Ministerstwo Spraw Zagranicznych, na którego czele stoi Radosław Sikorski, przekazało Stolicy Apostolskiej notę zatytułowaną: „Démarche w sprawie krzywdzącej i wprowadzającej w błąd treści kazania bp. Wiesława Meringa oraz wypowiedzi bp. Antoniego Długosza”. Ten 2-stronicowy tekst, noszący datę 14 lipca 2025 r., jest pełen błędów, nieścisłości i manipulacji. Wygląda, jakby pisał go ktoś w pośpiechu, pod wpływem emocji i w ideologicznym zacietrzewieniu, a jednocześnie ktoś po prostu niekompetentny.
Reklama
„Démarche (nota, protest – przyp. red.) cytuje kilka wypowiedzi jedynie bp. Meringa, po czym stwierdza: „Takie wypowiedzi biskupów, którzy działając jako przedstawiciele Konferencji Episkopatu Polski i tym samym reprezentujący Kościół katolicki (...), oczerniają rząd”. Jeśli się pisze: „takie wypowiedzi biskupów”, to wcześniej należałoby zacytować także bp. Długosza. Dużo większym błędem jest zrobienie z obydwu biskupów przedstawicieli KEP. Otóż to nie jest tak, że każdy biskup, wypowiadając się publicznie, reprezentuje KEP jako całość. (...) Biskupi Mering i Długosz dotknęli bieżących spraw społeczno-politycznych na własną odpowiedzialność, aktualizując w ten sposób Społeczną Naukę Kościoła. Wielu Polaków jest im wdzięcznych za te słowa, choć trzeba przyjąć do wiadomości, że są także tacy, w tym katolicy, którzy mają inne opinie. W każdym razie nie ma to nic wspólnego z „oczernianiem rządu”. To po prostu krytyczne, podjęte w trosce o dobro wspólne, odniesienie się do działań rządu, do czego biskupi mają prawo jako biskupi i jako obywatele Rzeczypospolitej Polskiej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W nocie MSZ zacytowano konkordat: (...) po czym stwierdzono, że „słowa zawarte w homilii przez bp. Meringa są sprzeczne nie tylko z literą i duchem wspomnianego konkordatu”. Znajdujemy tutaj kolejny błąd dotyczący reprezentatywności w Kościele. Konkordat jest umową międzynarodową, której stronami są w tym przypadku Polska i Stolica Apostolska. Łączenie tego z wypowiedzią bp. Meringa nie ma sensu, bo nie jest on przedstawicielem Stolicy Apostolskiej. To komuniści w PRL uważali, że każdy ksiądz, a szczególnie biskup, reprezentuje interesy obcego państwa. Tego rodzaju myślenie przebija, niestety, również z kolejnego akapitu démarche, w którym czytamy: „Kwestia Ruchu Obrony Pogranicza oraz granicy polsko-niemieckiej jest wewnętrzną sprawą państwa polskiego, która nie powinna być przedmiotem komentarzy przedstawicieli Kościoła katolickiego”. Błędem lub manipulacją jest traktowanie polskich biskupów jako jakichś „przedstawicieli” zewnętrznych wobec sił państwa polskiego, którym nie wolno komentować polskich spraw. To, co się dzieje na granicy zarówno z Niemcami, jak i z Białorusią, Polacy mają prawo – nawet obowiązek! – komentować, a biskupia piuska z tego prawa nikogo nie wyklucza.
Reklama
Démarche w sposób błędny albo manipulacyjny odnosi się także do Kodeksu prawa kanonicznego. Czytamy: „Ponadto pragniemy zwrócić szczególną uwagę na kanon 287 § 2 Kodeksu prawa kanonicznego, który mówi, że duchowni powinni unikać czynnego udziału w partiach politycznych, czego przejawem są spory polityczne”. Otóż czynny udział w partiach politycznych to jedno, a odnoszenie się do sporów społeczno-politycznych to drugie. Tymczasem MSZ próbuje przy pomocy KPK zamknąć usta biskupom. Tyle że z kanonu 287 § 2 nijak nie wynika, że biskupi nie mogą publicznie odnieść się do tego, co dzieje się na niemieckiej granicy.
Urzędnicy MSZ pozwalają sobie na ferowanie quasi-teologicznych ocen: „Słowa zawarte w homilii (...) pozostają w głębokiej niezgodności z nauczaniem Kościoła katolickiego”. Podejmują też próbę egzegezy przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Nie wydaje się jednak, aby rząd Donalda Tuska, który zapowiadał liberalizację aborcji, a ponadto wbrew prawu (łamiąc zapisy konstytucji i postanowienia konkordatu) ruguje lekcje religii ze szkół, był jakimkolwiek autorytetem w sprawach nauczania Kościoła.
Démarche podpowiada Stolicy Apostolskiej konkretne działania wobec bp. Meringa i bp. Długosza. Zdaniem MSZ, według konkordatu: „Stolica Apostolska ma wyłączną władzę mianowania stanowisk kościelnych i biskupów, ale władza ta nakłada również obowiązek ponoszenia konsekwencji działań nominowanych osób, w tym ich odwoływania, jeśli wykraczają poza zakres dobrych stosunków”. (...) Nasuwa się pytanie: z czego należałoby odwołać dwóch emerytowanych biskupów? Bo przecież nie chodzi chyba o zabranie im emerytury? W ostatnim akapicie czytamy: „Uprzejmie sugerujemy wyciągnięcie stosownych konsekwencji wobec bp. Wiesława Meringa oraz bp. Antoniego Długosza”. Można się domyślać, że władza w Polsce chciałaby rękami Watykanu zamknąć tym biskupom usta, a przy okazji przestraszyć innych.
Minister Sikorski chyba zdał sobie sprawę, że démarche nie jest zbyt udanym tekstem. Ale brnie dalej, pozwalając sobie na wypowiedzi w stylu: „Jak ksiądz biskup chce działać w polityce, to niech zrzuci sukienkę i zapisze się do PiS”. Otóż żaden biskup nie musi zapisywać się do jakiejkolwiek partii, by móc zabierać głos w sprawach dotyczących dobra wspólnego Polaków. Poza tym żenujące jest to, że szef polskiej dyplomacji używa tego rodzaju języka.