Trudno oprzeć się wrażeniu, że polityka niemiecka dąży de facto do zaostrzania stosunków polsko-niemieckich; może o tym świadczyć wyemitowany niedawno w Niemczech dla wielomilionowej widowni film telewizyjny o przesiedleńcach, jakby służący wymazaniu i zepchnięciu na dalszy plan kapitalnego w tych stosunkach pytania: Dlaczego rząd niemiecki nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności materialnej, związanej z tymi przesiedleniami - jeśli roszczenia przesiedleńców uważa za bezpodstawne? Dlaczego to Polska ma uzasadniać ich „bezpodstawność”?... Stąd nasza głęboka nieufność co do szczerości niemieckich intencji.
Stosunki polsko-niemieckie nie są symetryczne. W Polsce nie zdarzają się aktualne podręczniki szkolne z mapami granic sprzed 1939 r. W Niemczech to się zdarza, niedawno ujawniono kolejny taki podręcznik. Stosunki polsko-niemieckie nie są też symetryczne ze względu na status mniejszości narodowych: polska mniejszość narodowa w Niemczech nie cieszy się takimi uprawnieniami (nawet nie jest uznawana de jure za mniejszość), jak niemiecka w Polsce. Czy upierając się przy takim stanie rzeczy i nie zmieniając własnego prawa - polityka niemiecka chce, byśmy i my w Polsce odebrali obecny status mniejszości niemieckiej, wyrównując tę dysproporcję? Jest to zarówno na gruncie prawa międzynarodowego, jak i wewnętrznego, polskiego - możliwe.
O niejasnych intencjach polityki niemieckiej wobec Polski świadczy też stanowisko niemieckiego rządu w sprawie rozmieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy obronnej, najwyraźniej uzgadniane z polityką rosyjską, zdecydowanie wrogą takiemu posunięciu. Dlaczego polityka niemiecka niechętna jest takiemu wzmocnieniu bezpieczeństwa Polski, jeśli nie dokonuje się ono ze szkodą dla bezpieczeństwa Niemiec? Czemu rosyjskie „argumenty” zdają się przemawiać do niemieckiego rządu bardziej niż polskie?... W Polsce musi to budzić - budzi i będzie budzić - bardzo niedobre skojarzenia i obawy; pamiętamy przecież „okres Rapallo” i jego nieodległe w czasie konsekwencje. Dlatego budzi także zdumienie niemiecka inicjatywa, by tę polsko-amerykańską inicjatywę na rzecz wzmocnienia poczucia bezpieczeństwa w Europie wpisać w „ramy NATO”, paktu, który ulega pewnej widocznej erozji, której sprzyja w dodatku niemieckie poparcie dla „europejskich sił zbrojnych”. Nie trzeba zbytniej przenikliwości, by zauważyć, że te „eurosiły” uwalniałyby właśnie od dotychczasowej amerykańskiej kurateli niemiecką Bundeswehrę...
Nasza obserwacja, że to polityka niemiecka zaostrza stosunki polsko-niemieckie, nie jest więc bezpodstawna (a znajduje potwierdzenie w tonie sporej części prasy niemieckiej, w bezczelnych i aroganckich wypowiedziach pod adresem polskiego rządu, nie tylko zresztą ze strony niemieckich mediów). Być może są to posunięcia mające na celu „zmiękczenie” władz polskich wobec przygotowywanej przez rząd niemiecki tzw. deklaracji berlińskiej, ale nie wydaje się, by „deklaracja berlińska” mogła nam przesłonić prawdziwe problemy, nie z polskiej winy nawarstwiające się na osi Berlin-Warszawa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu