Tresura
Od wychowania należy z całą pewnością odróżnić tresurę. Pan Bóg nie chce nas wytresować. Życie, które nam dał, to nie cyrk. Mądrzy ojciec i matka nie tresują swych dzieci. W trudnym procesie wychowawczym powtarzają tysiące słów, aby wreszcie dziecko powiedziało: teraz rozumiem, teraz zasady rodziców stają się moimi. I wtedy proces wychowawczy jest skuteczny. Nie chodzi o zewnętrze dostosowanie, ale o głębokie przekonanie wychowanka.
ON/OFF
To, co działa perfekcyjnie w materialnej przestrzeni, nie ma zastosowania w świecie ducha, ludzkiej historii, która przecież jest wypadkową wolnych wyborów człowieka. Słowo Boże nie działa mechanicznie. Jest jak zasiew, który wydaje plony, i to bardzo różne, często nieprzewidywalne. W kulturze przycisku ON/OFF miej zatem cierpliwość w oczekiwaniu na rezultaty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie zawsze zobaczymy owoce tu i teraz. Nie przewidzimy też od razu, dokąd nas w życiu zaprowadzi słowo Boże. I to jest fascynujące.
Pod kloszem
Bóg nie jest ojcem nadopiekuńczym, a tym bardziej przewrażliwioną matką, która trzyma swoje dziecko pod kloszem, by się nie spociło, nie zdarło kolana, a już na pewno nie otarło się o brutalny realizm świata. W Piśmie Świętym znajdujemy piękne porównanie Boga do orła, który krąży nad gniazdem, aby w ten sposób wywabić orlęta, by „rzuciły” się do lotu, by skoczyły w życie (por. Pwt 32, 11). Nie dziw się, że w Biblii znajdziesz sporo historii o nieprawości, podłości, zdradzie, grzechu. Słowo Boże to nie ckliwe opowiastki do poduszki. To raczej uzbrojenie na konfrontacje ludzi Boga z realnym światem.
Pionek w grze, kółko w maszynie
Słowo Boże nie chce kształtować człowieka do jakichś doraźnych interesów, cząstkowych, niepełnych sensów. Jego celem nie jest stworzenie człowieka z „matrycy”. Bogu nie zależy na pionkach w grze, trybikach w wielkiej społecznej machinie. Kształtowany Bożym słowem człowiek nie da się nigdy sprowadzić do takiej roli. Celem, dla którego Bóg przez swoje słowo nas wychowuje, jesteśmy my sami – nasze życie, nasze dobro, i to ostateczne. Ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym nie wychowywał dziecka „dla siebie”; chodziło o to, by ten ostatni, nawet za cenę odejścia i błędu, zrozumiał w końcu, kim jest, odkrył swoją godność i wyjątkowość.