednak zdarza się, że coś zostaje. To, co się da - zamrażam. Bardzo rzadko wyrzucam resztki jedzenia, bo gdzieś w mojej świadomości jest obraz babci i małego gospodarstwa na wsi, w którym każdy okruch chleba był dobrze wykorzystywany. Teraz sama też mieszkam na wsi i chociaż nie mam zwierząt domowych, wynoszę resztki jedzenia (głównie resztki starego chleba, swoją drogą zadziwiające, jak w dzisiejszych czasach chleb szybko się psuje) do ogrodu i zawsze wszystko znika. Najwyraźniej w moim otoczeniu jest wiele stworzeń, o których nic nie wiem, a dla których resztki z mojego stołu są prawdziwym rarytasem.
Małgosia