Mamy w sobie naturalną potrzebę porządku, przewidywalnego rytmu dnia oraz bezpieczeństwa. Chcemy to zachować, jednak na straży naszej normalności stoi umowa społeczna – państwo. Od naszego państwa oczekujemy zabezpieczenia naszych praw i wolności i zżymamy się, gdy się okazuje, że dzisiejsza Polska tych oczekiwań nie spełnia. Czy jednak robimy wszystko, aby jej w tym pomóc? No nie! – zdenerwuje się Kowalski – przecież to nie ode mnie zależy, ja płacę podatki i ma być zrobione. Kto to ma jednak zrobić? No ci, którzy z moich podatków żyją. Kto jednak ma stworzyć dobry system, w którym będą pracować państwowe służby? No, jacyś specjaliści, jacyś (mityczni) „oni”, bo przecież ja się na tym nie znam, nie mam do tego głowy. A słyszał ty, durnowaty, o zasadzie partycypacji? O tym, że bez ciebie rzeczywistość, zwłaszcza ta instytucjonalna, będzie niepełna, nie spełni twoich oczekiwań?
Reklama
No dobrze... już nie będę Państwa katował dalszym dialogiem, przyznacie jednak, że niejednokrotnie i wam w głowach lęgną się podobne myśli i pseudowyjaśnienia, usprawiedliwienia dla dezercji ze sfery publicznej i zamykania się w „małej prywatności”. Po prostu nie miejmy pretensji, że nasze państwo nie jest doskonałe, a wręcz często szokuje nas swymi niedoskonałościami, skoro w nim nie uczestniczymy, nie pracujemy nad jego doskonaleniem. Polskie państwo to w istocie wszystko, co mamy, innego na pewno mieć nie będziemy. Jeśli chcesz mieć lepsze państwo, to je zmień!
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wszystkie te uwagi poprzedzają kilka słów, które napiszę teraz o tzw. aferze taśmowej, w której nagrani zostali niemal wszyscy najważniejsi politycy koalicji PO-PSL. Po tej aferze w publicznym odbiorze utrwaliło się, niestety – wypowiedziane przez min. Bartłomieja Sienkiewicza – przekonanie, że „polskie państwo to dziś ch..., d... i kamieni kupa”. Taką opinię wypowiedział polityk skrajnie zniechęcony, rozczarowany, jednak dziś spostrzegam, jak bardzo ta opinia weszła do powszechnego obiegu i jak stała się wygodnym usprawiedliwieniem dla bezczynności.
„Afera taśmowa” skompromitowała nie tylko ludzi Donalda Tuska i Ewy Kopacz – skompromitowała także polskie państwo. Sytuacja, w której kilku sprytnych kelnerów za podpuszczeniem zdemoralizowanego „człowieka interesu” dowolnie nagrywa sobie najważniejsze w państwie osoby, jest bez precedensu. Inna rzecz, że te nagrania pokazują, w jakiej moralnej kondycji znajduje się nasza „klasa polityczna”. Poziom ich rozmów niewiele się różni od frazeologii społecznego marginesu i, niestety, nic nie wnosi do tego towarzystwa obecność ks. Kazimierza Sowy. Politycy, czując się bezkarni i mając świadomość przebywania w wydzielonej strefie, pozwalają sobie na bardzo niewybredne opinie.
Reklama
Potem nastąpiła cała komedia związana ze „śledztwem w sprawie nielegalnych podsłuchów”, w której całe ostrze służb zostało skierowane przeciwko posłańcom złej nowiny – dziennikarzom, którzy ujawnili wykonane w „Amber Room” i restauracji „Sowa i przyjaciele” podsłuchy. Do historii przejdą kadry z redakcji tygodnika „Wprost”, które przedstawiają słynną akcję ABW wymierzoną w dziennikarzy: wydzieranie laptopa z rąk ówczesnego naczelnego pisma Sylwestra Latkowskiego i bezsilność usiłowań odebrania dziennikarzom ich zawodowej tajemnicy.
W konsekwencji nastąpiła akcja nielegalnego podsłuchiwania i podglądania dziennikarzy. Wszystkie te działania obnażyły nie tylko bezsilność służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa, ale i niesprawność samego państwa.
To smutne doświadczenia i nie osłodziła ich przegrana PO i PSL w wyborach parlamentarnych. Sprawa „taśm” nie została zakończona, na chwilę przycichła, aby znów wybuchnąć. Tym razem nagrania z restauracji „Sowa i przyjaciele” zostały wyciągnięte przez dziennikarzy niemieckiego Onetu i miały posłużyć do skutecznego uderzenia w premiera Mateusza Morawieckiego. Okazuje się, że ciągle jeszcze niewiele wiemy o nagraniach zleconych przez Marka Falentę. Może ich być dużo więcej, mogą dotyczyć wielu znanych osób i mogą także znajdować się w dyspozycji choćby Rosjan, którym Falenta jest winien ponad 20 mln zł za dostawy węgla do Polski.
Zastanawiają się Państwo pewnie nad techniką, dzięki której „nagrywacze” wywiedli w pole BOR i ABW, a więc służby odpowiedzialne za to, aby takie akcje – wobec czołowych urzędników państwa – nigdy nie mogły się powieść.
Reklama
I tu następuje najbardziej bolesna część naszej opowieści. Dwaj kelnerzy oszukali nasze służby w dziecinnie łatwy sposób. Kiedy funkcjonariusze BOR badali pomieszczenia (w których zamierzali ucztować oficjele), to, oczywiście, nie wykryto w nich żadnego podsłuchu (bo go tam nie było). Urządzenia nagrywające każdorazowo były wnoszone – przez kelnerów – w koszach, pojemnikach na pieczywo. Wtedy też politycy byli nagrywani, po czym urządzenia były bezczelnie zabierane i nagrania przegrywano na komputer. Nikomu z funkcjonariuszy ochrony nie przyszło do głowy, aby sprawdzić kursujących tam i z powrotem kelnerów. W tak prozaiczny sposób zostało to zrobione! Nie było żadnych fajerwerków techniki, przemyślnych chwytów na miarę filmów z Jamesem Bondem. Zwykłe życie, niezauważalne małe szwindle, dokonywane z racji najprostszych, najbardziej prymitywnych motywacji.
Cała „afera taśmowa” została sprowokowana chęcią zysku. Handlarz węglem Marek Falenta postanowił się wzbogacić na nagraniu znanych osób i postawieniu ich w sytuacji mocno niezręcznej. Cała jego akcja – niejako wbrew jego woli – wstrząsnęła całym państwem. Nasze państwo bowiem ciągle nie jest przygotowane na takie zagrożenia.
Niestety, skłonność do improwizacji i oddawania spraw państwowych w ręce nielicznej grupy zawodowych polityków przynosi właśnie takie skutki. Nasza Polska nie wzbudza dziś w nikim respektu, a my jesteśmy tak pochłonięci wewnętrznymi rozgrywkami, że w ogóle tego nie zauważamy. Aż zdarza się taka sytuacja, jak z „europejskim tournée” Lyudmyly Kozlovskiej. Bezczelnie – pomimo zgłoszenia jej przez polskie służby do europejskiego systemu SIS – jeździ sobie do Berlina, Strasburga, Londynu i Brukseli i pluje na nasz kraj. Nic sobie nie robi z zastrzeżeń polskich władz, a wspiera ją w tym mąż – było nie było, polski obywatel. Prowokowane przez Kozlovską, a raczej jej mocodawców, wydarzenia nie tylko ośmieszają pozycję Polski w Unii Europejskiej, ale także sprawiają, że pod znakiem zapytania staje powaga naszego państwa i rządu. Stara maksyma głosi: Jeśli sami się nie szanujemy, to trudno wymagać, aby szanowali nas obcy.
Kilka obrazków z ostatnich dni i kilka niewesołych refleksji, które pokazują fakt, że jeśli oddamy sprawy kraju tylko w ręce „klasy politycznej”, to przyjdzie nam przełknąć jeszcze niejedną zniewagę i gorzką łzę. Wzmocnienie państwa, przysporzenie mu siły i powagi zależą od postawy każdego obywatela. Jak widać, dla naszego kraju nadszedł moment, gdy to właśnie wysiłek jego mieszkańców może przełamać kryzys. Ten kryzys ma swoje historyczne przyczyny i został wywołany przez markowane odzyskanie niepodległości. Od tego czasu minęło jednak tyle lat, że dziś nie musimy się oglądać za siebie, gdy pada pytanie, kto jest odpowiedzialny za Polskę.