Pokojową Nagrodę Nobla 2022 otrzymali białoruski opozycjonista Aleś Bialacki oraz rosyjskie stowarzyszenie Memoriał i ukraińskie Centrum Wolności Obywatelskich. - Tegoroczni laureaci są przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego w swoich ojczyznach. Przez wiele lat wspierali prawo do krytyki władzy i ochronę fundamentalnych praw obywateli - przekazał Komitet w uzasadnieniu swojego wyboru.
Reklama
"Podjęli niezwykły wysiłek, aby udokumentować zbrodnie wojenne, przypadki łamania praw człowieka i nadużyć władzy. Wspólnie ukazują znaczenie społeczeństwa obywatelskiego dla pokoju i demokracji" - napisano w uzasadnieniu.
Przyznanie pokojowych nagród Nobla nie dziwi w kontekście wojny na Ukrainie, ale warto przypomnieć też jedną skandaliczną aferę sprzed dekady, gdy polski wymiar sprawiedliwości pomagał białoruskiemu reżimowi w represjonowaniu i skazaniu Alesia Bialackiego.
Bialacki trafił za kraty 11 lat temu m. in. dzięki polskiej prokuraturze z czasów rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Za czasów, gdy prokuratorem generalnym był Andrzej Seremet Polska przekazała w 2011 r. reżimowi białoruskiemu dane dotyczące opozycjonisty, które pozwoliły na jego zatrzymanie, a następnie skazanie.
W Polsce wybuchł wówczas skandal.
Andrzej Seremet zażądał sprawdzenia, czy białoruski reżim już wcześniej występował z podobnymi wnioskami. Jak się okazało, były dwie sprawy, w których Polska odmówiła pomocy prawnej Białorusi. Ale w przypadku Bialackiego zdecydowano się wydać dane, które obciążyły go w politycznym procesie.
24 listopada 2011 roku Bialacki został skazany na 4,5 roku kolonii o zaostrzonym rygorze oraz na konfiskatę mienia. Wyrok został potępiony przez białoruskich polityków opozycyjnych, obrońców praw człowieka, polityków i dyplomatów państw Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Radę Europy.