Dziękuję Bogu, że mogłam tu trafić - mówi Zofia, która podczas pobytu w hospicjum świętowała pięćdziesięciolecie swojego małżeństwa. Hospicjum to miejsce, które wbrew pozorom tętni życiem.
Mieszkanka Londynu Cicely Saunders, urodzona w 1918 r., pragnęła zostać pielęgniarką. Początkowo uniemożliwiał jej to sprzeciw rodziców. Marzenie to udało jej się jednak zrealizować w 1944 r. Wtedy w londyńskim Szpitalu św. Łazarza opiekowała się nieuleczalnie chorym polskim lotnikiem - Dawidem Taśmą. W czasie rozmów z nim dostrzegła, jak bardzo potrzeba miejsc, gdzie ludzie będą mogli spokojnie oczekiwać na śmierć. Przez kolejne 19 lat Cicely przygotowywała się do najważniejszego zadania, jakie wyznaczył jej Bóg. Po studiach medycznych i odbyciu praktyki lekarskiej w Szpitalu św. Józefa, otworzyła w 1967 r. w Londynie specjalistyczny ośrodek opieki nad umierającymi chorymi - Hospicjum św. Krzysztofa. Stało się ono modelem tego typu instytucji, znanych i cenionych dzisiaj na całym świecie.
Czy można pomóc komuś, kto umiera? Nowotwór - to słowo dla wielu ludzi brzmi jak wyrok. Wydaje się, że wtedy nic już nie ma sensu. Jest jednak miejsce, gdzie wielu ludzi odnajduje nadzieję i wiarę w to, że tak naprawdę to dopiero początek. Takim miejscem jest hospicjum, które uczy, jak żyć. Uczy nie tylko tych, którzy kończą ziemski etap wędrówki, ale także tych, dla których perspektywa śmierci wydaje się daleka.
Uśmiechnięte hospicjum
Reklama
Jednym z najstarszym hospicjów w Polsce jest Stowarzyszenie Hospicyjno-Paliatywne „Hospicjum Płockie” pw. św. Urszuli Ledóchowskiej, które istnieje od 1987 r. (powstało jako ósme w Polsce; pierwszym było utworzone w 1981 r. Hospicjum św. Łazarza w Krakowie). Członkowie stowarzyszenia zajmowali się zwalczaniem bólu i innych objawów oraz opanowaniem problemów psychicznych, socjalnych i duchowych chorego. Na początku wszystkie prace wykonywali jako wolontariusze. W tej grupie znaleźli się m.in.: dr Krystyna Wendt, Urszula i Tomasz Korga, Krystyna Jakubowska, Maria Żurowska i Anna Wilczyńska. Cała opieka była organizowana w porozumieniu z rodzinami i pielęgniarzami podopiecznych, w ramach tego, co dzisiaj nazywamy „hospicjum domowym”. Z biegiem lat chorych zaczęło przybywać.
Założyciele stowarzyszenia wspominają, że początki były trudne. W 1993 r. otrzymali od władz Płocka siedzibę przy ul. Bielskiej 19, gdzie obecnie znajduje się księgowość Hospicjum, sala konferencyjna, w której odbywają się szkolenia, oraz magazyn leków i sprzętu medycznego. Dopiero w 1997 r., dzięki pomocy finansowej władz miasta, zorganizowano opiekę w oddziale stacjonarnym z siedmioma łóżkami dla chorych w budynku znajdującym się na terenie Caritas diecezji płockiej.
Na stronie internetowej hospicjum najważniejszą datą jest 2001 r., gdy rozpoczęto prace remontowe w oddanym przez władze Płocka na wieczyste użytkowanie budynku przy ul. Piłsudskiego. Z pomocą wielu sponsorów i dobrych ludzi udało się przystosować ten lokal do potrzeb hospicjum.
Od 2002 r. w oddziale stacjonarnym może więc przebywać 15 osób, w salach jedno- i dwuosobowych. W 2005 r. otwarto także oddział apaliczny, dla przewlekle chorych w stanie śpiączki (z 13 miejscami), gdzie pomoc świadczona jest także dzieciom w takim stanie. Oprócz tego wciąż prowadzona jest pomoc dla chorych w ramach hospicjum domowego oraz w poradni opieki paliatywnej. Rocznie z pomocy stowarzyszenia korzysta ok. 400 chorych i ich rodzin.
O tym, jak potrzebna jest ta pomoc, świadczą liczne podziękowania, także w postaci kolorowych kart, wierszy i obrazów, wywieszone na ścianach hospicjum. Znakiem tego jest także „uśmiechnięta” Patronka tego miejsca - Matka Urszula, która kiedyś napisała: „Uśmiech na twojej twarzy pozwala każdemu zbliżyć się bez obaw do ciebie, by prosić, by o coś zapytać. Może wlać do duszy smutnej, zbolałej jakby nowe życie, nowe nadzieje…”.
Człowiek w stanie terminalnym jest w radykalnie innej sytuacji niż osoba tylko chora. - Taki człowiek - mówi ks. Romuald Andruszkiewicz, kapelan Hospicjum św. Urszuli - przechodzi wówczas różne etapy, jakby stacje końca drogi: od szoku, przez nieprzyjmowanie niczego do wiadomości, wybuchy silnych emocji, po dialog i ukojenie. Stąd rodzi się potrzeba pomocy - zarówno dla jego sfery psychicznej i fizycznej, jak i dla duchowej. Ksiądz kapelan dodaje: „Hospicjum to miejsce, gdzie istnieje przywilej dotykania duszy człowieka chorego, człowieka umierającego, gdzie panuje cisza przed majestatem śmierci, gdzie doczesność styka się z wiecznością. W hospicjum nie umiera się, w hospicjum się odchodzi!”.
Przejście
Ilu jest tutaj pacjentów, tyle istnieje różnych sposobów przeżywania ostatnich chwil życia. - Młody nie myśli o śmierci, a życie tak szybko płynie - mówi starszy pan, od kilku dni przykuty do łóżka hospicyjnego. - Szkoda odchodzić, mam dobrą żonę, wspaniałe dzieci. I tyle wspomnień…
Ludzie nie boją się śmierci, ale raczej rozstania, w którym nie ma nadziei na spotkanie. Dlatego to „przejście” tak boli. Nie jest to związane tylko z fizycznym bólem pacjenta, choć choroba ukazuje wielu, jak kruche, a jednocześnie jak wartościowe jest życie. Kiedy zbliża się ku końcowi, potrzebuje przede wszystkim obecności drugiej osoby. Nie zawsze jednak może tej obecności doświadczyć w domu, wśród bliskich, którzy nierzadko nie mają czasu - bo pracują, wychowują dzieci. Stąd hospicjum nie musi być wtedy miejscem zesłania, oddalenia, ale oazą spokoju i przygotowania do tej najważniejszej chwili w życiu.
W hospicjum, jakim jest Hospicjum św. Urszuli, chorzy mają okazję do zmierzenia się z własnym życiem. Ta konfrontacja jest możliwa dzięki spotkaniu z ludźmi, ale przede wszystkim z Bogiem, który przychodzi w Komunii św., Eucharystii i w drugim człowieku, by „zdjąć z chorego trwogę”.
Człowiek gościem na świecie
Pierwsze hospicja zakładali średniowieczni chrześcijanie, którzy w tych miejscach przyjmowali i opiekowali się podróżnymi (łac. „hospes” oznacza „gość”). Od soboru nicejskiego (325 r.) w wielu miastach organizowano pod nadzorem diakonów takie miejsca schronienia. Działalność tę Kościół rozwinął w XI i XII wieku, gdy rozkwitał ruch pielgrzymkowy.
Przez wiele stuleci ludzie umierali w domu, w obecności bliskich. Także cmentarze znajdowały się w centrum miast, przy kościołach. Śmierć była więc naturalną częścią świadomości żywych. W nowo rozwiniętych społeczeństwach zaczęto wypierać śmierć, czyniąc z niej zjawisko niepopularne i marginesowe. Potrzeba opieki hospicyjnej staje się więc coraz powszechniejsza i potrzebna dla człowieka, który mimo tak wielkiego rozwoju gospodarki i medycyny, wciąż pozostaje gościem (hospes) na świecie.
I choć w hospicjum obecni są psychologowie, pielęgniarki, wolontariusze, wielodyscyplinarne zespoły lekarskie, kapelan, to sens tego najważniejszego spotkania jest ciągle ten sam: „Bo życie Twoich wiernych, Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie…” (prefacja z Mszy św. za zmarłych).
Ważne informacje:
Stowarzyszenie Hospicyjno-Paliatywne „Hospicjum Płockie” pw. Św. Urszuli Ledóchowskiej w Płocku, ul. Piłsudskiego 37; Wolontariat, tel. (0-24) 263-14-06; 0-605-821-521.
Jan z Antiochii, nazywany Chryzostomem, czyli „Złotoustym”, z racji swej wymowy, jest nadal żywy, również ze względu na swoje dzieła. Anonimowy kopista napisał, że jego dzieła „przemierzają cały świat jak świetliste błyskawice”. Pozwalają również nam, podobnie jak wierzącym jego czasów, których okresowo opuszczał z powodu skazania na wygnanie, żyć treścią jego ksiąg mimo jego nieobecności. On sam sugerował to z wygnania w jednym z listów (por. Do Olimpiady, List 8, 45).
Urodził się około 349 r. w Antiochii w Syrii (dzisiaj Antakya na południu Turcji), tam też podejmował posługę kapłańską przez około 11 lat, aż do 397 r., gdy został mianowany biskupem Konstantynopola. W stolicy cesarstwa pełnił posługę biskupią do czasu dwóch wygnań, które nastąpiły krótko po sobie - między 403 a 407 r. Dzisiaj ograniczymy się do spojrzenia na lata antiocheńskie Chryzostoma.
W młodym wieku stracił ojca i żył z matką Antuzą, która przekazała mu niezwykłą wrażliwość ludzką oraz głęboką wiarę chrześcijańską. Odbył niższe oraz wyższe studia, uwieńczone kursami filozofii oraz retoryki. Jako mistrza miał Libaniusza, poganina, najsłynniejszego retora tego czasu. W jego szkole Jan stał się wielkim mówcą późnej starożytności greckiej. Ochrzczony w 368 r. i przygotowany do życia kościelnego przez biskupa Melecjusza, przez niego też został ustanowiony lektorem w 371 r. Ten fakt oznaczał oficjalne przystąpienie Chryzostoma do kursu eklezjalnego. Uczęszczał w latach 367-372 do swego rodzaju seminarium w Antiochii, razem z grupą młodych. Niektórzy z nich zostali później biskupami, pod kierownictwem słynnego egzegety Diodora z Tarsu, który wprowadzał Jana w egzegezę historyczno-literacką, charakterystyczną dla tradycji antiocheńskiej.
Później udał się wraz z eremitami na pobliską górę Sylpio. Przebywał tam przez kolejne dwa lata, przeżyte samotnie w grocie pod przewodnictwem pewnego „starszego”. W tym okresie poświęcił się całkowicie medytacji „praw Chrystusa”, Ewangelii, a zwłaszcza Listów św. Pawła. Gdy zachorował, nie mógł się leczyć sam i musiał powrócić do wspólnoty chrześcijańskiej w Antiochii (por. Palladiusz, „Życie”, 5). Pan - wyjaśnia jego biograf - interweniował przez chorobę we właściwym momencie, aby pozwolić Janowi iść za swoim prawdziwym powołaniem. W rzeczywistości, napisze on sam, postawiony wobec alternatywy wyboru między trudnościami rządzenia Kościołem a spokojem życia monastycznego, tysiąckroć wolałby służbę duszpasterską (por. „O kapłaństwie”, 6, 7), gdyż do tego właśnie Chryzostom czuł się powołany. I tutaj nastąpił decydujący przełom w historii jego powołania: został pasterzem dusz w pełnym wymiarze! Zażyłość ze Słowem Bożym, pielęgnowana podczas lat życia eremickiego, spowodowała dojrzewanie w nim silnej konieczności przepowiadania Ewangelii, dawania innym tego, co sam otrzymał podczas lat medytacji. Ideał misyjny ukierunkował go, płonącą duszę, na troskę pasterską.
Między 378 a 379 r. powrócił do miasta. Został diakonem w 381 r., zaś kapłanem - w 386 r.; stał się słynnym mówcą w kościołach swego miasta. Wygłaszał homilie przeciwko arianom, następnie homilie na wspomnienie męczenników antiocheńskich oraz na najważniejsze święta liturgiczne. Mamy tutaj do czynienia z wielkim nauczaniem wiary w Chrystusa, również w świetle Jego świętych. Rok 387 był „rokiem heroicznym” dla Jana, czasem tzw. przewracania posągów. Lud obalił posągi cesarza, na znak protestu przeciwko podwyższeniu podatków. W owych dniach Wielkiego Postu, jak i wielkiej goryczy z powodu ogromnych kar ze strony cesarza, wygłosił on 22 gorące „Homilie o posągach”, ukierunkowane na pokutę i nawrócenie. Potem przyszedł okres spokojnej pracy pasterskiej (387-397).
Chryzostom należy do Ojców najbardziej twórczych: dotarło do nas jego 17 traktatów, ponad 700 autentycznych homilii, komentarze do Ewangelii Mateusza i Listów Pawłowych (Listy do Rzymian, Koryntian, Efezjan i Hebrajczyków) oraz 241 listów. Nie uprawiał teologii spekulatywnej, ale przekazywał tradycyjną i pewną naukę Kościoła w czasach sporów teologicznych, spowodowanych przede wszystkim przez arianizm, czyli zaprzeczenie boskości Chrystusa. Jest też ważnym świadkiem rozwoju dogmatycznego, osiągniętego przez Kościół w IV-V wieku. Jego teologia jest wyłącznie duszpasterska, towarzyszy jej nieustanna troska o współbrzmienie między myśleniem wyrażonym słowami a przeżyciem egzystencjalnym. Jest to przewodnia myśl wspaniałych katechez, przez które przygotowywał katechumenów na przyjęcie chrztu. Tuż przed śmiercią napisał, że wartość człowieka leży w „dokładnym poznaniu prawdziwej doktryny oraz w uczciwości życia” („List z wygnania”). Te sprawy, poznanie prawdy i uczciwość życia, muszą iść razem: poznanie musi się przekładać na życie. Każda jego mowa była zawsze ukierunkowana na rozwijanie w wierzących wysiłku umysłowego, autentycznego myślenia, celem zrozumienia i wprowadzenia w praktykę wymagań moralnych i duchowych wiary.
Jan Chryzostom troszczył się, aby służyć swoimi pismami integralnemu rozwojowi osoby, w wymiarach fizycznym, intelektualnym i religijnym. Różne fazy wzrostu są porównane do licznych mórz ogromnego oceanu: „Pierwszym z tych mórz jest dzieciństwo” (Homilia 81, 5 o Ewangelii Mateusza). Rzeczywiście, „właśnie w tym pierwszym okresie objawiają się skłonności do wad albo do cnoty”. Dlatego też prawo Boże powinno być już od początku wyciśnięte na duszy, „jak na woskowej tabliczce” (Homilia 3, 1 do Ewangelii Jana): w istocie jest to wiek najważniejszy. Musimy brać pod uwagę, jak ważne jest, aby w tym pierwszym etapie życia człowiek posiadł naprawdę te wielkie ukierunkowania, które dają właściwą perspektywę życiu. Dlatego też Chryzostom zaleca: „Już od najwcześniejszego wieku uzbrajajcie dzieci bronią duchową i uczcie je czynić ręką znak krzyża na czole” (Homilia 12, 7 do Pierwszego Listu do Koryntian). Później przychodzi okres dziecięcy oraz młodość: „Po okresie niemowlęcym przychodzi morze okresu dziecięcego, gdzie wieją gwałtowne wichury (…), rośnie w nas bowiem pożądliwość…” (Homilia 81, 5 do Ewangelii Mateusza). Potem jest narzeczeństwo i małżeństwo: „Po młodości przychodzi wiek dojrzały, związany z obowiązkami rodzinnymi: jest to czas szukania współmałżonka” (tamże). Przypomina on cele małżeństwa, ubogacając je - z odniesieniem do cnoty łagodności - bogatą gamą relacji osobowych. Dobrze przygotowani małżonkowie zagradzają w ten sposób drogę rozwodowi: wszystko dzieje się z radością i można wychowywać dzieci w cnocie. Gdy rodzi się pierwsze dziecko, jest ono „jak most; tych troje staje się jednym ciałem, gdyż dziecko łączy obie części” (Homilia 12, 5 do Listu do Kolosan); tych troje stanowi „jedną rodzinę, mały Kościół” (Homilia 20, 6 do Listu do Efezjan).
Przepowiadanie Chryzostoma dokonywało się zazwyczaj podczas liturgii, w „miejscu”, w którym wspólnota buduje się Słowem i Eucharystią. Tutaj zgromadzona wspólnota wyraża jeden Kościół (Homilia 8, 7 do Listu do Rzymian), to samo słowo jest skierowane w każdym miejscu do wszystkich (Homilia 24, 2 do Pierwszego Listu do Koryntian), zaś komunia Eucharystyczna staje się skutecznym znakiem jedności (Homilia 32, 7 do Ewangelii Mateusza). Jego plan duszpasterski był włączony w życie Kościoła, w którym wierni świeccy przez fakt chrztu podejmują zadania kapłańskie, królewskie i prorockie. Do wierzącego laika mówi: „Również ciebie chrzest czyni królem, kapłanem i prorokiem” (Homilia 3, 5 do Drugiego Listu do Koryntian). Stąd też rodzi się fundamentalny obowiązek misyjny, gdyż każdy w jakiejś mierze jest odpowiedzialny za zbawienie innych: „Jest to zasada naszego życia społecznego (…) żeby nie interesować się tylko sobą” (Homilia 9, 2 do Księgi Rodzaju). Wszystko dokonuje się między dwoma biegunami, wielkim Kościołem oraz „małym Kościołem” - rodziną - we wzajemnych relacjach.
Jak możecie zauważyć, Drodzy Bracia i Siostry, ta lekcja Chryzostoma o autentycznej obecności chrześcijańskiej wiernych świeckich w rodzinie oraz w społeczności pozostaje również dziś jak najbardziej aktualna. Módlmy się do Pana, aby uczynił nas wrażliwymi na nauczanie tego wielkiego Nauczyciela Wiary.
Już 18 września ukaże się książka, której nie da się odłożyć na półkę obojętnie – „Ocalony” to historia kapitana Karola Cierpicy, weterana z Afganistanu, którego życie zmienił dramatyczny atak talibów i heroiczna ofiara młodego amerykańskiego żołnierza. To opowieść o walce, kryzysie, wierze i sile, która rodzi się z największej słabości. Autentyczna, prawdziwa i bardzo potrzebna – bo pokazuje, że nawet w najciemniejszym momencie można odnaleźć sens i nadzieję.
Kapitan rezerwy Wojska Polskiego, były spadochroniarz 6. Brygady Powietrznodesantowej, żołnierz rozpoznania, snajper i instruktor spadochronowy. Weteran misji stabilizacyjnych w Bośni i Hercegowinie oraz w Afganistanie. Odznaczony przez Sekretarza Obrony USA Brązową Gwiazdą, Honorową Bronią Białą przez MON i Krzyżem Wojskowym przez Prezydenta RP. 28 sierpnia 2013 roku podczas zmasowanego ataku talibów na bazę w Ghazni, został ranny. Jego życie ocalił wówczas sierżant sztabowy Michael H. Ollis z US Army, który osłonił Karola i zginął na miejscu.
90 lat temu, 13 i 14 sierpnia 1935 roku, Pan Jezus podczas objawienia przekazał siostrze Faustynie treść Koronki do Miłosierdzia Bożego. To najbardziej dziś znana na świecie modlitwa do Bożego Miłosierdzia, która – zgodnie z obietnicą Jezusa – wyjednuje wiele łask dla grzeszników. Do jej odmawiania zachęcał Jan Paweł II. Jej przesłanie wybrzmiało także podczas organizowanej na całym świecie Symfonii Miłosierdzia.
Objawienie Koronki wydarzyło się w dniach 13 i 14 sierpnia, kiedy zakonnica otrzymała wizję anioła, wykonawcę gniewu Bożego. Jak pisze w Dzienniczku (Dz. 474-475), widząc znak kary na grzeszną ludzkość wychodzący od anioła, natchniona zaczęła się modlić słowami koronki. „Kiedy się tak modliłam, ujrzałam bezsilność anioła i nie mógł wypełnić sprawiedliwej kary, która się słusznie należała za grzechy” – pisze s. Faustyna.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.