Z abp. Józefem Michalikiem, Przewodniczącym Krajowej Konferencji Episkopatu Polski - rozmawia ks. Zbigniew Suchy
Ks. Zbigniew Suchy: - Już wiele opinii wypowiedziano przed samymi wyborami, w dniach po nich. Mam zatem proste pytanie od naszych Czytelników. Jaka jest rola Przewodniczącego Konferencji. Jak urzeczywistnia On swoje wybranie i posłannictwo?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Abp Józef Michalik: - Przewodniczący ma przewodniczyć pewnym pracom, które dokonywane są we wspólnocie biskupów w Polsce. Jest to misja służebna, nie tyle mająca posmak władzy czy prestiżu.
Jest to posługa dla sprawniejszego działania Konferencji Biskupów, czyli tego zbiorowego ciała w Polsce odpowiedzialnego za poszczególne diecezje. Do Przewodniczącego Konferencji wpływają różne sprawy,
głosy, propozycje z kraju, ale i z innych wspólnot kościelnych, i wtedy należy przygotować spotkanie plenarne, w czasie którego przedstawia się te poszczególne propozycje. To jakby doraźne zadania. Ważniejsze
i trudniejsze jest to, że Przewodniczący ma wypracowywać razem z innymi dalekosiężne plany wobec Kościoła w Polsce, które realizują się choćby proponowanym co roku zamysłem, czyli po prostu Programem
Duszpasterskim. Do tego dochodzą ważne relacje ze Stolicą Apostolską, z innymi wspólnotami, zarówno w Polsce, jak i poza granicami. To wszystko trzeba zauważyć, zaprogramować, przedstawić biskupom, pozwolić
na rozważne ich przemyślenie i znalezienie sposobu wdrażania tych wyzwań czasu.
Najważniejsze z mojego punktu widzenia są te plany dalekosiężne, które budują wspólnotę eklezjalną. Weźmy dla przykładu Wielką Nowennę czy obecnie program Maryjny. W całej Polsce niemal codziennie,
nie licząc koniecznych przerw, trwa ta wielka modlitwa przy cudownej Ikonie odwiedzającej poszczególne diecezje, parafie.
- Jaką Ksiądz Arcybiskup ma wstępną receptę na działania Kościoła w przededniu wejścia do Unii? Pikieta pod budynkiem Konferencji to jedna strona, a uczone dyskusje w mediach to drugie. Jak to pogodzić?
Reklama
- Wydaje się, że rzeczą ważną jest stanąć w prawdzie wobec faktów dzisiejszych. Jak układa się nasza relacja ze światem i z tym, co przed nami - z przyszłą Unią Europejską. Trzeba zauważyć,
że Naród zagłosował, że decyduje się na wejście formalne do struktur unijnych. Była to decyzja zarówno tych, którzy głosowali na „tak”, jak i tych, którzy byli przeciwni czy w ogóle nie poszli
do głosowania. Już o tym mówiłem, że świadomie nie poszedłem do głosowania, bo wiedziałem, że muszę być z ludźmi - z jednymi i drugimi. Nie ma się wszak co łudzić, że nie wejście do Unii pozbawiłoby
nas trudności. Podobnie, jak nie unikniemy ich teraz. Kościół musi być z Narodem - nawet wbrew osobistym poglądem tego czy innego biskupa. Także moim. Trzeba to jasno dziś powiedzieć, patrząc na
tę krótką perspektywę czasową, że ta decyzja była czymś motywowana. Czym? Czasem sam nie wiem, jaką drogą idą ludzie, którym jako pasterz przewodzę?
Poza tym, trzeba uczciwie powiedzieć, że nie wolno zrzucać już dziś na Unię wszystkich grzechów, które doskwierają naszemu społeczeństwu. Bieda, bezrobocie, korupcja - to nie są choroby tylko
unijne. To my sami musimy uczciwie się temu przyjrzeć i jakoś zaradzić.
Z drugiej strony istnieje oczywiście wiele pytań. Śmiem twierdzić, że Unia lub jej zwolennicy robią wszystko, żeby nas zniechęcić. Bo dlaczego w czasie pertraktacji nie powiedziano jasno o planach,
zamierzeniach. Przecież dziś wyraźnie widać tendencję pewnych silnych państw, które uzurpują sobie prawo do ostatecznego decydowania w sposób uprzywilejowany. To jest niewątpliwie zastanawiające!
Kolejny problem to pewnie czysto hipotetyczne stwierdzenie - czy istnieje taka możliwość, że się dzisiaj zamkniemy w sobie, nie będziemy wchodzić w żadne wspólnoty. Wystarczy spojrzeć na te
blisko 31 tysięcy bezrobotnych emigrantów z naszej diecezji. To pokazuje, że dziś praktycznie granice już nie istnieją. Pojawia się problem czy chcemy tym emigrantom pomóc, podejmując możliwe działania,
czy też chcemy ich zostawić samym sobie. W czasie dyskusji przed wyborem słyszałem głosy - kim winien być przewodniczący: mediatorem czy prorokiem. Tendencja szła w stronę li tylko dialogu. Nie
neguję potrzeby dialogu i będę go realizował, ale chcę nade wszystko powiedzieć, że pragnę być prorokiem w dialogu. Nie tym oczywiście, który przepowiada przyszłość, ale takim, który widząc zło ma odwagę
je demaskować. Odwaga - to jego obowiązek! Prorok to ten, który się domaga zachowania Bożego Prawa. Kościół nie może zrezygnować z tej posługi wobec ludzi, bo popełniłby wielki, niewybaczalny błąd.
Drugie zadanie - dialog. Postawmy ostre pytanie - czy Kościół może dialogować i paktować ze złem? Na pewno nie! Ma obowiązek dialogu z człowiekiem, a nawet ze „strukturami”,
które promują. Musi to robić w imię troski o człowieka, który nieraz błądzi nieświadomie. Ale ma też wpisaną w swoją godność wolność i może ten dialog odrzucić. Wtedy pozostaje już tylko piętnowanie zła
i modlitwa za ludzi, za ich nawrócenie.
- Na kilka miesięcy przed wyborami wypowiedział Ksiądz Arcybiskup znamienne słowa - pokochałem tę diecezję i mam tu jeszcze wiele do zrobienia. Trochę się smucimy, że część tej miłości zostanie przeniesiona do Warszawy. Jak to technicznie przewiduje Ksiądz Arcybiskup? Czy to będą częste wyjazdy, czy specjalnie nie utrudnią pracy i kierowania diecezją?
- Przemyśla nie zamierzam opuszczać, ale niestety przewiduję konieczność zweryfikowania mojego kalendarza i pomnożenia niewygody. Trzeba będzie więcej czasu spędzać w Warszawie i to dość regularnie. Nawet do końca nie wiem jak, ale na pewno takie wyjazdy będą nieodzowne. Gdyby nie wybór, to do następnej Konferencji Episkopatu, na początku maja, nie wyjeżdżałbym z diecezji, nie byłoby takiej potrzeby. Teraz muszę pojechać, nawet kilka razy, żeby z prezydium Konferencji przygotować majową sesję i będą to dni pełne pracy. Do tego dochodzi potrzeba kontaktów z innymi Episkopatami, z Rzymem.
- Mam nadzieję, że ta duchowa więź poprzez modlitwę, śledzenie tej pracy będzie mocniejsza i w tym duchu dziękując za poświęcony czas życzę w imieniu Czytelników mocy Ducha. Bóg zapłać.