Wszystko zaczęło się od ostrzeżenia gen. Alexusa Grynkewicha, nowego naczelnego dowódcy sił NATO w Europie. Generał wskazuje na rok 2027 jako możliwą datę wybuchu konfliktu z Rosją i Chinami. Według niego, oba państwa mogą podjąć skoordynowane działania militarne, a Zachód ma zaledwie 18 miesięcy na to, by się przygotować. Preludium do tego, co może się wydarzyć w najbliższych latach, a może miesiącach, są ćwiczenia ZAPAD 2025 na Białorusi z udziałem nawet ponad 100 tys. żołnierzy. Ostatni raz ćwiczenia ZAPAD zorganizowano w 2021 r. i zakończyły się one atakiem na Ukrainę w następnym roku.
Reklama
Jednoczesny atak Chin na Tajwan i Rosji na wschodnią flankę NATO oznaczałby wybuch III wojny światowej. Według wielu analityków, ta wojna już trwa. Podobnie bowiem II wojna światowa rozpoczęła się w Azji atakiem Japonii na Chiny w 1937 r., a w Europie – aneksją Czechosłowacji przez Niemcy w 1938 r. i pełnoskalowym atakiem na Polskę w 1939 r. Amerykański oficer, były doradca Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa Steve Bannon uważa, że III wojna światowa już trwa i rozciąga się na pas niestabilności od Białorusi i Ukrainy aż po Bałkany i Bliski Wschód. – To już są o wiele bardziej krwawe działania niż w latach 1939-41, które ludzie uważają za pierwsze lata II wojny światowej. Ponad 1,5 mln ludzi zginęło lub zostało rannych na Ukrainie, która wygląda jak Drezno w 1945 r. Gaza wygląda jeszcze gorzej – podkreśla Bannon.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kto następny?
Jednoczesny konflikt w Europie Wschodniej i atak na Tajwan to scenariusz, który był ćwiczony już wiosną 2021 r. Chiny wówczas nie zaatakowały Tajwanu, bo władze w Pekinie uznały, że jeszcze nie są gotowe. Co więcej, Chiny musiały się mierzyć z pandemią. Moskwa też była źle przygotowana do pełnoskalowej wojny, i także nie doceniła hartu ducha i zdolności militarnych Ukrainy. Porażka Rosjan w pierwszej fazie wojny na Ukrainie oddalała widmo ataku na Tajwan. Niestety, teraz to Rosja dyktuje warunki na polu walki, ignoruje negocjacje pokojowe z USA i coraz śmielej sygnalizuje, że chodzi nie tylko o Ukrainę, a o całą Europę Centralną. Właśnie trwa przerzucanie wojsk z głębi Rosji na Białoruś, tuż obok granicy z Polską i Litwą. Oficjalnie to tylko rutynowe ćwiczenia ZAPAD 2025, ale przecież od podobnych ćwiczeń zaczęła się także pełnoskalowa agresja na Ukrainę. – Moim zdaniem, w trakcie ćwiczeń będą rozgrywane scenariusze ataku na kraje nadbałtyckie w celu przebicia się do obwodu królewieckiego, by odciąć te państwa od NATO. Jeśli w Moskwie dojdą do przekonania, że należy sprawdzić art. 5 Sojuszu, to zaatakują – mówi gen. Leon Komornicki, były zastępca Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
Reklama
Położenie Polski daje wielkie możliwości gospodarcze i handlowe, ale jest jednocześnie przekleństwem, bo znów znajdujemy się na styku płyt tektonicznych wielkiej geopolityki. Wprawdzie jesteśmy członkiem wielkiego sojuszu wojskowego, ale na jego najbardziej niebezpiecznej wschodniej flance. A to oznacza, że w razie eskalacji Rosji jesteśmy na głównej linii frontu. Większość analityków twierdzi, że pierwsze w kolejce do rosyjskiego ataku są państwa bałtyckie, ale to nie wyklucza możliwości ataku na Polskę. – Moim zdaniem, rosyjskie uderzenie na kraje bałtyckie przyniesie ograniczony efekt. Uderzenie na Polskę z kierunku białoruskiego i obwodu królewieckiego sprawi, że wtedy państwa bałtyckie także wpadną jak śliwka w kompot – wskazuje gen. Bogusław Samol, wykładowca Akademii Sztuki Wojennej.
ZAPAD 2025
Władze Białorusi uspokajają, że ćwiczenia ZAPAD 2025 będą miały charakter ograniczony do 13 tys. żołnierzy i będą się odbywać w głębi kraju, by nie eskalować napięcia. Ale takie zapowiedzi wysyłane są za każdym razem i za każdym razem ich scenariusz jest inny, niż został zgłoszony do zachodnich instytucji wojskowych. Przykładowo w 2017 r. mówiono, że żołnierzy będzie 13 tys., a według danych NATO, było ich ponad 100 tys. Z kolei w 2021 r. Białoruś także komunikowała, że w ćwiczeniach bierze udział 12,8 tys. żołnierzy, a w rzeczywistości było ich ponad 200 tys. Co więcej, po ćwiczeniach wojsko nie zostało wycofane i zaatakowało w 2022 r. Ukrainę. Podobnie będzie w 2025 r., gdy do ostatniej chwili nie będzie wiadomo, gdzie i w jakiej skali zostaną przeprowadzone ćwiczenia wojskowe i jaki jest ich rzeczywisty cel.
Reklama
Białoruscy wojskowi zasygnalizowali pod koniec lipca, że władze w Mińsku mogą cofnąć swoją decyzję o przeniesieniu ćwiczeń wojskowych ZAPAD 2025 w głąb kraju, powołując się na eskalację działań wojskowych Polski i Litwy w pobliżu swoich granic. Niezależne Stowarzyszenie Białoruskich Kolejarzy informuje natomiast, że transporty rosyjskiego sprzętu wojskowego, amunicji i personelu na terytorium Białorusi przygotowano na podobnym poziomie jak w 2021 r. Co ważne, eskalacja napięcia wobec państw NATO rozpoczęła się już w połowie lata, bo wtedy nad terytorium Litwy i Łotwy latały drony. Należy się więc spodziewać, że w trakcie wrześniowych ćwiczeń podobne prowokacje wymierzone we wschodnią flankę NATO będą się nasilać. Można się też spodziewać w Polsce i krajach bałtyckich dywersji, takich jak: pożary, incydenty powietrzne, ataki cybernetyczne oraz większa destabilizacja granicy. – Kreml przygotowuje kilka scenariuszy, od prowokacji z „zielonymi ludzikami”, po precyzyjny przełom przez Przesmyk Suwalski. Kreml mógłby wykorzystać Białoruś jako trampolinę do ataku hybrydowego, a powolna reakcja Sojuszu tylko zachęca agresora do sprawdzenia, czy art. 5 NATO zadziała – uważa gen. Roman Polko, były dowódca GROM.
Tajwan a sprawa polska
Chiny rozwijają swoje zdolności militarne w bardzo szybkim tempie, bo mają większy przemysł i moce wytwórcze niż wszystkie państwa NATO łącznie. Wielu analityków wojskowości twierdzi, że Stany Zjednoczone muszą zrobić coś dziś, by zastopować ten rozwój, bo jutro będzie za późno. Pretekstem albo okazją do mniej lub bardziej otwartego konfliktu między USA i Chinami od dekad jest tzw. zbuntowana prowincja, czyli Tajwan.
Wspólnym interesem Rosji i Chin jest osłabienie globalnej hegemonii USA, tzn. Pekin chce wypchnąć Amerykanów z Azji Wschodniej, a Moskwa od dawna planuje wyrzucenie U.S. Army z Europy i rozbicie NATO. Jednoczesna wojna w Europie Środkowej i wokół Tajwanu rozproszy możliwości militarne USA, a więc zwielokrotnia szanse agresorów na wygraną. Taki scenariusz był już ćwiczony w 2021 r. przed inwazją na Ukrainę. Wojną na scenach dwóch wielkich teatrów – w Europie i Azji, chwalili się wówczas chińscy analitycy, a amerykańscy wojskowi z przerażeniem twierdzili, że na dwie takie wojny nie mają zdolności militarnych.
Dziś Amerykanie otwarcie mówią, że Europa musi mieć samodzielne zdolności do powstrzymywania Rosji, bo w razie konfliktu na Pacyfiku odpłyną w kierunku Azji. Dlatego też dla Polski jest to skrajnie niebezpieczna sytuacja, bo może się okazać, że zostaniemy z wojowniczą Rosją bez amerykańskiego odstraszania i realnego wsparcia. Optymistycznym dla wschodniej flanki NATO i nadal realnym scenariuszem byłoby uznanie takiego zaawansowania i rozwoju militarnego Chin, że Waszyngton odpuści konfrontacje z Pekinem na Pacyfiku. Wśród amerykańskich analityków pojawia się bowiem coraz więcej głosów, że jakakolwiek wojna z Chinami już jest przegrana. Chiny odskoczyły światu technologicznie, a ich zdolności produkcyjne uzbrojenia, dronów, statków i niezbędnych do tego metali są kilkukrotnie większe od potencjału nie tylko USA, ale całego kolektywnego Zachodu. Gdyby konfrontacyjne napięcie między dwiema największymi globalnymi potęgami zeszło o kilka tonów niżej, to widmo gorącej III wojny światowej też by się oddaliło.