Reklama

Uśmiech oddaje wszystko

Świata się nie zmieni, zawsze będzie istniało w nim dobro i zło, zawsze będą ludzie szczęśliwi i nieszczęśliwi. Wiem jednak, że dobro warto czynić mimo wszystko

Niedziela Ogólnopolska 10/2008, str. 14-15

Marek Kowalski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Przewoźnik: - Działa Pani społecznie na rzecz osób niepełnosprawnych, potrzebujących pomocy. Czy choć trochę naprawiła Pani świat?

Anna Dymna: - Podobne pytanie zadał mi dziennikarz, który przeprowadzał ze mną wywiad rzekę: „Po co Pani to wszystko robi, przecież świata i tak Pani nie zmieni?”.

- A zmieni Pani?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Oczywiście, że nie. Świata się nie zmieni, zawsze będzie istniało w nim dobro i zło, zawsze będą ludzie szczęśliwi i nieszczęśliwi. Wiem jednak, że dobro warto czynić mimo wszystko. Ciemność i jasność będą zawsze, możemy jednak spowodować, żeby w mroku nie zatonąć.
Myślę, że przy pomocy wielu ludzi udało mi się wywołać uśmiech na kilku smutnych twarzach, poprawić komuś życie, pomóc się zaakceptować, uwierzyć we własne siły.

- Wciąż jednak są miejsca, o których można powiedzieć, że Pan Bóg o nich zapomniał…

- Tak, ale gdy nagle w takim miejscu zapala się światełko, pojawia się czasem drobna inicjatywa ludzka - to jest to iskra, od której zapala się wielkie ognisko. I nagle robi się ciepło i jasno. I odmienia się zupełnie ludzkie życie. Takie działania ratują świat.

- Dlaczego zaczęła Pani pomagać ludziom niepełnosprawnym?

Reklama

- Sama się nad tym zastanawiam… Na pewno nie dlatego, by zyskać ich wdzięczność. Gdy pomagam, nie kalkuluję. Najważniejsze rzeczy, jakie zrobiłam w życiu, powstały z odruchu serca.

- Zaczęło się od podkrakowskich Radwanowic, prawda?

- Tak. Po raz pierwszy pojechałam tam w 1999 r. Otoczyła mnie wtedy grupa ludzi niepełnosprawnych umysłowo, z których 70% w ogóle nie wiedziało, kim jestem. Od razu mnie jakoś polubili. Nawiązałam z nimi kontakt, zaprzyjaźniłam się i zaczęłam im pomagać. Do dziś usiłuję robić dla nich coś pożytecznego.

- Nie przeszkadza fakt, że jest Pani osobą publiczną?

- Zdaję sobie sprawę, że w tym tkwi moja siła. Kiedy walczę o pieniądze dla niepełnosprawnych, wiele osób podczas spotkania wspomina moje role. „Jak ja się w pani kochałem, jak pani była Marysią Wilczurówną czy Anią Pawlaczką” - słyszałam wiele razy. To bardzo pomaga w zdobywaniu funduszy na konkretny cel. Poza tym moi niepełnosprawni są inaczej traktowani, kiedy przy nich jestem. Dla Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, organizowanego dla nich, pozyskuję największe gwiazdy naszej estrady. Są wśród nich m.in. Paweł Kukiz, Irena Santor, Anna Maria Jopek, Edyta Bartosiewicz. To ludzie, którzy bez żadnych wątpliwości powiedzieli: - Jeśli ty to robisz, to my idziemy z tobą. I stoją przy osobach niepełnosprawnych, dodają im odwagi i siły.

- Można więc powiedzieć, że dobro rodzi dobro. Jeśli czynimy coś dla dobra drugiego człowieka, to nagle spotyka się ludzi, którzy pomagają w takim działaniu.

Reklama

- Dokładnie tak, uśmiech oddaje uśmiech, i to zwykle podwójny, a jak czynisz dobro, to ono przyciąga. Moja Fundacja „Mimo Wszystko” działa na rzecz osób niepełnosprawnych, chorych, pokrzywdzonych przez los. Nasze działanie opiera się na uśmiechu, a nie na narzekaniu. Nie ukrywam, że czasem mnie to wszystko przerasta. Organizuję dwa ogólnopolskie festiwale. Wkrótce Fundacja zacznie budować w Radwanowicach ośrodek dla niepełnosprawnych. Teren pod ten ośrodek przekazała Fundacja im. Brata Alberta. Stworzymy tu nowoczesne warsztaty terapii artystycznej dla stu osób. Służyć one będą zarówno mieszkańcom tamtejszego schroniska dla niepełnosprawnych, jak i podopiecznym naszej Fundacji. Na terenie radwanowickiego schroniska planujemy także budowę boiska oraz hali sportowej. Muszę tu powiedzieć o ks. Tadeuszu Isakowiczu-Zaleskim z Fundacji im. Brata Alberta: gdyby nie on, nic bym nie zrobiła, zresztą moja praca z niepełnosprawnymi rozwinęła się dzięki niemu. On mnie wszystkiego nauczył.

- Fundacja angażuje się przede wszystkim w pomoc dorosłym niepełnosprawnym umysłowo. Dlaczego właśnie im?

- Upośledzone dzieci mają sporo ośrodków pomocy, szkół. Dla nich łatwiej pozyskać pieniądze. Młodzieżą natomiast mało kto się zajmuje. Wielu z tych młodych, kiedy straci rodziców, zostaje bez opieki. Ci ludzie wracają wtedy do melin, do rodzin patologicznych, trzeba się nimi zająć.
Uważam, że jest jeszcze jeden obszar polskiej rzeczywistości, mocno zaniedbany - to osoby starsze. U nas są one niejako na bocznicy, a przecież w starości zawarta jest skarbnica wiedzy, doświadczeń, z których można czerpać garściami.

- W ramach Fundacji podejmowanych jest wiele inicjatyw. Jedna z nich to otwarty oddział „Studenci studentom”.

- Codziennie w drzwiach naszej Fundacji staje zrozpaczony człowiek, którego dziecko, żona czy mąż ucierpieli w wypadku lub cierpią na jakąś chorobę. To ludzie, którzy byli już niemal wszędzie i nie otrzymali żadnej pomocy. Zakładamy im subkonta (mamy już ponad 100 takich kont).

- Warto tu wspomnieć o Pani największym i najkosztowniejszym planie...

Reklama

- Po wielu staraniach Fundacja podpisała umowę z Lasami Państwowymi na bezpłatne użytkowanie 4,1 ha ziemi. Przekazano nam grunt po byłej jednostce wojskowej w miejscowości Lubiatowo, między Łebą a Białogórą. Jest to piękny teren, położony 700 m od plaży. Chcemy, by powstał tam ośrodek wczasowo-rehabilitacyjny „Spotkajmy się” dla ok. stu osób niepełnosprawnych. Tam ludzie okaleczeni przez los spotkają się z życzliwością i radością, ich życiu przywrócona będzie godność, wiara w siebie. Chcemy stworzyć pierwszą ścieżkę nadmorską dla niepełnosprawnych. Planujemy uruchomić tam warsztaty terapii artystycznej, gdzie prowadzone będą zajęcia dzienne dla niepełnosprawnych z biednych, zaniedbanych terenów z ogromnym bezrobociem. Pragniemy, by działała w ośrodku poradnia dla bezrobotnych, dla alkoholików. To wymaga dużych nakładów finansowych i sił, ale jest już wielu wspaniałych ludzi wokół mnie.

- Skąd u Pani taka siła ducha do mierzenia się z przeciwnościami i ludzkim cierpieniem? Obcuje Pani z nim również w programie Mateusza Dzieduszyckiego „Spotkajmy się”.

- Siły czerpię od ludzi, tak na scenie, jak i w życiu, w działaniu. Kiedyś myślałam, że nie będę potrafiła rozmawiać z ludźmi chorymi, bo to przekracza moją odporność i siły. Okazało się, że daję radę i że to właśnie ja od nich wiele czerpię. Kiedy rozmawiam z nimi na planie, nie ma już we mnie żadnych barier, nie widzę w nich chorób i kalectwa. Ci ludzie jak tlenu potrzebują rozmowy o śmierci, o cierpieniu, o chorobie, by ją oswoić, odwstydzić, uczłowieczyć. Chcą być traktowani normalnie, odpowiadać na proste, zwyczajne pytania. Mimo że rozmowom często towarzyszy ogromne cierpienie, czasem są one bardzo radosne.
Kiedyś rozmawiałam z ludźmi, którzy nie mogą mówić, ale ja wiem, że w środku są tacy sami jak ja, tylko że ich myśli są „pozamykane”. Wspomnę choćby 22-letniego Łukasza, który ma ciężkie porażenie mózgowe, nie może pisać ani mówić, ale uśmiecha się. A pisze nosem na klawiaturze.

- Czy to nie przytłacza?

Reklama

- Czasem tak. Bywa, że sobie popłaczę, że nawet na wizji puszczają mi nerwy. Kiedyś po rozmowach z sześcioma osobami wydawało mi się, że jestem na skraju wytrzymałości, że więcej nie dam rady. Ale kiedy przyszedł kolejny rozmówca - od 27 lat całkowicie sparaliżowany, który mówił mi, że cieszy się życiem i że ono jest piękne - to jak wtedy myśleć o bólu głowy? W takich sytuacjach robi mi się wstyd.
Moje bycie z niepełnosprawnymi to sprzężenie zwrotne. Od tych ludzi naprawdę wiele przejmuję, bo oni mają w sobie radość i siłę.

- Co tego rodzaju program zmienia w ludziach, którzy go oglądają?

- Myślę, że może burzyć bariery, bo po to właśnie jest, żeby pokazać, iż wokół nas są niepełnosprawni. Dobrze, że coraz częściej spotykamy ich na ulicy, w kinie, teatrze, restauracji, że pojawiają się w mediach. Ale niektóre prawa ciągle są przeciwko nim, upokarzają ich. Musimy o tym mówić.
Przypominam sobie słowa Jana Pawła II, który twierdził, że w każdym człowieku jest Boża iskra: „Kimkolwiek jesteś, jesteś kochany - nie zapomnij, że każde życie, nawet bezsensowne w oczach ludzi, ma wieczną i nieskończoną wartość w oczach Boga”. O tym trzeba pamiętać.

Tworzony przez Annę Dymną Ośrodek Rehabilitacyjny „Spotkajmy się” można wspomóc, przekazując 1 % podatku dochodowego.
Twój 1% ma siłę milionów!
KRS 0000174486
infolinia 0-801 003 173
www.mimowszystko.org

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kapłan rodzi się z miłości, nie z obowiązku czy przymusu

2025-05-08 09:19

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Karol Porwich/Niedziela

Kapłan rodzi się z miłości, nie z obowiązku czy przymusu. O miłość zaś trzeba zabiegać. Trzeba o nią prosić i troszczyć się, kiedy zaczyna kiełkować, aby się pięknie i bujnie rozwijała.

Jezus powiedział: «Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».
CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników. Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę... Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego. W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.
CZYTAJ DALEJ

Związek Dużych Rodzin Trzy Plus inauguruje kampanię społeczną „Wybieram rodzinę”

2025-05-15 16:16

[ TEMATY ]

rodzina

Związek Dużych Rodzin

Adobe Stock

Pozytywny wizerunek rodziny, zachęta do budowania trwałych relacji oraz pokazanie, że rodzina może liczyć na wsparcie - takie m.in. cele przyświecają kampanii społecznej „Wybieram rodzinę”, zainicjowanej przez Związek Dużych Rodzin Trzy Plus. Oficjalna inauguracja kampanii miała miejsce dziś podczas spotkania w kawiarni Agere Contra w Warszawie. Podczas spotkania mówiono również o 13 Ogólnopolskim Zjeździe Dużych Rodzin, który zaplanowany jest od 6 do 8 czerwca w Zakopanem. Odbył się też krótki panel na temat problemów demograficznych.

O idei kampanii, zainicjowanej przez Elżbietę Majkę z ZDR opowiedziała Korina Bulenda - Nowak, specjalistka ds. komunikacji ZDR. Podkreśliła, że kampania „Wybieram rodzinę” skierowana jest przede wszystkim do młodych ludzi, którzy stają przed wyborem swojej drogi życiowej. Kampania ma pokazać wartość rodziny, wartość życia we wspólnocie, w której mamy z kim dzielić troski i radości. Zaznaczyła, że nie chodzi o to, by przedstawiać rzeczywistość wyidealizowaną i "cukierkową" ale taką, w której mimo różnych trudności jest w sumie więcej radości.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję