Tak jak Katyń jest "Golgotą Wschodu", tak KL Dachau jest „Golgotą Zachodu” dla Polaków i polskiego duchowieństwa. 1777 uwięzionych w nim polskich księży diecezjalnych i zakonnych stanowiło najliczniejszą grupę narodowościową przetrzymywanych tam duchownych. Wśród 1030 zamordowanych kapłanów 868 było Polakami, czyli 90 proc. ogółu duchownych, którzy zginęli podczas II wojny światowej na zachodzie Europy.
Zagłada polskiej inteligencji, w tym duchowieństwa, była jednym z głównych celów polityki Hitlera, w myśl zasady, że gdy warstwa ta zostanie zniszczona, wtedy naród polski da się całkowicie zepchnąć do roli niewolników.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
ZOBACZ TAKŻE
Cud wyzwolenia
Reklama
"Było to 29 kwietnia 1945 r. Piękna, słoneczna niedziela. Tegoż dnia, według rozkazu Himmlera, o godzinie 21. powodu niemożliwości transportowych wszyscy więźniowie w Dachau mieli być zgładzeni. Tymczasem Amerykanie – robiąc 24 km w ciągu jednego dnia – niespodziewanie już o godzinie 17.25 ukazali się zdumionym oczom niewolników. Entuzjazmu, który w tej chwili porwał nawet konających już, nikt nigdy nie zdoła wyrazić; trzeba było tam być i przeżyć go (...) Momentalnie olbrzymia fala więźniów wypadła poza obóz do nadciągających zza węgłów domów i zza krzaków amerykańskich żołnierzy. Więźniowie, a obecnie czujący się wolnymi, rzucali się im na szyję, całowali po twarzy, po rękach, odbierali ciężkie karabiny i maszerowali obok, z przodu i z tyłu i z boków, otaczając w ten sposób każdego z nich. Jednocześnie na dachach wszystkich niemal baraków oraz na wieżycy głównej u wejścia do obozu ukazało się niezliczone mnóstwo chorągwi najróżniejszych narodowości. Pierwszą chorągwią wywieszoną w chwili oswobodzenia obozu była chorągiew polska" - tak dzień wyzwolenia opisuje karmelita o. Albert Z. Urbański, który trafił do Dachau w grudniu 1940 roku, a wcześniej przebywał w Oświęcimiu.
Pierwszym żołnierzem, który przekroczył bramę obozu, był Amerykanin polskiego pochodzenia, syn emigrantów przybyłych do USA przed I wojną światową. Pułkownik William Quinn z 7. Armii Amerykańskiej, której żołnierze wyzwolili obóz Dachau, napisał w raporcie: "Oddziały nasze zastały tam widoki, jęki tak straszne, że aż nie do uwierzenia, okrucieństwa tak ogromne, że aż niepojęte dla normalnego umysłu. Dachau i śmierć są synonimami".
Po wejściu Amerykanów na terenie obozu znajdowały się ciała 7,5 tys. zmarłych, których Niemcy nie zdążyli spalić w obozowym krematorium. Aby miejscowa ludność widziała, co robili ich rodacy, wojsko amerykańskie nakazało niemieckim chłopom przewozić ciała ulicami Dachau na oddalone o 5 km od obozu wzgórze Leitenberg, gdzie powstał cmentarz. Mieszkańcy miasta znali okrutne bestialstwa SS w obozie, niewielu jednak było takich, którzy by to potępiali. Jedni wynajmowali więźniów do pracy, traktując ich jak najgorzej, inni byli zbyt zastraszeni, by protestować. Po wojnie większość pytała: „Co mieliśmy zrobić?".
Polscy kapłani mieli wielkie nabożeństwo do św. Józefa. Jeszcze przed wyzwoleniem złożyli 22 kwietnia 1945 r. ślubowanie pielgrzymowania do jego sanktuarium w Kaliszu w podzięce za wybawienie. Księża, którzy przeżyli, wyzwolenie obozu uznali za cud.