Reklama

Kochane życie

Dzień Babci

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na moim ulubionym bazarku jest kilka stoisk, przed którymi zawsze jest kolejka ludzi starszych. Czy wiedzą państwo, co tam się sprzedaje? Otóż są to stoiska zielarskie, na których można dostać nie tylko zioła, ale wszelkie specyfiki „od wszystkiego” i „na wszystko”. Na dobre trawienie, odmłodzenie organizmu, uzupełnienie witamin, przeciwko zmarszczkom, itd., itd. Kupujący zostawiają tam codziennie mnóstwo pieniędzy.
Oczywiście i ja czasami korzystam z zakupów w tym miejscu, bo na przykład boli mnie głowa albo zbliżają się święta i człowiek zje czegoś za dużo. Lecz są to tylko „wypadki przy pracy”. Ale przecież trudno uwierzyć, że jak będziemy łykali jakieś tabletki, będziemy żyli dłużej lub że się nie zestarzejemy. Ta nadmierna troska o własne zdrowie i samopoczucie często wydaje mi się doprawdy nieco przesadzona.
Czasami mam wrażenie, jakbym była w swoich zachowaniach nieco nienormalna. A szczególnie właśnie wtedy, gdy obserwuję moje koleżanki i kolegów - rówieśników, czyli „z jednej półki”. Pomijam już tu miejsce szczególne, jakim jest tablica ogłoszeń przed moim kościołem, służąca do wywieszania klepsydr. Zatrzymuję się co prawda przed nią, gdy tamtędy przechodzę, zerkam na wiek denatów, ale idę dalej, najwyżej z refleksją, że oto ktoś młodszy lub starszy ode mnie pożegnał się z tym światem. Ewentualnie pomyślę, ile jeszcze jest mi dane wędrować po ziemi.
Natomiast moje spostrzeżenia dotyczące rówieśników są przeważnie mocno krytyczne. Coraz bardziej zaczynają mnie irytować ludzie, którzy na starość stają się coraz bardziej skupieni na sobie, na swoich problemach egzystencjalnych lub zdrowotnych, oraz na tym, jacy są nieszczęśliwi i opuszczeni. Zapominając choćby o tym, że to oni wychowali swoje dzieci, więc jeśli narzekają, to na owoce własnej pracy.
Szczególnie przykre dla mnie jest takie jakieś roztkliwianie się nad sobą: „a bo to ja jestem już taka stara”. Owszem, bywa to żartobliwym usprawiedliwieniem wobec jakiejś niemożności, ale nie trzeba tego brać aż tak poważnie. Starość to po prostu odwrotność młodości, i nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Wiem to, bo sama jestem stara.
Oczywiście, choroby w wieku starczym bywają bardzo przykre i liczne, ludzie starsi nie są żadną atrakcją dla młodych. Ale przecież i pod koniec życia można być człowiekiem pożytecznym i potrzebnym. A przynajmniej nie być balastem. Bo starzy jesteśmy tylko wtedy - jak mówi William Wharton - kiedy większość ludzi wolałaby, żebyśmy już nie żyli. A to raczej rzadko się przytrafia.
Pomijam tu, naturalnie, takie stany, gdy człowiek jest w swojej chorobie zależny od innych, gdy cierpi sam lub gdy mu brak już bliskich. Chociaż i w takich sytuacjach można się spotkać z prawdziwą pełnią człowieczeństwa, a nawet ze swoistym heroizmem. Prof. Antoni Kępiński stwierdził, że ludzie, którzy przyjmują swoją starość, nie robiąc z niej problemu, są młodsi od tych, którzy chcą za wszelką cenę zachować swą młodość.
Miałam kuzynkę, ciotkę. Była to bardzo dzielna kobieta, wychowała sześcioro dzieci. Pod koniec życia zaczęła tracić wzrok. Do dobrego tonu należało niezauważanie tego faktu na przykład przy stole, nawet jeśli czasem nie trafiła ręką tam, gdzie trzeba. Nikt by nie śmiał nawet jej pomagać.
Prawie 100-letnia śp. pani Władysława, moja sąsiadka, gdy prawie równie wiekowa siostra musiała ją oddać do domu opieki, bo sama zapadła na zdrowiu, nigdy ani jednym słowem nie wyraziła pretensji z tego powodu. I jeszcze modliła się za swoją siostrę do końca swoich dni.
Pani Alina, wdowa, moja korespondentka z „Niedzieli”, która została na świecie zupełnie sama, bo nawet jedyna córka umarła młodo i bezpotomnie, wciąż wychodzi do ludzi - do dalszych krewnych, do sąsiadów, by dzielić się z nimi dobrym słowem i wspólnym posiłkiem.
Pani Stefania z Olsztyna, inna moja wieloletnia korespondentka, od dziesięcioleci na wózku, a właściwie w łóżku, wciąż potrafi zgromadzić przy sobie ludzi, którzy czerpią od niej siły duchowe do przetrwania wśród zdrowych.
Mogłabym tak przytaczać jeszcze wiele przykładów, zamiast tego proponuję na koniec jeszcze jedną złotą myśl, tym razem Sokratesa: „Nigdy nie zestarzeje się serce, które kocha”. q

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jakim światłem świecę wobec innych?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 3, 16-21.

Środa, 30 kwietnia. Dzień Powszedni albo wspomnienie św. Piusa V, papieża
CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

Bodnar o zabójstwie lekarza: osobą zatrzymaną w tej sprawie jest funkcjonariusz Służby Więziennej

2025-04-30 07:20

[ TEMATY ]

szpital

Kraków

nożownik

PAP/Art Service

Szef MS, prokurator generalny Adam Bodnar oświadczył we wtorek wieczorem w Katowicach, że osobą, która została zatrzymana w sprawie zabójstwa lekarza Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, okazał się funkcjonariusz Służby Więziennej.

We wtorek zamordowany został lekarz ortopeda krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego Tomasz Solecki. Do gabinetu, w którym badał pacjentkę, wtargnął 35-letni mężczyzna i zaatakował medyka nożem. Lekarz mimo wysiłków personelu medycznego zmarł. W sprawie zabójstwa śledztwo wszczęła Prokuratura Rejonowa Kraków Podgórze.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję