Reklama

Ksiądz na Mont Blanc

Niedziela częstochowska 52/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Jacek Molka: - Wiele osób fascynujących się górami, pytanych skąd ta pasja się bierze, odpowiada, że chodzą po górach dlatego, że one po prostu są. Skąd u Księdza ta pasja do górskich wędrówek?

Ks. Jacek Michalewski: - Trudno powiedzieć skąd to się bierze, ale mogę powiedzieć, jak to się zaczęło i może właśnie na tej drodze ku zdobywaniu najpiękniejszych sanktuariów świata - nie ręką ludzką uczynionych - jest odpowiedź. Każdy człowiek ma w sobie jakieś pragnienia, marzenia; coś, co chciałby osiągnąć, czego chciałby dokonać, nie od razu w aspekcie zdobywania górskich szczytów, ale właśnie u mnie ta droga stała się pasją życia.

- A zatem, jak to wszystko się zaczęło?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Właściwie jeździłem do Zakopanego od pierwszej klasy szkoły średniej. W głębi duszy coś mi podpowiadało, że tam wysoko jest inny świat, piękniejszy, tajemniczy, czasami niedostępny. To pragnienie pozostało we mnie aż do 1999 r., kiedy z jednym z moich przyjaciół ruszyłem po raz pierwszy w „wysokie góry”. Ruszyliśmy w stronę Czerwonych Wierchów. Ze względy na bardzo słabą kondycję, towarzysz mojej pierwszej wyprawy wyprzedzał mnie o 20 min. (może nawet więcej). Moje myśli były coraz bardziej niepokojące: Dlaczego on mnie zostawia, przecież nie znam drogi, jak coś mi się stanie? Co jakiś czas zatrzymywał się jednak, czekając na mnie. Powoli, wylewając pot, walcząc z myślami o zawróceniu, posuwałem się do przodu, by wreszcie dotrzeć na pierwszy szczyt w moim życiu - Ciemniak (2096 m n.p.m.).

- I…?

- Pierwsza reakcja to ulga, głęboki oddech i łza radości. Tak! Po tylu latach marzeń jestem na takiej wysokości. Piękne uczucie niewypowiedzianej wolności. Świat z góry jest jak najpiękniejsze sanktuarium nie ręką ludzką uczynione. Nigdy nie zapomnę tych pierwszych widoków. Chciałem jeszcze wejść na Giewont, jednak było już za późno. Trzeba było zejść do Kuźnic. Jakiś bus zawiózł nas do Kościeliska. Całą drogę nic nie mówiłem. Patrząc na górskie szczyty, myślałem: One będą moje! I tak się potem stało. W następnych latach odkrywałem dotąd dla mnie nieznane szlaki Tatr, Pienin, Beskidów i innych pasm górskich. Chciałem pójść wyżej, więc ruszyłem do Matki Bożej na Zawracie, potem na Rysy i na Gerlach.

- Góry to również ludzie, z którymi się w nie wybiera...

Reklama

- Tak. W czasie poznawania piękna gór poznaje się również wspaniałych ludzi, którzy inspirują, którzy mają większe doświadczenie, którzy zdobyli konkretne szczyty. Na mojej drodze stanął himalaista Jacek Teler. Jego pasja zainspirowała mnie do wyjazdu po raz pierwszy na wyprawę w Alpy. Przy nim poznawałem arkana wspinaczki wysokogórskiej. To on uczył mnie korzystać z czekana, chodzić w rakach. Przy nim, zdobywając w warunkach zimowych szczyt Stolemberg (3202 m n.p.m.) w masywie Monte Rose, jeszcze mocniej uświadomiłem sobie czym jest zaufanie, pokora i działanie w warunkach ekstremalnych.

- No właśnie, jak to jest z tym poleganiem na sobie podczas górskich eskapad?

- Wspaniale to określiła Paulina Stępień, biorąca udział w jednej z wypraw, w której i ja się wspinałem w 2008 r.: „Góry to odpowiedzialność ja za ty i ty za ja, to poświęcenie, to pokonywanie własnych słabości, to uczenie się pokory wobec natury, która w każdej chwili może zmienić swe oblicze. Góry odzierają nas z masek, pokazują nam jacy jesteśmy wobec siebie i wobec innych, pokazują nam prawdę o nas samych. Odsłaniają nasze słabości - nie tylko te fizyczne. Wobec gór każdy z nas jest słaby i to w górach uczymy się, jak sobie radzić z tymi słabościami. Przez to ci, z którymi wędrujemy poznają nas takimi, jakimi jesteśmy. Związani jedną liną odpowiadamy jeden za drugiego, nie jest ważne czy się dobrze znamy czy nie, czy bardziej się lubimy czy mniej. Wtedy nie ma to znaczenia. Wtedy tworzymy jedno. Trzymamy linę a na tej linie w naszych rękach trzymamy ludzkie życie”. Od siebie dodam, że w górach też są porażki, z którymi trzeba się pogodzić. Kiedyś nie udało nam się wejść na Mont Blanc, innym razem na Elbrus. Niemniej jednak doświadczyłem swego czasu poczucia wysokości, gdy zaliczyłem trawers na 5100 m npm w górach Kaukazu.

- Mówi się o magii gór, o tym, że one człowieka urzekają. Na czym owa magia polega?

Reklama

- Nie użyłbym słowa magia. Tego nie da się wypowiedzieć ludzkim językiem. Coś, co przeżywa się w górach, gdzie nie ma komputerów, samochodów, ulicznego zgiełku, jest spotkaniem z prawdziwą wolnością, jest spotkaniem z samym sobą, jest odkrywaniem potęgi Stwórcy.

- Rozumiem, że wspina się Ksiądz zazwyczaj podczas wakacji…

- Tak. Minione wakacje zakończyły się sukcesem. Wraz z moim przyjacielem, ks. Grzegorzem Płanetą, który szefował logistycznie wyprawie w Alpy, i współtowarzyszami trafiliśmy w okno pogodowe. Pozwoliło nam ono zdobyć nie jeden, ale kilka szczytów. Najpierw Jegihorn (3206 m n.p.m.), gdzie pobawiliśmy się na via ferratach; potem wejście na komercyjny szczyt Weissmies (4026 m n.p.m.), a następnie bardzo trudny Brunegghorn (3833 m n.p.m.) i na koniec marzenie wielu z nas - Mont Blanc (4810 m n.p.m.). Pamiętam, że o 2.00 w nocy rozpoczął się nasz atak na szczyt. Powiązani linami w dwa zespoły pokonywaliśmy lodowiec, by stanąć na szycie 20 lipca o godz. 6.52 w pięknym słońcu, mając pod nogami całą Europę.

- Co Ksiądz czuł, zdobywając „dach Europy”?

- Zmęczenie, strach, respekt, pokorę, zaufanie wobec towarzyszy i to, co ludzkie, łzy szczęścia. Każdy z nas był świadomy, co zdobył, ile musiał pokonać przeciwności, by dotrzeć do tego miejsca.

- Ktoś może zadać pytanie: Po co igrać z życiem?

- Igrać z życiem można również siedząc przed telewizorem, połykając kolejną paczkę chipsów, idąc na spacer, czy też jadąc samochodem…

- Jakie plany na przyszłość?

- Prawdopodobnie Pamir, jednak wszystko jest na tę chwilę w planach. W każdym razie, kto raz zakosztował miłości do gór może powiedzieć za J. Harasymowiczem: „Zawsze, kiedy tam wracam… Dalekie miasta są niczem… W górach jest wszystko, co kocham”. To najpiękniejszy Boży Świat.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież przyjął nuncjusza apostolskiego na Ukrainie: „Podzieliłem się nadzieją i bólem”

2025-06-10 09:27

[ TEMATY ]

Ukraina

Nuncjusz Apostolski

Papież Leon XIV

Vatican Media

Papież Leon XIV i Abp Visvaldas Kulbokas, nuncjusz apostolski na Ukrainie

Papież Leon XIV i Abp Visvaldas Kulbokas, nuncjusz apostolski na Ukrainie

Abp Visvaldas Kulbokas, nuncjusz apostolski na Ukrainie, spotkał się z Papieżem Leonem XIV w Watykanie. Podczas audiencji 6 czerwca przekazał Ojcu Świętemu „nadzieję i ból” Ukrainy dotkniętej wojną. Jak podkreślił w rozmowie z Vatican News spotkanie miało charakter „duchowy i modlitewny”.

Nadzieja, modlitwa, świadectwa ludzi i smutek z powodu ostatnich intensywnych ataków na Ukrainie - tym właśnie podzielił się nuncjusz apostolski podczas spotkania w Pałacu Apostolskim w Watykanie. „To było bardzo ważne spotkanie, przygotowane wielką modlitwą - moją, współpracowników nuncjatury w Kijowie, biskupów, a nawet urzędników państwowych Ukrainy” - powiedział abp Kulbokas. Dodał: „Skupiliśmy się na sytuacji Kościoła w czasie wojny. Chciałem poczuć serce papieża i podzielić się własnymi doświadczeniami duchowymi. To była bardzo pocieszająca rozmowa, wypełniona modlitwą, która jest naszą najpotężniejszą bronią”.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Parolin: odnawiamy nasze zaangażowanie w służbę Papieżowi

Chcemy powiedzieć, że odnawiamy nasze zaangażowanie w służbę Ojcu Świętemu i Jego Piotrowej Posłudze – zawsze dla chwały Bożej, dobra Kościoła i zbawienia dusz – zaznaczył watykański Sekretarz Stanu, kard. Pietro Parolin w słowach pozdrowień skierowanych do Leona XVI, które wygłosił na początku audiencji dla papieskich przedstawicieli. W spotkaniu uczestniczyło 98 nuncjuszy apostolskich oraz 5 stałych obserwatorów.

Na początku przemówienia kard. Parolin wskazał, że wygłoszone pozdrowienie jest przede wszystkim „pozdrowieniem modlitewnym” początku pontyfikatu Leona XIV. Hierarcha zapewnił o modlitewnych pamięci i wsparciu.
CZYTAJ DALEJ

Z pamiętnika pielgrzyma - dzień 4

2025-06-10 18:35

ks. Łukasz Romańczuk

Wczoraj zapomniałem powiedzieć o jednym ze świętych, który towarzyszył nam przez cala drogę. Gdy rozpoczynaliśmy wędrówkę z Sutri na placu była figura tego świętego. Podobnie w kościele, w którym sprawowaliśmy Mszę świętą tak żeby jego obraz i figura. Święty ten jest bardzo charakterystyczny ponieważ obok jego nóg jest świnia. Patrząc oddali na tę figurę myślałem że to Święty Roch a zwierzę pod jego stopami to pies. Przyjrzałem się jednak bliżej okazało się że jest to prosiaczek.

A wspomnianym świętym jest święty Antoni Opat, znany także jako Pustelnik. Swoje wspomnienie liturgiczne ma 17 stycznia a dlatego jest ukazywany z prosiaczkiem ponieważ według pewnej historii, gdy podróżował drogą morską pewna locha przyniosła do niego chory prosię, on uczynił na nim znak krzyża. Prosię wyzdrowiało. Co ciekawe dzisiejszy dzień, także jest z prosiakiem w tle. A związany jest on z sanktuarium, które mijaliśmy po drodze. Santuario Madonna della Sorbo. Swoje początki sakralne to miejsce ma w 1427 roku, kiedy to papież Marcin V przekazał to miejsce karmelitom. Według miejscowych opowieści krąży historia o objawieniu Matki Bożej i dlatego jest w tym miejscu kult maryjny Historia opowiada o człowieku z jedną ręką, który pasł świnie w dolinie Sorbo. Pewnego dnia, szukając jednej z zabłąkanych świń, znalazł ją w pobliżu jarzębiny, gdzie ukazała mu się Madonna. Maryja sprawiła, że ręka młodzieńca odrosła i powiedziała do niego: „Idź do wsi i przekonaj ich, aby zbudowali sanktuarium na tym wzgórzu. Każdy, kto przyjdzie tu w procesji, otrzyma moją łaskę. Jeśli ci nie uwierzą, pokaż im swoją rękę”. Nie znając tej historii, mogę powiedzieć, że Via Francigena pomaga, aby tę prośbę zrealizować. Do sanktuarium prowadzi 14 krzyży, na których znajdują się tabliczki z numerami stacji. Pierwszy krzyż czyli pierwsza stacja jest już około 3,5 km od sanktuarium. To idealny dystans, aby między poszczególnymi stacjami rozważać te ważne wydarzenia, związane z misterium naszego zbawienia. Idąc między stacjami była idealna przestrzeń, aby te 14 stacji odnieść do życia swojego oraz wydarzeń, które dzieją się obecnie w Kościele, świecie, czy też w sposób szczególny mnie dotykają. Takie myśli wypływające z serca i wlewające nadzieję. Żałuję tylko, że nie udało mi się ich nagrać, bo chętnie bym do nich jeszcze wrócił, a pamięć niestety bywa ulotna.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję