Reklama

Będzie, co ma być...

Poznałam ją w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Zabrzu. Śliczna, filigranowa, pogodna, o spojrzeniu łagodnym niczym owieczka, nie wyglądająca na swoje 23 lata. Martyna Kochanowska z obrzeży Zagłębia wydaje się być okazem zdrowia, pozbawioną bolesnych doświadczeń, młodą dziewczyną.

Niedziela sosnowiecka 44/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdyby nie wypadek

Reklama

Pogodne dzieciństwo i typową rodzinną sielankę, o jakiej marzą chyba wszyscy rodzice i ich pociechy, przerwało dramatyczne wydarzenie, którego owoce Martyna i jej najbliżsi zbierają do dziś. Był 12 października 1988r. 9-letnia Marynka ze swoją 11-letnią siostrą Anią wybrały się w odwiedziny do babci. To była sekunda nieuwagi, której o mały włos dziewczynka nie przypłaciła życiem. Wybiegła zza autobusu prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu. Uszkodzona czaszka, złamana miednica, odbita prawa nerka - taki był efekt. Przez 2 tygodnie ważyło się jej życie, bo przez tyle też czasu dziecko nie odzyskiwało przytomności. "To, co przeżyli rodzice, trudno jest nawet opisać. Do tej pory wspomnienie wyciska łzy w oczach mamy czy taty, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę dlaczego..., bo oni doskonale wiedzą, że gdyby nie tamten wypadek, dziś wszystko wyglądałoby inaczej" - wyznaje Martyna. Gdy dziecko któregoś dnia uśmiechem dało znać, że do nich wraca, kamień spadł z serca najbliższych, a przez odzyskanie świadomości dziecka rodzice odzyskali sens życia. Rozpoczął się długi proces leczenia, przywracania sprawności, pobyt w kolejnych szpitalach, dostosowywanie się do zaleceń lekarskich, terapia i rehabilitacja. "Szkoda tylko, że w tych wszystkich diagnozach medycy zapomnieli o nerce, która też wówczas została uszkodzona. Po kilkumiesięcznej rehabilitacji dziewczynka wróciła do domu. Krótko jednak trwała radość, bo po niespełna 4 latach odezwały się nieszczęsne nerki. Pani doktor przez 6 lat stawiała tylko jedną, i niestety, mylną diagnozę: "To kręgosłup tak boli, od uderzenia w czasie wypadku" - wyjaśniała. "Przepisywała coraz to nowe maści, a ja smarowałam ten mój kręgosłup. W końcu poszłam do pracowni usg, aby sprawdzić, co dzieje się z nerkami. Wynik badania był szokujący. Prawa nerka pracowała tylko w 9 %, lewa zaś w 91%. Miałam wówczas 19 lat. Opinia nefrologów i urologów brzmiała dla mnie jak wyrok: Trzeba jak najszybciej usunąć prawą nerkę, która nie dość, że traci całkowicie swoje funkcje, ale od niej psuje się druga. Nie było na co czekać. Operacja trwała kilka godzin. Po wybudzeniu się usłyszałam cudowną wieść. Udało się ją ocalić: dokonano plastyki, usunięto wodonercze. Trzeba teraz tylko regularnie kontrolować ich pracę podczas badań scyntygrafii i urografii" - opowiada swoją historię.

"Spece" od nerek

Po raz kolejny odetchnęła z ulgą. Do domu powróciła radość życia. Poznała chłopaka, z którym marzyli o wspólnym życiu. Trochę odszedł w cień problem jej zdrowia i nawet gdy pojawiały się od czasu do czasu ataki bólu, to próbowała je zagłuszyć, przetrzymać. "Szczęście moje było większe niż ból nerki. Zostaliśmy narzeczonymi. Wyznaczyliśmy termin ślubu na 3 sierpnia 2002 r. Nie mogę jednak przyznać, że czułam się zdrowa. Specjalistyczne badania, które przechodziłam co jakiś czas, nie przynosiły pomyślnych wyników. Nerki nie pracowały dobrze. Zmniejszała się ich funkcjonalność, a moje szczęśliwe życie regularnie przerywał brutalny ból. Regularnie i prywatnie chodziłam do znanego i cenionego w medycznej branży lekarza z tytułem profesora, który twierdził, wbrew temu, co uwidaczniały wyniki badań, że naprawdę jest wszystko w porządku i nie ma w ogóle się czym przejmować"- informuje Martynka. Opinia jednego specjalisty była jednak dla dziewczyny niewystarczająca. Nerki pobolewały, a wyniki raz po raz nie przynosiły optymistycznych wieści. Udała się do Wrocławia, do kolejnego lekarza-specjalisty od nerek, który, gdy usłyszał nazwisko swojego "zacnego poprzednika", stwierdził, że wszystko jest w należytym porządku. "Tymczasem, teraz wiem, że nic nie było w porządku. Nie było jednak furtki, przez którą można było się przedrzeć, aby poznać nawet najbardziej szokującą prawdę o swoim stanie zdrowia. Cisnęły się na usta hasła: państwo w państwie, klika, itd."- relacjonuje. Na czas przedślubny moje nerki, jakby na zamówienie, przestały dawać bolesne sygnały. Wówczas na krótko, ale uwierzyłam tym wszystkim "specom" od nerek, że jest nieźle i może nie jestem tak poważnie chora" - dodaje.

Cząstka mnie...

"W całym swoim życiu nie miałam większego pragnienia ponad to, by mieć dziecko, dlatego nie chciałam czekać, ale zaraz po ślubie marzyłam o zajściu w ciążę. We wrześniu zachorowałam jednak na zapalenie płuc. To było szczęście w nieszczęściu. Znajoma pielęgniarka, która podawała mi zastrzyki, pracowała na Oddziale Nefrologii Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu. Opowiedziałam jej to wszystko. Była przerażona. Historię mojej długiej choroby przekazała Panu Docentowi" - opowiada Martynka. Wynik był taki, że natychmiast musiała położyć się na oddziale. Jeden ze specjalistów chwycił się za głowę, kiedy zobaczył, w jakim stanie są jej nerki. "Jestem świadoma, że byłam powoli i systematycznie uśmiercana. Gdybym nie dostała się tutaj, zresztą przez czysty przypadek, pewnie niedługo musiałabym pożegnać się z tym światem. To poważna choroba. Lekarze zabrzańskiej Kliniki stwierdzili, że niestety w przyszłości czekają mnie dializy albo nawet przeszczep nerki, ale nie jest to sprawa na "już". Może za 5, a może za 30 lat, dlatego nie załamuję się. Będzie, co ma być. Pragnę żyć pełnią życia, cieszyć się z tego, co mam, kochać swoich najbliższych - męża, rodziców, siostrę i tego najmłodszego i najcudowniejszego - mojego chrześniaka, 10-miesięcznego Kevinka. Nie zamartwiam się i nie myślę, ile jeszcze mam czasu. Po prostu - będzie, co ma być... "Co z dzieckiem?" - pytam. "Lekarze odradzają, mówią, że w przypadku ciąży zagrożone będzie moje życie, ale mimo to chciałabym je urodzić. Nawet gdyby mnie zabrakło, zostanie tu na ziemi jakaś mała cząstka, moja cząstka, której zawsze pragnęłam. Wszystko jednak zawierzam Bogu, w którego mocno wierzę i bardzo często z Nim rozmawiam, również na temat naszego dziecka..." - ze wzruszeniem wyznaje Martynka.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dyspensa 5 grudnia? W archidiecezji katowickiej już zdecydowano

2025-12-02 10:38

[ TEMATY ]

dyspensa

decyzja

archidiecezja katowicka

abp Andrzej Przybylski

5 grudnia

Karol Porwich/Niedziela

Abp Andrzej Przybylski

Abp Andrzej Przybylski

Abp Andrzej Przybylski udzielił dyspensy od obowiązku zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych.

W związku z uroczystościami związanymi ze wspomnieniem św. Barbary, patronki górników i archidiecezji katowickiej, które przypada w czwartek 4 grudnia, abp Andrzej Przybylski, metropolita katowicki, udzielił wszystkim diecezjanom oraz wiernym przebywającym na terenie archidiecezji katowickiej dyspensy od obowiązku zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych w piątek 5 grudnia 2025 roku.
CZYTAJ DALEJ

Córka założyciela Hamasu przeżyła nawrócenie. Teraz opowiada o odnalezieniu wiary w Chrystusa

2025-12-02 14:26

[ TEMATY ]

nawrócenie

strefa gazy

córka

założyciel Hamasu

odnalezienie wiary

Juman Al Qawasmi

PAP

Córka założyciela Hamasu opowiada o swoim nawróceniu

Córka założyciela Hamasu opowiada o swoim nawróceniu

Amerykańska stacja telewizyjna CBN News przeprowadziła wywiad z Juman Al Qawasmi, urodzoną w Katarze córką jednego z założycieli Hamasu a od 2002 do 2015 roku była żoną Muhammada Kawasmi (znanego jako Abu Jaffar), przywódcy tej islamskiej organizacji w Strefie Gazy. W wywiadzie kobieta opowiada, jak po latach wewnętrznego kryzysu i przemocy w Gazie przeszła od wychowania naznaczonego religijną nienawiścią do odnalezienia wiary w Jezusa Chrystusa.

Al Qawasmi stwierdziła, że od najmłodszych lat była wychowywana w nienawiści do Żydów, chrześcijan i wszystkich, którzy nie należeli do Hamasu. Wyjaśniła, że w jej środowisku religijnym dzieciom wpajano, że Koran nakazuje zabijanie Żydów, a Jezus - zwany w islamie Isa - powróci, aby zniszczyć krzyż i wesprzeć brutalną walkę przeciwko nim.
CZYTAJ DALEJ

Presja ma sens. Prokuratura zmienia termin przesłuchania o. Rydzyka

2025-12-02 12:04

Karol Porwich/Niedziela

O. Tadeusz Rydzyk

O. Tadeusz Rydzyk

Prokuratura Regionalna w Rzeszowie zmieniła termin przesłuchania o. Tadeusza Rydzyka jako świadka w sprawie dot. Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II. Uwzględniła jego wniosek – poinformowała we wtorek rzeczniczka prokuratury prok. Dorota Sokołowska-Mach. Nie podała jednak nowego terminu.

O. Tadeusz Rydzyk 17 listopada poinformował w Radiu Maryja, że został wezwany do prokuratury na przesłuchanie w sprawie Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II na 8 grudnia, czyli w dniu, w którym przypada 34. rocznica powstania Radia Maryja. Datę tę potwierdziła wówczas rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie Dorota Sokołowska-Mach.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję