Najpierw jednak oddalił się od Boga. Odejście jego najstarszej córki Ylenii Carrisi, która miała problemy z narkotykami, i rozstanie z żoną Rominą Power najpierw na kilka lat zamknęły go na Boga i wypełniły bólem jego życie. W tamtym czasie był przekonany, że Bóg go opuścił. Myślał nawet o samobójstwie. To wiara pozwoliła mu się podnieść. W Radiu Watykańskim przed jubileuszem artystów tak powiedział o przełomowej chwili: „Za kogo ty się masz, by w ten sposób obchodzić się ze swą wiarą, skoro jesteś chrześcijaninem. Przecież i Bóg stracił swego Syna na krzyżu. I to stało się symbolem śmierci, ale i Zmartwychwstania”. Wyznał, że po tych trudnych przejściach jego wiara stała się silniejsza, że jest „wielkim błogosławieństwem. Niczym woda na pustyni”. I dodał: „Dzięki niej możesz się zmierzyć z niegodziwościami tego świata”. A tej, zwłaszcza kiedy w wierze dojrzewał, uczył się od świętych Ojca Pio, Jana Pawła II i Matki Teresy z Kalkuty. Dziś jest przekonany, że Bóg towarzyszy nam i w tych najtrudniejszych wydarzeniach życia.
W nawiązaniu zaś do okoliczności zaginięcia Ylenii przestrzega młodych przed ułudą raju za sprawą narkotyków: „Nie słuchajcie, nie próbujcie, bo to może być droga bez odwrotu, wasza ostatnia droga” (vaticannews.va).
Z portalem FamigliaCristiana.it podzielił się z kolei tym, jak rozmawia z Bogiem: „Kontaktuję się z moim Przyjacielem tam, na górze, i mówię mu: «Jeśli dzisiaj zrobiłem coś złego, popraw mnie». Rzeczą, która naprawdę daje mi spokój, jest świadomość, że nikogo nie skrzywdziłem, ponieważ kiedy kogoś krzywdzisz, ranisz również siebie. To największa lekcja, jakiej nauczyłem się od mojej matki i mojego ojca”. O życiu po śmierci zaś mówi: „Mam nadzieję, że jest to miejsce, w którym wszystko znajdzie sens. Mam nadzieję, że Pan przyjmie mnie w swoich ramionach” (Ffwebmagazine.it).
Pomóż w rozwoju naszego portalu