Tumany wilgotnej słonej mgły wiszą nad posępnym, nierealnie wyglądającym pejzażem zdewastowanej namibijskiej pustyni, zdominowanej przez piramidy piasku, hałdy odpadów, zbiorniki wodne, budowle fabryczne pokryte szarym pyłem, pośród których krążą ogromne kombajny górnicze z wyjącymi silnikami, wywrotki, spychacze, ciężarówki, koparki.
W oczekiwaniu na auto, którym będziemy się poruszać po Diamond Mines w Oranjemundzie, w zamyśleniu grzebię czubkiem buta w ziemi. „Lepiej nie wywoływać wilka z lasu, mogłaby się pojawić jakaś pokusa” – ostrzega żartobliwym tonem Bronwen Hogan, agent security. Uwaga ta ma niedwuznaczny charakter, bo wewnętrzny regulamin zabrania zbierania czegokolwiek z ziemi.
Strefa wydobywcza nr 1 kopalni ciągnie się przez 100 km wzdłuż wybrzeża atlantyckiego pasmem o szerokości 5 km i jest otoczona podwójnym, o wysokości sięgającej 3 m zasiekiem, upstrzonym setkami kamer na podczerwień i detektorów ruchu, które mają wgląd w każdy zakątek. Ponadto nie brak uzbrojonych patroli z psami, a także śmigłowców pilnujących dostępu do zakazanej strefy od strony wody. Liczne tablice ostrzegają w czterech językach: „Uwaga! Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
