Reklama

Niedziela Świdnicka

Modlitwa mnie hartuje

Niedziela świdnicka 7/2017, str. 1, 4-5

[ TEMATY ]

maraton

maratończyk

Archiwum prof. Jana Chmury

Prof. Jan Chmura (w środku) w RPA

Prof. Jan Chmura (w środku) w RPA

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Każdy mój trening – to oprócz wysiłku fizycznego, jaki wkładam – jest również czasem mojej nieustannej modlitwy – mówi prof. Jan Chmura, wykładowca akademicki wrocławskiej AWF, specjalista fizjologii wysiłku fizycznego, mieszkaniec Strzegomia.

Profesor jest miłośnikiem masowych biegów maratońskich i w nich uczestniczy. To pasja, którą rozwija z powodzeniem od czterech lat. W kraju, pokonując pięć największych maratonów, tj. we Wrocławiu, Dębnie, Krakowie, Warszawie i Poznaniu, zdobył Koronę Maratonów Polski. Następnie powstał projekt przebiegnięcia maratonu na każdym z kontynentów. Dzięki udziałowi w biegach maratońskich na 7 kontynentach skompletował także Koronę Maratonów Ziemi. Był uczestnikiem biegów w Hanowerze, Nowym Jorku, Rio de Janeiro, Johannesburgu, Jerozolimie, Sydney i na Antarktydzie. Wszystkie pomyślnie ukończył, a w pięciu stawał w swojej kategorii wiekowej na podium. Ponadto w Niemczech ustanowił nowy rekord życiowy, osiągając znakomity wynik 3:22:57. Profesor ma 67 lat. Zdrowie mu dopisuje i jak mówi, dzięki tak regularnemu bieganiu nie choruje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Czas podwójnie wykorzystany

– Dla mnie modlitwa jest bardzo ważna, a wytrwałości i staranności w niej nauczyli mnie rodzice. Na modlitwę staram się przeznaczać każdą nadarzającą się do tego chwilę. Podczas treningu odrywam od stałych zajęć zawodowych i domowych, dlatego ten czas poświęcam dodatkowo na modlitwę – wyjaśnia.

Maraton w Jerozolimie

Reklama

– Każdy z siedmiu maratonów, w których uczestniczyłem, na swój sposób był wyjątkowy, bo odbywał się w innych warunkach klimatycznych – zauważa. – Od bardzo wysokich temperatur w Afryce, po straszliwy mróz na Antarktydzie. Biegi odbywały się przy wysokiej wilgotności powietrza, np. 90% w Ameryce Południowej – w Rio de Janeiro oraz na różnych wysokościach, np. 1750 m n.p.m. w Afryce – w Johannesburgu. O każdym maratonie można opowiadać godzinami.

– Na maraton w Jerozolimie trafiłem trochę niespodziewanie, ponieważ planowałem wcześniej zdobyć kontynent azjatycki w Tokio – snuje dalej wspomnienia profesor. – I muszę powiedzieć, że był to niebywale mistyczny maraton. Trasa biegła po ścieżkach, którymi chodził przed dwoma tysiącami lat Jezus Chrystus. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej ekscytującego duchowo? Trasa biegnie tuż obok Wieczernika, Golgoty, Grobu Jezusa, Góry Oliwnej, a więc wszystkich miejsc opisanych w Ewangelii i głęboko wpisanych w pamięć każdego katolika. Dodam jeszcze, że podczas tego biegu w Jerozolimie czułem się tak świetnie, jak w żadnym innym maratonie. Na mecie odniosłem wrażenie, że od razu mógłbym śmiało wyruszyć na trasę kolejnego biegu. To Ziemia Święta sama mnie niosła! No i cieszę się przede wszystkim, że zająłem tam 2. miejsce. Przywiozłem stamtąd piękny puchar i medal. Udział w tym maratonie to dla mnie, jako wierzącego człowieka, wielki zaszczyt.

Mój bieg na Antarktydzie

Reklama

– Antarctica Marathon to po Johannesburgu drugi akt dramatu pod tytułem „Korona Maratonów Ziemi”. Do tej pory mam jeszcze wyjątkowo głębokie wspomnienia, mimo że bieg odbył się w marcu ubiegłego roku – opowiada. – W drodze na „spód Ziemi” najpierw dotarłem samolotem do miasta Ushuaia w Argentynie, gdzie znajduje się najdalej wysunięte na południe lotnisko pasażerskie w Ameryce Południowej, a dalej statkiem do wybrzeża Antarktydy, a następnie pontonem na ląd. Ze Strzegomia w kierunku Bieguna Południowego pokonałem 17,5 tys. km. Byłem najstarszy w dwustuosobowej grupie uczestników z całego świata. Po wypłynięciu na pełny ocean spotkaliśmy się z potężnymi falami, słynnymi „ryczącymi czterdziestkami”. Coś nieprawdopodobnego. Nie spodziewałem się, że w miejscu, w którym łączą się dwa Oceany – Atlantycki i Spokojny – występują tak silne, potężne sztormy. Już sama podróż tym statkiem mroziła krew w żyłach. Im bliżej Antarktydy, tym coraz częściej mijaliśmy potężne i przepiękne góry lodowe. Na tym egzotycznym kontynencie witały nas kolonie pingwinów i fok.

Reklama

Jak w każdym maratonie i tu mieliśmy do przebiegnięcia dystans 42 km i 195 m. Dramat, jaki tam przeżyłem, wynikał z tego, że pogoda zmieniała się tam w nieprawdopodobnym tempie. Na starcie temperatura wynosiła około minus dwa stopnie Celsjusza i padał śnieg. Do dziś, gdy zamknę oczy, widzę te przepiękne ogromne płatki śniegu. W połowie dystansu pogoda zaczęła się diametralnie zmieniać. W końcu doszło do tak potężnej burzy śnieżnej z ogromną silą wiatru, w granicach 100-120 km na godzinę. Mimo że starałem się biec, to faktycznie stałem w miejscu. Kilkakrotnie upadłem na ziemię i boleśnie poobijałem się. Ostatnie 7 km modliłem się gorąco do Pana Boga, by pozwolił mi ukończyć ten maraton. Straszliwie trząsłem się z zimna. Wilgotna odzież sportowa sztywniała na mnie. Płyn izotoniczny w bidonie zamarzał. Półtora kilometra przed metą upadłem po raz ostatni. Chwilami traciłem świadomość. Byłem skrajnie wyczerpany. Złapały mnie bardzo bolesne kurcze mięśniowe. Ostatkiem sił podniosłem powiekę. Zobaczyłem mój różaniec, który w trakcie ostatniego upadku rozerwał się i rozsypał. Ten widok wyzwolił we mnie tyle sił duchowych, że pozbierałem resztki różańca i nadludzkim wysiłkiem wstałem. Zrobiłem pierwszy i następny krok, zacząłem w miarę normalnie iść, a następnie biec. Resztkami sił, które wykrzesałem z siebie, dobiegłem do mety. Na mecie tak trząsłem się z zimna, że nie mogłem utrzymać w skostniałych dłoniach kubka z ciepłą herbatą. To był ekstremalnie trudny maraton. Na statku w drodze powrotnej przeliczyłem paciorki zerwanego różańca i mimo że wydawało mi się, że zebrałem je wszystkie, jeden z nich pozostał na Antarktydzie, w miejscu mojego ostatniego upadku. Ten różaniec, oczywiście, wrócił ze mną do Polski. Jest tą pamiątką, która pozwoliła mi przetrwać największy kryzys w moim życiu i szczęśliwie ukończyć ten maraton.

To wszystko pokazuje, że człowiek w ekstremalnie skrajnych warunkach, przy całkowitym wyczerpaniu, siłą ducha może wydobyć jeszcze takie pokłady energii, których nie jest w stanie wyzwolić w codziennym życiu. Moje doświadczenia wskazują, że dopiero połączenie sił ducha i ciała pozwala na pokonywanie największych barier zmęczenia.

Aspekt naukowy

Refleksje związane z maratonami, które przedstawia prof. Chmura, to jedna strona medalu. Drugą, nie mniej istotną, jest aspekt naukowy jego udziałów w biegach maratońskich. Realizuje bowiem na sobie projekt badawczy dotyczący reakcji fizjologicznych organizmu seniora na wysiłek maratoński w różnych warunkach klimatycznych. Podczas tak ekstremalnego wysiłku monitoruje swoje reakcje kardiologiczne i metaboliczne. – Gromadzone od czterech lat wyniki badań stanowią unikatowy materiał do opracowań naukowych i wykładów ze studentami – podsumowuje naukowiec.

2017-02-08 14:25

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bieganie integruje rodziny

[ TEMATY ]

bieg

maraton

Marek Kamiński

Już po raz ósmy w kwietniowy, słoneczny weekend, Łódź zamieniła się w wielką trasę biegową.

Na starcie obok Atlas Areny stanęli chętni do biegu na dystansie maratońskim 42 km 125 m, półmaratonie (21 km) oraz biegu na 5 km.
CZYTAJ DALEJ

Święty Jan Leonardi

Niedziela Ogólnopolska 42/2009, str. 4

[ TEMATY ]

Benedykt XVI

pl.wikipedia.org

Drodzy Bracia i Siostry! Pojutrze, 9 października, minie 400 lat od śmierci św. Jana Leonardiego, założyciela Zgromadzenia Kleryków Regularnych Matki Bożej, kanonizowanego 17 kwietnia 1938 r. i ogłoszonego 8 sierpnia 2006 r. patronem farmaceutów. Wspominamy go także ze względu na wielki zapał misyjny. Wraz z ks. Juanem Bautistą Vivesem i jezuitą Martinem de Funesem zaprojektował i przyczynił się do powołania specjalnej kongregacji Stolicy Apostolskiej do spraw misji, czyli przyszłej Propaganda Fide, i do późniejszych narodzin Collegium Urbanianum, które w ciągu wieków przygotowało tysiące kapłanów, w tym wielu męczenników, do ewangelizowania narodów. Mamy zatem do czynienia ze świetlaną postacią kapłana, którego chciałbym postawić za wzór wszystkim prezbiterom w tym Roku Kapłańskim. Zmarł w 1609 r. na grypę, którą zaraził się, gdy w rzymskiej dzielnicy Campitelli opiekował się ofiarami tej epidemii. Jan Leonardi urodził się w 1541 r. w Diecimo w prowincji Lukka jako ostatni z siedmiorga rodzeństwa. Okres dojrzewania wyznaczał mu rytm wiary przeżywanej w zdrowym i pracowitym ognisku domowym, jak również stałe uczęszczanie do pracowni ziół i lekarstw w rodzinnej miejscowości. Gdy miał siedemnaście lat, ojciec zapisał go na kurs zawodowy w Lukce, aby został aptekarzem, a raczej zielarzem, jak się wówczas mówiło. Młody Jan Leonardi pilnie i gorliwie uczęszczał na zajęcia prawie dziesięć lat, ale gdy, zgodnie z przepisami prastarej Republiki Lukki, zdobył oficjalny dyplom, upoważniający go do otwarcia własnej placówki, zaczął zastanawiać się, czy nie nadeszła chwila spełnienia planów, które zawsze nosił w sercu. Po dojrzałej refleksji zdecydował się na kapłaństwo. I tak, porzuciwszy zielarnię i zdobywszy odpowiednie przygotowanie teologiczne, przyjął święcenia kapłańskie i w dniu Ofiarowania Pańskiego 1572 r. odprawił swoją prymicyjną Mszę św. Nie zarzucił jednak swej pasji dla farmakopei, czuł bowiem, że wiedza zawodowa aptekarza może mu pomóc w pełnym urzeczywistnieniu swego powołania, czyli przekazywania ludziom, przez święte życie, „Bożego lekarstwa”, którym jest Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały, „miara wszech rzeczy”. Ożywiany przekonaniem, że takiego lekarstwa wszystkie ludzkie istoty potrzebują ponad wszystko, św. Jan Leonardi starał się uczynić z osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem podstawową rację własnego istnienia. „Koniecznie trzeba zaczynać od Chrystusa” - lubił często powtarzać. Prymat Chrystusa nad wszystkim stał się dla niego konkretnym kryterium ocen i działania oraz zasadą pobudzającą jego działalność kapłańską, którą pełnił w okresie szerokiego i powszechnego ruchu odnowy duchowej w Kościele, dzięki rozkwitowi nowych instytutów zakonnych i świetlanemu świadectwu takich świętych, jak Karol Boromeusz, Filip Nereusz, Ignacy Loyola, Józef Kalasancjusz, Kamil de Lellis, Alojzy Gonzaga. Z entuzjazmem oddał się duszpasterstwu wśród chłopców przez Stowarzyszenie Nauki Chrześcijańskiej, gromadząc na nowo wokół siebie grupę młodych ludzi, z którymi 1 września 1574 r. założył Zgromadzenie Księży Reformowanych Maryi Panny, nazwane następnie Zakonem Kleryków Regularnych Matki Bożej. Swoim uczniom zalecał, by mieli „przed oczyma umysłu jedynie cześć, służbę i chwałę Ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa”, a - jak przystało na dobrego aptekarza, nawykłego do dozowania dawek w zależności od ścisłych potrzeb - dodawał: „Unieście nieco swe serca ku Bogu i z Nim odmierzajcie wszystko”. Powodowany zapałem apostolskim, w maju 1605 r. wystosował do nowo wybranego papieża Pawła V Memoriał, w którym sugerował kryteria prawdziwej odnowy w Kościele. Zauważając, jak było „niezbędne, aby ci, którzy domagają się reformy ludzkich obyczajów, szukali, i to na początku, chwały Boga”, dodawał, że muszą oni wyróżniać się „prawością życia i doskonałością obyczajów, tak aby bardziej niż przymusem przyciągać łagodnością do reformy”. Zwracał ponadto uwagę, że „ten, kto chce dokonać poważnej reformy religijnej i moralnej, musi przede wszystkim, jak dobry lekarz, postawić właściwą diagnozę chorób, jakie trawią Kościół, aby na każdą z nich umieć przepisać najodpowiedniejsze lekarstwo”. I zauważał, że „odnowa Kościoła musi dokonywać się tak u przywódców, jak i u podwładnych, na górze i na dole. Musi zaczynać się od tego, kto rządzi, i objąć poddanych”. Dlatego też, zachęcając papieża do wspierania „powszechnej reformy Kościoła”, troszczył się o chrześcijańską formację ludu, a zwłaszcza chłopców, których należy wychowywać „od najwcześniejszych lat (...) w czystości wiary chrześcijańskiej i w świętych obyczajach”. Drodzy Bracia i Siostry, świetlana postać tego Świętego zachęca w pierwszej kolejności kapłanów i wszystkich chrześcijan, by stale dążyli do „wysokiej miary życia chrześcijańskiego”, którą jest świętość, każdy oczywiście stosownie do swego stanu. Tylko bowiem z wierności Chrystusowi może wypłynąć autentyczna odnowa kościelna. W owych latach, na kulturalnym i społecznym przełomie wieków XVI i XVII, zaczęły się zarysowywać przesłanki późniejszej kultury współczesnej, którą cechuje nieuzasadniony rozłam między wiarą a rozumem, którego ujemnymi następstwami są marginalizacja Boga wraz ze złudzeniem ewentualnej i całkowitej niezależności człowieka, który postanawia żyć tak, „jakby Boga nie było”. Jest to kryzys współczesnej myśli, o którym wielokrotnie miałem okazję wspominać i który przybiera często postać relatywizmu. Jan Leonardi wyczuwał, co jest prawdziwym lekarstwem na te bolączki duchowe, i zawarł to w stwierdzeniu: „Chrystus przede wszystkim”, Chrystus w centrum serca, w centrum historii i wszechświata. To Chrystusa - stwierdzał z mocą - ludzkość tak bardzo potrzebuje, ponieważ On jest naszą „miarą”. Nie ma dziedziny, której nie mogłaby dosięgnąć Jego moc; nie ma choroby, na którą nie znalazłoby się w Nim lekarstwo, nie ma problemu, którego w Nim nie dałoby się rozwiązać. „Albo Chrystus, albo nic!”. Oto jego recepta na wszelką reformę duchową i społeczną. Istnieje jeszcze jeden aspekt duchowości św. Jana Leonardiego, który chciałbym podkreślić. Przy wielu okazjach powtarzał on, że do żywego spotkania z Chrystusem dochodzi w Jego Kościele, świętym, choć kruchym, zakorzenionym w historii i w jej niekiedy niezbadanych kolejach, gdzie razem rosną zboże i kąkol (por. Mt 13, 30), lecz zawsze będącym sakramentem zbawienia. Mając jasną świadomość, że Kościół jest polem Bożym (por. Mt 13, 24), nie gorszył się jego ludzkimi słabościami. Dla zwalczenia kąkolu zdecydował się być dobrym zbożem: postanowił mianowicie miłować Chrystusa w Kościele i przyczyniać się do tego, aby stawał się on coraz bardziej Jego przejrzystym znakiem. Z wielkim realizmem patrzył na Kościół, na jego ludzką kruchość, ale też na to, że jest „polem Bożym”, narzędziem Boga dla zbawienia ludzkości. Ale nie tylko. Z miłości do Chrystusa pracował z zapałem nad oczyszczeniem Kościoła, aby był piękniejszy i święty. Rozumiał, że wszelka reforma ma dokonywać się wewnątrz Kościoła, a nigdy przeciwko Kościołowi. Pod tym względem św. Jan Leonardi był rzeczywiście niezwykły, a jego przykład pozostaje wciąż aktualny. Każda reforma dotyczy niewątpliwie struktury, przede wszystkim jednak musi dotykać serc ludzi wierzących. Tylko święci mężczyźni i kobiety, którzy dają się prowadzić Duchowi Bożemu, gotowi do radykalnych i śmiałych wyborów w świetle Ewangelii, odnawiają Kościół i przyczyniają się w decydujący sposób do budowy lepszego świata. Drodzy Bracia i Siostry, życiu św. Jana Leonardiego przyświecał zawsze blask „Świętego Oblicza” Jezusa, przechowywanego i czczonego w kościele katedralnym w Lukce - wymowny symbol i niepodlegająca dyskusji synteza wiary, jaka go ożywiała. Zdobyty przez Chrystusa jak apostoł Paweł, wskazywał on swoim uczniom i nadal wskazuje nam wszystkim chrystocentryczny ideał, dla którego „należy ogołocić się z wszelkiego własnego interesu i troszczyć jedynie o służbę Bogu”, mając „przed oczyma umysłu tylko cześć, służbę i chwałę Chrystusa Jezusa Ukrzyżowanego”. Obok oblicza Chrystusa nie spuszczał wzroku z macierzyńskiego oblicza Maryi. Ta, którą wybrał na Patronkę swego zakonu, była dla niego nauczycielką, siostrą i matką, i doświadczał Jej nieustannej opieki. Przykład i wstawiennictwo tego „fascynującego męża Bożego” niech będą, szczególnie w tym Roku Kapłańskim, wezwaniem i zachętą dla kapłanów i dla wszystkich chrześcijan, by z zapałem i entuzjazmem przeżywali swoje powołanie.
CZYTAJ DALEJ

UKSW uroczyście rozpoczął nowy rok akademicki

– Stawajcie się potężni potęgą mądrości, wartości, dobra, prawdy i piękna – mówił podczas inauguracji nowego roku akademickiego ks. prof. dr hab. Ryszard Czekalski, rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Uroczystość rozpoczęcia roku akademickiego 2025/2026 na UKSW, która zgromadziła wspólnotę akademicką oraz zaproszonych gości, odbyła się na kampusie przy ul. Wóycickiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję