Reklama

Kościół

Kard. Grzegorz Ryś: Tym, co Kościół winien rozwijać, nie są narzędzia polityczne tylko środki ewangeliczne

- Tym, co Kościół winien rozwijać nie są narzędzia polityczne tylko środki ewangeliczne: głoszenie Słowa, sprawowanie sakramentów, budowanie wspólnoty i dzieło miłości. Na tym Kościół się opiera. A jeśli ktoś tego nie chce robić, tylko ogląda się na polityczną władzę, by szukać poczucia bezpieczeństwa, to głęboko się myli – mówi w rozmowie z KAI abp Grzegorz Ryś, który 30 września zostanie mianowany kardynałem. Dodaje, że „potrzeba nam dziś wiary opartej na osobistej relacji z Chrystusem”, a polska religijność będzie zapewne ewoluować od „katolicyzmu kulturowego” ku wierze z osobistego wyboru.

[ TEMATY ]

Kard. Grzegorz Ryś

Karol Porwich/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kard. Ryś wyjaśnia jakie elementy w misji Kościoła są dlań najważniejsze i do czego będzie starał się inspirować polskich biskupów. Mówi o znaczeniu nowej ewangelizacji i potrzebie większego otwarcia się Kościoła na dialog i wyzwania „nowej epoki”. Duże nadzieje wiąże z zainicjowanym przez papieża Franciszka synodem biskupów nt. synodalności, na którego obrady udaje się w październiku do Rzymu na osobiste zaproszenie ze strony papieża.

A oto pełen tekst wywiadu z kardynałem Grzegorzem Rysiem:

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Marcin Przeciszewski, KAI: Czym dla Księdza Arcybiskupa była informacja o nominacji na kardynała? Czy było to absolutne zaskoczenie, czy nie było żadnych wcześniejszych sygnałów?

Abp Grzegorz Ryś, kardynał nominat: Było to absolutne zaskoczenie. Owszem, konsultowano mnie ostatnio, ale z innej okazji, a mianowicie w sprawie nominacji do uczestnictwa w październikowym spotkaniu Synodu Biskupów. Ale w przypadku nominacji do Kolegium Kardynalskiego nikt mnie o nic nie pytał i niczego się nie spodziewałem, było to absolutne zaskoczenie. Nawet nikt mnie nie uprzedził, abym oglądał Anioł Pański, po którym papież ogłosił nominacje, jakich zamierza dokonać na najbliższym konsystorzu.

KAI: Co nominacja do Kolegium Kardynalskiego zmieni w dotychczasowej posłudze i działalności Księdza Arcybiskupa, w jego życiu?

Reklama

- Bycie kardynałem to dla mnie „terra ignota” - ziemia nieznana. Trudno mi to sobie wyobrazić. Dotąd pracuję tylko w jednej watykańskiej dykasterii, ds. biskupów. Oznacza to wyjazd do Rzymu raz w miesiącu, a do każdego z nich trzeba się przygotować i przestudiować wiele dokumentów i korespondencji. Być może dojdą inne obowiązki na rzecz Stolicy Apostolskiej. To dopiero się okaże.

Bycie kardynałem jest przede wszystkim formą bliskiej współpracy z Ojcem Świętym. Podstawową rolą kardynałów jest wspieranie papieża. Realizuje się na konsystorzach, zwyczajnych i nadzwyczajnych, i poprzez inne działania. Kardynałowie od wieków byli najbliższymi doradcami i pomocnikami papieży.

KAI: Wybór do Kolegium Kardynalskiego oznacza także zmianę usytuowania Księdza Arcybiskupa w strukturach Konferencji Episkopatu Polski. Jako kardynał wchodzi Ksiądz do Rady Stałej i obok kard. Nycza staje się jednym z najwyższych rangą hierarchów Kościoła w Polsce. Do czego będzie Ksiądz Kardynał inspirować polskich biskupów?

- Obecność w Radzie Stałej KEP jest zasadą jeśli chodzi o kardynałów, którzy nie osiągnęli wieku emerytalnego. Grono biskupów obecnych w Radzie Stałej jest różnorodne, ale cały Kościół w Polsce jest bardzo pluralistyczny. Jeśli więc Rada Stała - w której reprezentowane są różne wrażliwości duszpasterskie i sposoby myślenia - dochodzi do jakiegoś konsensusu, to łatwiej to przeprowadzić później w całej Konferencji Episkopatu.

Reklama

Co będę radzić - czy jak Pan pyta – do czego będę inspirować moich kolegów biskupów? Są to elementy misji Kościoła, które wydają się najważniejsze i zawsze mnie pociągały. Chodzi mi o Kościół, który istnieje dla ewangelizacji. Po drugie zależy mi na Kościele, który - jak to opisuje najważniejszy dokument Soboru Watykańskiego czyli II Konstytucja „Lumen Gentium” – jest „jakby sakramentem, czyli znakiem i instrumentem [budowania] jedności całego rodzaju ludzkiego”. Jest to niezwykle ważna perspektywa. Sakramentem jedności zaś Kościół może być tylko wtedy, kiedy sam jest zjednoczony. Tu pojawia się przeogromna przestrzeń ekumenizmu, który w Kościele nie jest jakąś „opcją” tylko jest elementem ortodoksji.

Wydawać by się mogło, że są to takie tematy „wewnątrzkościelne”. Ale ewangelizacja jest ostatecznie przestrzenią spotkania ze światem. A więc chodzi o kształt i o sposób tego spotkania. I tutaj pojawia się kwestia wyjścia ku światu, otwarcie Kościoła na świat oraz pojęcie dialogu. W tej sferze Kościół w Polsce powinien wykonać olbrzymią pracę. Jest to ważne zadanie w „nowej epoce”, jaka się dziś zaczyna, a o której mówi papież Franciszek.

KAI: Kościół w Polsce faktycznie znajduje się dziś na bardzo głębokim wirażu swej historii. Kończy się epoka jednorodnego, masowego katolicyzmu. Kościół przestaje być ogólnonarodowym autorytetem, spadają praktyki religijne oraz maleje liczba powołań. Pojawiają się również liczne zjawiska kryzysowe. Jaka jest droga przed nami, jakie drogi wyjścia, które widzi Ksiądz Kardynał? Na czym w pierwszym rzędzie należy się skoncentrować?

- Drogą wyjścia jest oczywiście ewangelizacja, a potrzeba ewangelizacji tym bardziej wynika z tego, że się widzi kryzys. Kościół realizuje się w ewangelizacji, a jeśli tego nie czyni, to pogrąża się w kryzysie.

Reklama

A ewangelizacja wynika stąd, że przeżywamy wiarę jako najbardziej istotne wydarzenie w naszym życiu. Na tyle ważne, że nie jesteśmy w stanie zachować go dla siebie. To właśnie mówią apostołowie zatrzymani przez Sanhedryn: „Nie jesteśmy w stanie nie mówić o tym, co żeśmy widzieli i słyszeli!” Im szybciej odnajdziemy w sobie intensywne doświadczenie wiary, to znaczy spotkanie z Jezusem Zmartwychwstałym żyjącym w Duchu Świętym, tym łatwiej i tym owocniej będziemy oddawać się ewangelizacji.

KAI: Rozumiem, że – zdaniem Księdza Kardynała – niezbędna w Polsce jest odnowa naszej wiary, oparcie jej znacznie bardziej na autentycznej relacji z Jezusem niż na kulturowej tradycji. A chodziłoby o przejście od katolicyzmu kulturowego, wynikającego z wierności „wierze ojców”, ku znacznie głębszej wierze, bazującej na osobistym spotkaniu z Jezusem, takim spotkaniu, które jest zdolne przemienić nasze życie?

Reklama

- Kościół mówił to zawsze, a papież Franciszek mówi to często w tej formule, jakiej bardzo chętnie używa: „uczeń-misjonarz”. Misjonarzem może być tylko ten, kto odnalazł się jako uczeń, czyli tylko ten, który „idzie za Jezusem”. Bo nie chodzi tu na pierwszym miejscu o studiowanie teologii czy znajomość nauki Kościoła, tylko o „bycie w żywej relacji” do Mistrza. Oczywiście ma to i wymiar intelektualny, gdyż ten Mistrz naucza, ale nie redukuje tej relacji do wymiaru studiów. Chodzi o to, co mówił ks. Franciszek Blachnicki, czyli że chodzi o wiarę, która ogarnia całego człowieka. „Uczeń-misjonarz” oznacza, że ten, kto jest uczniem, kogo cechuje głębsza i osobista relacja z Jezusem, staje się misjonarzem. A jeśli się nim nie staje, oznacza to, że to jego uczniostwo jest jakoś zredukowane i niepełne. Podobnie jest w drugą stronę. Misyjność bez tej osobistej relacji z Chrystusem, bez bycia uczniem, jest zagrożona popadnięciem w jakąś ideologię. I to już ma niewiele wspólnego z wiarą.

A jeśli chodzi o Kościół w Polsce, to powinniśmy dziś z pewnym dystansem spojrzeć na tę przeszłość, którą charakteryzował „katolicyzm masowy”. Nasza religijność bazować musi na doświadczeniu religijnym, które jest spotkaniem z konkretną Osobą, tą z dużej litery. A tą Osobą jest Jezus Chrystus. Jest to wiara znacznie bardziej autentyczna, w której musi dojść do postawienia znacznie bardziej indywidualnych pytań i do usłyszenia bardzo indywidualnych odpowiedzi. A wszystko inne jest preewangelizacją.

Z procesem przejścia od katolicyzmu kulturowego ku wierze z osobistego wyboru, opartej na relacji, musi się wiązać zmiana naszego myślenia jako duszpasterzy. Bardzo jej potrzebujemy, bo nawykliśmy do pracy w dużych grupach. Jak nie ma dużej grupy, to jakże często jako księża nie wiemy, co mamy robić. Ksiądz, któremu na zbiórkę nie przyjdzie 10 czy 20 ministrantów, tylko dwóch, wpada w panikę. Mówi, że nie ma co robić, nie ma dla kogo pracować. Tymczasem warto jest popracować z tą dwójką w celu zbudowania realnej wspólnoty, która będzie rosła. A rezygnując z tych dwóch, niczego ten ksiądz się nie doczeka. Będzie tylko narzekał, że jest kryzys. Tymczasem naszym zadaniem jest kształtowanie autentycznej wiary, bazującej na znacznie głębszym doświadczeniu a nie wynikającej głównie z norm kulturowych. A jeśli taką wiarę uda nam się kształtować, to bynajmniej nie będzie to już kryzys.

Reklama

KAI: Oznacza to jednak istotną zmianę priorytetów duszpasterskich…?

- Tak, ale jest to możliwe. W tej chwili jestem w Taizé i spotykam się z młodymi ludźmi, których tu jest bardzo dużo, około setka z Polski. Codziennie z nimi jadam śniadania i spotykam się indywidualnie, w grupach, bądź ze wszystkimi. Kiedy rozmawiamy, dlaczego tu przyjechali, najczęściej pada odpowiedź, że doświadczają czegoś, czego z trudem mogą doświadczyć w swych parafiach. Nie czują się tu anonimowi, a czują się akceptowani jako osoby. I to dla nich jest istotne.

KAI: No właśnie. Jednym z największych problemów jest spadek identyfikacji z Kościołem polskiej młodzieży. Socjolodzy mówią o zaburzeniu międzypokoleniowego przekazu wiary. Jaki jest klucz dotarcia z przesłaniem Ewangelii do młodych?

- Może najpierw powiem, że jest kilka rzeczy, które bardzo utrudniają spotkanie z młodymi. Czymś takim jest pokusa ich oceniania. Odbierają to natychmiast w ten sposób, że są osądzani, a jest to coś czego nie są w stanie przeskoczyć.

Reklama

Młodzi zadają pytania i co ciekawe, bardzo pilnie słuchają odpowiedzi. Nie jest to tak, że oni nie chcą mieć żadnych autorytetów. Odwrotnie, szukają ich. Duża część z nich mówi, że przyjechali do Taizé, bo rodzice ich namówili. Teza o kryzysie przekazu wiary między pokoleniami, wydaje się mocno naciągnięta. Wszystko zależy jaka to jest rodzina. Okazuje się, że rodzice są na tyle dla nich autentycznymi autorytetami, że potrafią ich namówić na wyjazd na wakacje do Taizé, gdzie nie ma nic atrakcyjnego z typowo młodzieżowego punktu widzenia. Są tu trudne warunki i 3 razy dziennie modlitwa po 45 minut i to w dużej części w ciszy. Ale pociąga ich autentyzm, prostota i głębia.

Ale – generalnie – by trafić do młodych, trzeba o to zadbać. To nie jest automat, że jestem młodym księdzem, mam święcenia, więc młodzi przyjdą i będą mnie słuchać. Potrzebne jest spotkanie, rozpoczynające się w tym punkcie, w którym są młodzi. A on jest inny niż nawet pięć lat temu, nie mówiąc już o tych czasach, kiedy ks. Blachnicki zakładał „Oazy”. Trzeba bardzo uważnie młodych słuchać…

KAI: Ksiądz Arcybiskup mówi bardzo wiele o nowej ewangelizacji i równie wiele robi na tym polu. Jak to działanie powinno wyglądać, dlaczego akurat dziś jest tak ważne dla Kościoła?

- Nie ma co „odkrywać Ameryki”, ale trzeba iść za tym, co mówią papieże od Jana Pawła II począwszy, przez Benedykta XVI i Franciszka. Nowa ewangelizacja jest to wyjście z Ewangelią do tych, którzy są ochrzczeni, ale ten fakt przestał być ważnym w ich życiu i cokolwiek wyznaczający. Nowa ewangelizacja potrzebna jest zwłaszcza tam, gdzie wydaje się, że wszystko jest chrześcijańskie, że całe społeczeństwo ma bardzo solidną metrykę chrztu a kultura wciąż jest naznaczona motywami chrześcijańskimi. A nawet są partie polityczne, które powołują się na katolicką naukę społeczną.

2023-07-18 09:15

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Ryś: kluczem do ewangelizacji jest spotkanie z konkretnym człowiekiem

Nie możesz przegapić człowieka, którego ci daje Pan. Każdy człowiek jest ważny! Tym, co nazywamy ewangelizacją, kluczem do niej, jest spotkanie z osobą, z konkretnym człowiekiem - mówił kard. Grzegorz Ryś.

Choć od Oazy Rzymskiej minęło już trochę czasu, to jednak pamięć wspólnego rekolekcyjnego pielgrzymowania po Wiecznym Mieście wciąż jest żywa wśród uczestników zarówno Oazy Młodzieżowej jak i Oazy Rodzin.
CZYTAJ DALEJ

Święty Antoni z Padwy

Po przedstawieniu dwa tygodnie temu postaci św. Franciszka z Asyżu chciałbym dzisiaj opowiedzieć o innym świętym, który należał do pierwszego pokolenia Braci Mniejszych: o Antonim Padewskim czy - jak go się również nazywa - Lizbońskim, nawiązując do miejsca jego urodzenia. Mowa o jednym z najpopularniejszych świętych w całym Kościele katolickim, czczonym nie tylko w Padwie, gdzie wzniesiono wspaniałą bazylikę, w której spoczywają jego doczesne szczątki, ale na całym świecie. Wierni z wielką czcią odnoszą się do jego obrazów oraz figur, przedstawiających go z lilią, symbolem jego czystości, bądź z Dzieciątkiem Jezus na ręku, upamiętniającym cudowne widzenie, o którym wspominają niektóre źródła literackie. Antoni w znaczący sposób przyczynił się do rozwoju duchowości franciszkańskiej dzięki swym wybitnym przymiotom - inteligencji, zrównoważeniu, gorliwości apostolskiej, a przede wszystkim żarliwości mistycznej. Urodził się w Lizbonie w szlacheckiej rodzinie ok. 1195 r. i na chrzcie otrzymał imię Fernando (Ferdynand). Wstąpił do kanoników zachowujących monastyczną Regułę św. Augustyna, najpierw w klasztorze św. Wincentego w Lizbonie, następnie Świętego Krzyża w Coimbrze - renomowanego ośrodka kultury Portugalii. Z zainteresowaniem i zapałem poznawał Biblię i Ojców Kościoła, zdobywając wiedzę teologiczną, którą owocnie wykorzystywał w działalności nauczycielskiej i kaznodziejskiej. W Coimbrze wydarzył się epizod, który w decydujący sposób wpłynął na jego życie: w 1220 r. wystawiono tam relikwie pierwszych pięciu misjonarzy franciszkańskich, którzy udali się do Maroka, gdzie ponieśli śmierć męczeńską. Ich historia zrodziła w młodym Ferdynandzie pragnienie naśladowania ich i postępowania drogą chrześcijańskiej doskonałości: poprosił wówczas o zgodę na opuszczenie kanoników św. Augustyna i zostanie bratem mniejszym. Jego prośba została przyjęta i pod nowym, zakonnym imieniem Antoni on również wyruszył do Maroka. Opatrzność Boża zdecydowała jednak inaczej. Z powodu choroby musiał wrócić do Włoch i w 1221 r. wziął udział w słynnej Kapitule Namiotów w Asyżu, gdzie spotkał też św. Franciszka. Następnie żył czas jakiś w całkowitym ukryciu w klasztorze w pobliżu Forli w północnych Włoszech, gdzie Pan powołał go do innej misji. Wysłany w okolicznościach zupełnie przypadkowych do wygłoszenia kazania z okazji święceń kapłańskich, pokazał, że wyposażony jest w taką wiedzę i dar wymowy, iż przełożeni przeznaczyli go do kaznodziejstwa. Tak oto rozpoczął we Włoszech i we Francji ogromnie intensywną i skuteczną działalność apostolską, by nakłonić sporą liczbę osób, które odeszły od Kościoła, do zmiany decyzji. Był też jednym z pierwszych nauczycieli teologii Braci Mniejszych, jeżeli nie wręcz pierwszym. Rozpoczął swe nauczanie w Bolonii, z błogosławieństwem Franciszka, który, w uznaniu cnót Antoniego, wystosował do niego krótki list, rozpoczynający się tymi słowami: „Podoba mi się, że nauczasz świętej teologii braci”. Antoni położył podwaliny pod teologię franciszkańską, która - uprawiana przez innych wybitnych myślicieli - miała osiągnąć swoje szczyty w postaciach Bonawentury z Bagnoregio i bł. Dunsa Szkota. Kiedy został prowincjałem Braci Mniejszych w Północnych Włoszech, nadal zajmował się kaznodziejstwem, dzieląc je ze sprawowaniem urzędu przełożonego. Gdy skończył misję prowincjała, wrócił w okolice Padwy, dokąd jeszcze kilkakrotnie się udawał. Po niespełna roku zmarł u bram tego miasta - 13 czerwca 1231 r. Padwa, która przyjęła go z miłością i czcią, złożyła mu wieczny hołd czci i pobożności. Sam papież Grzegorz IX - który wysłuchawszy jego kazania, nazwał go „Arką Testamentu” - kanonizował go w 1232 r., również w następstwie cudów, jakie dokonały się za jego wstawiennictwem. W ostatnim okresie życia Antoni zapisał dwa cykle „Kazań”, zatytułowane „Kazania niedzielne” i „Kazania na uroczystości i święta”, przeznaczone dla kaznodziejów i wykładowców teologii z Zakonu Franciszkańskiego. Komentuje w nich teksty Pisma Świętego, prezentowane przez liturgię, wykorzystując patrystyczno-średniowieczną interpretację czterech zmysłów: literackiego lub historycznego, alegorycznego lub chrystologicznego, topologicznego czy moralnego i anagogicznego, który ukierunkowuje ku życiu wiecznemu. Chodzi o teksty teologiczno-homiletyczne, będące odzwierciedleniem żywego przepowiadania, w których Antoni proponuje prawdziwą i właściwą drogę chrześcijańskiego życia. Tak wielkie jest bogactwo nauki duchowej zawartej w „Kazaniach”, że czcigodny papież Pius XII w 1946 r. ogłosił Antoniego doktorem Kościoła, nadając mu tytuł „Doctor Evangelicus”, gdyż z pism tych przebija świeżość i piękno Ewangelii; dziś jeszcze możemy czytać je z wielkim pożytkiem duchowym. W swoim nauczaniu mówi o modlitwie jako związku miłości, która popycha człowieka do słodkiej rozmowy z Panem, przynosząc niewypowiedzianą radość, która łagodnie ogarnia modlącą się duszę. Antoni przypomina nam, że modlitwa potrzebuje atmosfery ciszy, która nie ma nic wspólnego z oderwaniem się od zewnętrznego hałasu, ale jest doznaniem wewnętrznym, mającym na celu usunięcie przeszkód w skupieniu się, spowodowanych przez troski duszy. Według nauczania tego wybitnego doktora franciszkańskiego, modlitwa składa się z czterech niezbędnych postaw, które Antoni określił po łacinie jako „obsecratio”, „oratio”, „postulatio”, „gratiarum actio”. Moglibyśmy je przetłumaczyć następująco: ufne otwarcie serca na Boga, czuła rozmowa z Nim, przedstawienie naszych potrzeb, wysławianie Go i dziękczynienie. W tym nauczaniu św. Antoniego o modlitwie widzimy jeden ze szczególnych rysów teologii franciszkańskiej, którą on zapoczątkował, a mianowicie fundamentalną rolę przyznaną miłości Bożej, która wkracza w sferę uczuć, woli, serca, i będącej także źródłem, z którego wytryska poznanie duchowe, przerastające wszelkie poznanie. Pisze dalej Antoni: „Miłość jest duszą wiary, sprawia, że jest ona żywa; bez miłości wiara umiera” („Kazania na niedziele i święta II”, „Il Messaggero”, Padwa 1979, s. 37). Tylko dusza, która się modli, może dokonać postępów w życiu duchowym: oto uprzywilejowany przedmiot przepowiadania św. Antoniego. Zna on doskonale ułomności ludzkiej natury, skłonność do popadania w grzech, dlatego stale wzywa do walki ze skłonnością do chciwości, pychy, nieczystości oraz do praktykowania cnót ubóstwa i wielkoduszności, pokory i posłuszeństwa, niewinności i czystości. Na początku XIII wieku, w kontekście odrodzenia miast i rozkwitu handlu, wzrastała liczba osób nieczułych na potrzeby ubogich. Z tego też powodu Antoni wielokrotnie wzywa wiernych do myślenia o prawdziwym bogactwie, bogactwie serca, które czyni ich dobrymi i miłosiernymi, i gromadzeniu skarbów dla Nieba. „Bogacze - tak wzywa - zaprzyjaźnijcie się z ubogimi, (...) przyjmijcie ich w swoich domach: to oni, ubodzy, przyjmą was potem w wieczne mieszkanie, gdzie jest piękno pokoju, ufność w bezpieczeństwo oraz obfity spokój wiecznej sytości” (tamże, s. 29). Czyż nie widzimy, Drodzy Przyjaciele, że to nauczanie jest bardzo ważne także dziś, gdy kryzys finansowy i poważne nierówności gospodarcze zubożają wiele osób i stwarzają warunki nędzy? W encyklice „Caritas in veritate” przypominam: „Ekonomia bowiem potrzebuje etyki dla swego poprawnego funkcjonowania; nie jakiejkolwiek etyki, lecz etyki przyjaznej osobie” (n. 45). Antoni, w szkole Franciszka, stawia zawsze Chrystusa w centrum życia i myślenia, działania i kaznodziejstwa. I to jest drugi rys typowy dla franciszkańskiej teologii: chrystocentryzm. Kontempluje ona z upodobaniem i wzywa do kontemplacji tajemnic człowieczeństwa Pana, w szczególny sposób tajemnicy Narodzenia, które wywołują w nim uczucia miłości i wdzięczności dla Bożej dobroci. Również widok Ukrzyżowanego inspiruje w nim myśli o wdzięczności dla Boga i szacunku dla godności osoby ludzkiej, tak iż wszyscy, wierzący i niewierzący, mogą znaleźć w niej to znaczenie, które wzbogaca życie. Antoni pisze: „Chrystus, który jest twoim życiem, wisi przed tobą, abyś patrzył na krzyż jak w lustro. Będziesz mógł tam poznać, jak śmiertelne były twoje rany, których żadne nie uleczyłoby lekarstwo, jak tylko krew Syna Bożego. Jeśli dobrze się przyjrzysz, będziesz mógł zdać sobie sprawę, jak wielka jest twoja godność ludzka i twoja wartość (...). W żadnym innym miejscu człowiek nie może lepiej uświadomić sobie, jak wiele jest wart, jak wtedy, gdy spogląda w lustro krzyża” („Kazania na niedziele i święta III”, str. 213-214). Drodzy Przyjaciele, oby Antoni Padewski, tak bardzo czczony przez wiernych, mógł wstawiać się za całym Kościołem, a zwłaszcza za tymi, którzy poświęcają się kaznodziejstwu. Oni zaś, czerpiąc natchnienie z jego przykładu, niech troszczą się o łączenie mocnej i zdrowej nauki ze szczerą i żarliwą pobożnością i zwięzłością przekazu. W obecnym Roku Kapłańskim módlmy się, aby kapłani i diakoni pełnili pilnie tę posługę głoszenia i aktualizacji Słowa Bożego wiernym, przede wszystkim w homiliach liturgicznych. Niech będą one skutecznym przedstawieniem odwiecznego piękna Chrystusa, właśnie tak jak zalecał Antoni: „Kiedy głosisz Chrystusa, otwiera On twarde serca; gdy wzywasz Go, osładza gorzkie pokusy; gdy myślisz o Nim, rozjaśnia Twoje serce; kiedy o Nim czytasz, nasyca twój umysł” („Kazania na niedziele i święta III”, str. 59).
CZYTAJ DALEJ

Wspomagane samobójstwo: ponad tysiąc brytyjskich lekarzy przeciw

2025-06-13 10:34

[ TEMATY ]

eutanazja

Wielka Brytania

sprzeciw

lekarze

wspomagane samobójstwo

Adobe Stock

Ponad tysiąc lekarzy wzywa brytyjskich parlamentarzystów do odrzucenia niebezpiecznego projektu ustawy o wspomaganym samobójstwie. Trzecie, decydujące, czytanie w Izbie Gmin dzisiaj lub 20 czerwca.

Brytyjscy lekarze w obszernym dokumencie podkreślili fakt, iż „wspomaganie samobójstwa nie jest opieką zdrowotną, a podstawową zasadą opieki paliatywnej nie jest ani przyspieszanie, ani opóźnianie śmierci”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję