Reklama

Niedziela Wrocławska

Dzieci czasów wojny

Wojna to nic dobrego. Najbardziej cierpią niewinni ludzie – po jednej i drugiej stronie. My, Niemcy, jako naród zrobiliśmy wiele świństw, ale również wiele wycierpieliśmy jako zwykli ludzie – mówi Ginter Heinemann.

2025-08-26 10:50

Niedziela wrocławska 35/2025, str. IV

[ TEMATY ]

Kudowa Zdrój

Archiwum rodzinne

Ginter z mamą i siostrami

Ginter z mamą i siostrami

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Życie Heinemannów było spokojne i dostatnie do czasów wojny. Ginter, najstarszy w rodzinie, miał jeszcze trzy siostry. Mama pracowała jako pielęgniarka, ojciec był lotnikiem. Dziadek Gintera Heinrich Heinemann posiadał fabrykę cygar i kilka ośrodków wczasowych w Kudowie, gdzie zatrudniał ludzi. Był dobrym pracodawcą a cała rodzina Heinemannów cieszyła się szacunkiem sąsiadów. Wszystko skończyło się w momencie wybuchu wojny. Ojciec został powołany do wojska i już nie wrócił do domu.

Po wojnie było jeszcze gorzej. Niemcy jako przegrani byli wysiedlani ze swoich domów. – Dziadek został uznany za kapitalistę i wroga władzy. Miał godzinę na spakowanie swoich rzeczy i opuszczenie domu. Zabrał 20 kg bagażu i musiał opuścić swój dworek. Płakał jak dziecko. Od tamtej pory nie mam własnego domu. Ten, w którym mieszkam, wynajmuję. Widziałem, jak w jednej chwili można stracić wszystko – mówi Ginter i dzieli się wspomnieniem z tamtego okresu. Dziadek z całą rodziną został przeniesiony do pomieszczeń dla służby. Rozpoczął pracę w fabryce, by utrzymać swoją rodzinę. Pewnego dnia zobaczył, jak w łóżku, w którym do tej pory spał, wylegują się koty nowego właściciela. Od tamtej pory miał uraz do tych zwierząt.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wysiedleńcy

Reklama

Przesiedlenia dotknęły też ludność ze Wschodu. Zza Buga przyjeżdżali ludzie z dobytkiem i zajmowali dotychczasowe niemieckie gospodarstwa koło Czermnej. Do Kudowy trafił Polak o nazwisku Sikora i rozpoczął pracę na roli, by utrzymać swoją rodzinę. U niego 10-letni Ginter znalazł zatrudnienie. Mama pracowała wówczas jako sprzątaczka, zatrudniana przez państwa Kwiatkowskich. Praca u Sikory nie była łatwa. Choć na gospodarza Ginter nie może powiedzieć złego słowa, to dla 10-letniego chłopaka była to praca ponad siły. Ciężkie worki i wiadra z paszą to codzienność w gospodarstwie. Dojenie krów, zbieranie jajek, praca na roli. Oprócz zapłaty na koniec każdego dnia pracy Ginter dostawał konewkę mleka i trochę produktów rolnych, które zanosił mamie i siostrom. Niósł je kilka kilometrów i wracał późną nocą do gospodarstwa, by tam przespać kilka godzin w stodole na sianie. Skoro świt wstawał do pracy. Tak pracował 5 lat.

Ginter podkreśla, że wojna obnaża człowieka, pokazuje do czego jest zdolny – czasem do największych poświęceń a czasem wyzwala najniższe instynkty. – W Kudowie był Ukrainiec, należący do granatowej policji. W czasie wojny jeździł na koniu i bił batem Polaków. Po wojnie zaś wstąpił do polskiej służby i tym samym batem bił Niemców. Nieraz dostałem batem przez plecy, bo jako niemieckie dziecko musiałem nosić białą opaskę na ręce – mówi Ginter i dodaje: – Został on później rozpoznany przez ludzi i powieszony na rynku. Takich ludzi było wielu podczas wojny i w czasach powojennych.

Pragnienie nauki

Reklama

Ginter bardzo chciał się uczyć. Zapisał się do Szkoły Powszechnej w Kudowie. – Tam nauczycielki Stanisława i Genowefa Wilkosz kazały mi zdjąć opaskę z ręki i dały mnie do 4 klasy, ponieważ miałem skończone kilka klas w szkole niemieckiej – opowiada Ginter. Podjął też wtedy pracę palacza w szkole. Pracą miał zajmować się dziadek, ale ponieważ był już słaby, wykonywał ją jego wnuk. Wstawał o 6 rano i rozpalał piec, naukę rozpoczynał o godz. 8. Później skończył 2 lata szkoły w miejscowości Zakrzew, by mieć ukończoną pełną Szkołę Podstawową. Kolejnym etapem nauki był Dzierżoniów i Technikum Radio--Techniczne. Trafił tam w wieku 16 lat. – Tam nauczycielką matematyki była Żydówka. Miała wytatuowany numer obozowy na ręce. Mogłem sobie tylko wyobrazić, co przeszła z rąk Niemców. Wiedziała, że mój ojciec należał do Luftwaffe i nie wrócił z wojny. Gdy zdawałem u niej egzamin, pomyślałem sobie: to koniec mojej nauki. Ale było zupełnie inaczej. Dużo mi pomogła. Nigdy nie usłyszałem od niej złego słowa – opowiada Ginter i wspomina, jak pomagał nauczycielce, wyprowadzając codziennie jej dwa psy na spacer.

Nauczycielka wiedziała, że chłopak jest inteligentny i ambitny. Wiedziała też, że ciężko pracował na utrzymanie młodszych sióstr. Okazała mu dużo zrozumienia i pomocy.

Z czegoś trzeba żyć

Po wejściu wojsk rosyjskich rodzina Heinemann mogła jeszcze jakiś czas mieszkać w fabryce, później wszyscy zostali wyrzuceni. – Gdy Rosjanie wyrzucili dziadka z fabryki, dostał on niedaleko Czermnej małe mieszkanko. Nie było tam węgla, pieca, nie było niczego. Razem z kuzynem Waldemarem zorganizowaliśmy wszystko. Później Waldemar wyjechał do Alfeld. Zanim jednak trafiliśmy do tego pomieszczenia, mieszkaliśmy jeszcze w Kudowie w małych mieszkankach, tzw. budach celnych. W czasie wojny przemycaliśmy cygara do Czechosłowacji, za co dostawaliśmy chleb i inne produkty – opowiada Ginter. Ponieważ fabryka cygar została rozgrabiona, Ginter z Waldemarem i mamą Różą robili cygara w piwnicy. Wymieniali je w Czechosłowacji na chleb, mąkę itp. Zimą przechodzili przez granicę w białych poszewkach, by nie było ich widać na śniegu. Ponieważ granica była strzeżona, mogli to przypłacić życiem, ale z czegoś trzeba było żyć.

– Ojciec Gintera Rudolf Julian Fritz Heinemann był lotnikiem w czasie wojny. Po wojnie nie wrócił do rodziny, wiemy tylko tyle, że nie chciał przyjechać do Polski, ponieważ się bał. Gdy wracał z jeńcami wojennymi, zatrzymał się na terenie dawnego NRD. Nie znamy jego dalszych losów – mówi Maryla, żona Gintera.

Wyprzedzili czasy

Reklama

Z Ginterem poznali się przez jego siostrę Ursulę Bekierman, mieszkającą jeszcze wtedy we Wrocławiu, jej męża Staszka Bekiermana, kierownika domu towarowego we Wrocławiu oraz mamę Maryli, która prowadziła kiosk Ruchu w tymże domu towarowym. Ursula wraz z mamą Maryli zaaranżowały tę znajomość, ponieważ już wtedy Ginter wyjechał z Polski. Można powiedzieć, że młodzi wyprzedzili czasy i poznali się „wirtualnie”, ze zdjęć. Później Maryla, mając zaledwie 22 lata, wykazała się wielką odwagą i pomimo sprzeciwu rodziców pojechała na spotkanie do Niemiec. Przypadli sobie do gustu. Ślub odbył się zaocznie w 1966 r., ponieważ Ginter uznany za wroga władzy ludowej nie dostał pozwolenia na przyjazd do Polski. W urzędzie Stanu Cywilnego we Wrocławiu reprezentował go szwagier Jan Cyfert.

Wspólne życie małżonków to również duże przedsięwzięcie. Niełatwo było zdobyć pozwolenie na wyjazd z Polski. Gdy w końcu się to udało, pracujący w PKP ojciec Maryli zorganizował wagon do przewozu mebli i całego posagu i tak jego młodsza córka wyruszyła w świat układać sobie życie.

Ginter nie zapomniał o tych, którzy w trudnym czasie wyciągnęli do niego pomocną dłoń. W stanie wojennym wysyłał paczki do małżeństwa Sikorów, znaczki filatelistyczne do dyrektora szkoły w Dzierżoniowie i inne upominki. Gdy już mógł przyjechać do Polski, odwiedzał swoich dobroczyńców z czasów powojennych.

– Czasy wojny to straszne czasy, szczególnie dla rodzin i dzieci. Cierpią niewinni ludzie po obu stronach konfliktu. To nie powinno się nigdy wydarzyć – zamyśla się Ginter.

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Piłkarskie Mistrzostwa SL - lektorzy z Kudowy zagrali w finale "C"

[ TEMATY ]

piłka nożna

Kudowa Zdrój

KnC

ks. Damian Fleszer

Ministranci z Kudowy Zdroju na zawodach w Rzeszowie

Ministranci z Kudowy Zdroju na zawodach w Rzeszowie

W Rzeszowie w dniach 28-29 czerwca odbyły się XVI Mistrzostwa Polski Służby Liturgicznej w Piłce Nożnej o Puchar miesięcznika „Króluj nam Chryste”.

Ogólnopolskie zawody dla członków Służby Liturgicznej to impreza cykliczna, która odbywa się od 16 lat. Po raz trzeci gospodarzem rozgrywek jest Rzeszów. Zawodnicy rywalizują w trzech kategoriach wiekowych: ministrant, lektor młodszy, lektor starszy. Zmagania sportowe będą trwały przez dwa dni 28-29 czerwca. Do rywalizacji przystąpiły 72 drużyny z 22 diecezji, które swoje mecze rozgrywać będą na 11 obiektach sportowych, w tym 3 halowych i 8 na boiskach typu "Orlik".
CZYTAJ DALEJ

Jezus kieruje swoje słowa do tych, którzy chcą stawać się Jego uczniami

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Łk 6, 27-38.

Czwartek 11 września. Dzień Powszedni.
CZYTAJ DALEJ

Komunikat KEP: Katecheza parafialna nie zastępuje lekcji religii

2025-09-12 14:26

[ TEMATY ]

katecheza

religia w szkole

BP KEP

Katecheza parafialna nie zastępuje lekcji religii, ale pięknie je dopełnia. Jej sercem jest ewangelizacja – prowadzenie dzieci, młodzieży i dorosłych do spotkania z Chrystusem – czytamy w komunikacie wspólnym Zespołu Roboczego KEP ds. Katechezy Parafialnej i Komisji Wychowania Katolickiego KEP.

Komunikat podaje, że trwają prace nad wytycznymi dotyczącymi katechezy parafialnej, które przygotowuje Zespół Roboczy KEP. „Zanim zostaną one opublikowane, zachęcamy już teraz do tworzenia w parafiach zespołów katechetów, animatorów i osób świeckich, którzy z entuzjazmem będą dzielić się swoją wiarą i pomagać innym ją rozwijać” – czytamy.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję