W naszym najbliższym otoczeniu nikt nie pielgrzymował na Jasną Górę. Kilka lat temu podczas ogłoszeń duszpasterskich ks. Tomasz Plewa mówił, że w Niepołomicach zbiera się grupa pielgrzymów. Zapytaliśmy, czy możemy iść z Szarowa. Dodaliśmy 8 km i z grupą ok. 30 osób ruszyliśmy do Częstochowy – wspomina pan Mariusz Wróbel z parafii św. Stanisława BM w Szarowie.
Najważniejsza jest droga
Mariusz i Agnieszka pielgrzymowali do Matki Bożej Częstochowskiej 6 razy. Ich córka, 20-letnia Zuzanna, dołączyła do rodziców 3 lata temu. Dziś sierpniowa wędrówka na Jasną Górę jest już rodzinną tradycją. – Dlaczego to robimy? Idziemy do naszej Matki, by oddać Jej siebie i okazać miłość – wyznaje pan Mariusz. Zuzanna, która po raz pierwszy pielgrzymowała w wieku 17 lat, mówi: – Zafascynowała mnie atmosfera radości i modlitwy na tzw. wejściu do Częstochowy, na które przyjechałam jako 16-latka. W następnym roku chciałam być już częścią całości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak wspólnie wyznają – najważniejsza jest droga. To podczas wędrówki silnie dostrzegają działanie Ducha Św. i kosztują Jego owoców. Na trasie dominuje radość, nieodłączne są też dobroć i uprzejmość.
Reklama
– Podczas drogi podejmujemy nie tylko wysiłek fizyczny, ale też psychiczny i emocjonalny. Jesteśmy w grupie różnych ludzi, każdy ma jakieś potrzeby, przyzwyczajenia. Porzucamy egoizm, aby komuś pomóc, podać wodę, zmienić opatrunek czy po prostu ofiarować dobre słowo. Moja żona Agnieszka jest tu naszym wzorem – dodaje pan Mariusz.
Walka z przeciwnościami
Okres przygotowań do pielgrzymki to czas nadziei i oczekiwania, ale także przestrzeń do walki złego ducha. Jak przyznaje pan Mariusz, każdego roku, tuż przed wyruszeniem na Jasną Górę, pojawiają się przeszkody – głównie w przestrzeni zawodowej. – Szefowej nie podobało się, że prosiłem o urlop, aby pójść na pielgrzymkę. Wielokrotnie blokowała dni wolne, piętrzyła problemy, to był trudny czas. Na szczęście Bóg wygrywał i udawało się wyruszyć – tłumaczy pan Mariusz. Jak dodaje, zdarzało się, że wracając z pielgrzymki o 3 nad ranem, już o godz. 5 musiał jechać do pracy. Pomimo braku życzliwości przełożonej, pan Mariusz nie chowa urazy. – Nie mam jej tego za złe. Wiem, że zły duch walczy o człowieka, o każdą duszę – dodaje.
Dawać świadectwo
Wysiłek podejmowany dla Matki Bożej przynosi konkretne owoce. Te często przekraczają wyobrażenia pątników.
– Głównym owocem pielgrzymowania jest miłość wlana w nasze serca, która promieniuje przez cały rok – mówi pan Mariusz i zapewnia, że warto włączyć się w to dzieło również po to, aby być świadectwem wobec innych. – Moje siostry za naszą namową przyjechały rok temu na wejście. Jedna z nich – ku mojej ogromnej radości – miała w sierpniu pójść z nami, ale ze względu na pandemię, zmieniliśmy plany – dodaje.
Zuzia również stara się dawać świadectwo w środowisku uczniów i studentów. – Gdy mówię znajomym o pielgrzymce, widzę w ich oczach jakąś iskrę. Dlatego opowiadam o Jasnej Górze językiem miłości. I to przekonuje innych. Któregoś razu wzięłam kolegę na wejście, rok później przeszedł całą pielgrzymkę – mówi Zuzia. – Warto stać się częścią tej wielkiej przygody – wyznaje z uśmiechem.