Pan Niedziela wybrał się na przedświąteczne zakupy do galerii handlowej. Już z daleka witały go kolorowe światełka, którymi obwieszono kolosy detalicznej sprzedaży. Był niewątpliwie wzruszony wizualną demonstracją przywiązania właścicieli sklepów wielkopowierzchniowych do celebracji świątecznego czasu. A już zupełnie doznał emocjonalnego i wizualnego oczopląsu na widok ogromu świecidełek zgromadzonych na wysokich i długich sklepowych półkach. Ponieważ Panu Niedzieli stłukła się onegdaj bożonarodzeniowa szopka z gipsowymi figurkami, postanowił sprawić sobie nową – jeszcze ładniejszą, a na dodatek znacznie większą. Chodził między choinkami, bombkami, efektownie opakowanymi słodkościami i zabawkami, nie mógł jednak znaleźć znajomego kształtu betlejmskiej szopki z figurkami pasterzy, Dzieciątka, Maryi i Józefa.
– Przepraszam panią, ale nie mogę nigdzie znaleźć świątecznej szopki – zwrócił się do pracownicy sklepu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Młoda kobieta zajęta porządkowaniem artykułów odwróciła się do pytającego z takim wyrazem twarzy, jakby nie rozumiała pytania. Być może go nie usłyszała. Pan Niedziela zatem ponowił pytanie o szopkę.
– Proszę szukać – odpowiedziała. – Jak pan jej nie znajdzie, to znaczy, że jej nie ma.
Reklama
Oczywiście, poszukiwania nie dały rezultatu, bo nie mogły. W całej obfitości świątecznej oferty zabrakło tej najważniejszej i najistotniejszej – Świętej Rodziny.
To po co świętować ten szczególny czas, jeżeli się go okalecza i sprowadza tylko do jakiegoś dłuższego i bardziej „wypasionego” weekendu, upstrzonego świecidełkami i żałosnymi, przy całej swej atrakcyjności, elementami, które już tylko śladowo nawiązują do religijnej tradycji?
Pan Niedziela z niesmakiem opuścił stoisko i wyszedł z galerii. Wracając do domu, snuł dalej niewesołe myśli. Oj, jakże przybywa w Polsce dickensowskich Scrooge’ów– szefów wielkich korporacji, właścicieli galerii, domów mediowych i tym podobnych, a także pomniejszych, a politycznie poprawnych przedsiębiorców. Jakże są samotni wśród normalnych ludzi, ufnie świętujących pamiątkę przyjścia Zbawiciela na ziemię! Jakże są wyniośli w swych rzekomo racjonalnych przekonaniach o sensie życia, które tak naprawdę ograniczają się tylko do pomnażania majątku. Jakże oni nie lubią tych wszystkich frajerów, którzy ciężko pracują, a w niedzielę chodzą do kościoła.
Marzyło się Panu Niedzieli, aby, jak w powieści XIX-wiecznego angielskiego pisarza, właśnie w tym roku w noc wigilijną przyszedł do każdego z nich duch przeszłych, teraźniejszych i przyszłych świąt Bożego Narodzenia. Aby wstrząsnął ich sumieniami. Aby wizja ich beznadziejnego końca życia, którego nie rozświetli żadna gwiazda, które zapadnie się w ciemną noc na zawsze, sprawiła, że zmienią swoje nastawienie do ludzi, do siebie nawzajem i do Pana Boga.
A może wystarczyłyby tylko chwila refleksji nad istotą Bożego Narodzenia i odważna decyzja odwiedzenia kościoła, w którym na pewno odnajdzie się Dzieciątko Jezus leżące w żłóbku – bezbronne, ubogie i zdane na miłość drugiego człowieka.