Reklama

Polityka

Długomyślność i spokojna siła

O potrzebie powrotu do koncepcji solidarności narodowej i możliwości głębokiej zmiany geopolitycznej w Europie z Markiem Jurkiem rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 3/2016, str. 36-37

[ TEMATY ]

wywiad

polityka

Grzegorz Boguszewski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Rozmawiamy w sylwestra 2015 r. Polityczna wrzawa w Polsce wywołana jesienną wielką zmianą przybiera na sile; nowy rząd zapowiada dobre zmiany, zaś obecna opozycja straszy, że rok 2016 będzie dla Polski czasem złych zmian. Jak Pan Marszałek ocenia prowadzone i zapowiadane reformy?

MAREK JUREK: – Najważniejsze, że zmieniliśmy rząd, który wszem i wobec ogłosił, że „nie robi polityki”. Polski, po pierwsze, na taką bezczynność nie stać, po drugie – ten rząd, kierując się czystym konformizmem, zaczął w Polsce kopiować rewolucję społeczną, do której doszło w zachodniej Europie. Rzeczpospolita potrzebuje polityki, szczególnie w tak burzliwych czasach, i musi zatrzymać destrukcję społeczną, którą rządy Donalda Tuska, a jeszcze bardziej Ewy Kopacz, uruchomiły.

– Od czego teraz zależy powodzenie tej „akcji naprawczej”?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Przede wszystkim od powrotu do koncepcji solidarności narodowej. Od realizacji programu przywrócenia szacunku i wspólnoty w naszym życiu publicznym. Od niewznawiania strategii „tylko my”.

– A teraz ta dobra, ale powierzchowna – co zarzuca opozycja – wyborcza strategia spokoju i jedności zaczyna się nieco łuszczyć?

Reklama

– Niestety, przedmiotem polityki są dziś nie dobre inicjatywy rządu premier Beaty Szydło, ale rozgrywający się w parlamencie „szturm na instytucje”. A szkoda, bo przecież zapowiadany przez rząd program 500+ to autentyczna zmiana społeczna, wokół której można budować szeroką społeczną większość i pozytywną energię narodową. Zawiera w sobie solidarność wobec rodzin, odpowiedzialność za narodową przyszłość, impuls gospodarczy poprzez pogłębienie popytu wewnętrznego. Spór w tej sprawie w społeczeństwie zdecydowanie wygramy. A dla Prawicy Rzeczypospolitej to ogromna satysfakcja, że dziś rząd podejmuje zasadniczy motyw naszej polityki. 10 lat temu spieraliśmy się (skutecznie!) z premier Zytą Gilowską, czy stać nas na 100 zł dla rodzin – premier Gilowska uważała, że wystarczy o połowę mniej. Dziś po dziesięciokroć przyznano nam rację.

– Dostrzega Pan dziś już więcej podobnie krzepiących i efektywnych konkretów w polityce nowego rządu?

– Oczywiście. W najważniejszej dziedzinie polityki zagranicznej, w polityce środkowoeuropejskiej, są już realne osiągnięcia. Na regionalnym szczycie NATO w Bukareszcie dzięki prezydentowi Andrzejowi Dudzie 9 państw Europy Środkowej wspólnie zaapelowało do sprzymierzeńców o wzmocnienie bezpieczeństwa naszego regionu. Polska i Węgry odrzuciły nową dyrektywę unijną o honorowaniu zawieranych za granicą związków homoseksualnych. Ten sprzeciw wnosi nową jakość do europejskiej debaty. Niezmiernie ważne jest też wdrażanie nowej polityki gospodarczej i podatkowej, zmierzającej do wyrównania szans polskich i zagranicznych podmiotów handlowych. To wszystko otwiera realny polityczny zwrot.

– Po którym już nie nastąpi kolejny zwrot w tył...?

– Najważniejsze, by zmiana miała charakter trwały, bo tylko to zmieni charakter państwa. Trwałość zmian wymaga powrotu do zasad cywilizacji chrześcijańskiej. Pamiętajmy, że w 5 lat po długich rządach Margaret Thatcher Wielka Brytania znalazła się znacznie bardziej na lewo niż 5 lat przed jej rządami. W Europie po rządach radykalnej centroprawicy na ogół następowały jeszcze dalej idące zmiany liberalne.

– Wydaje się, że w Polsce może to być wielce prawdopodobny scenariusz.

Reklama

– Musimy być świadomi takiego ryzyka i musimy zrobić wszystko, by go uniknąć. Drogę do trwałej zmiany pokazali Węgrzy. U nich wszystko zaczęło się od głębokiej odnowy duchowej, od wielkiej narodowej modlitwy. Zmiany polityczne przybrały formę konstytucyjną, wyraźnie odwołującą się do cywilizacji chrześcijańskiej, do tradycji narodowej, do dziedzictwa walki z komunizmem, do praw rodziny, do patriotyzmu gospodarczego. Przeciwnicy Węgier widzą w tym tylko wzmocnienie władzy, ale tak naprawdę to tylko refleks zmiany o wiele głębszej niż tylko w zakresie władzy.

– Jesteśmy gotowi, by podążać węgierską ścieżką?

– Zmiana konstytucji wymaga budowania większości konstytucyjnej. Szukania nowych sojuszników, takich jak Kukiz’15. Nie ma sensu popychać PSL w stronę radykalnej opozycji lewicowo-liberalnej. Potrzebna jest strategia solidarności narodowej. Partia rządząca powinna jak najszybciej wyrwać się z tego zwarcia w narożniku, z działań typu „pochód na pochód”, z zaostrzania języka debaty publicznej, z demonstracji władzy – zamiast jej spokojnego i efektywnego używania.

– Za przejaw tego zwarcia Pan Marszałek uznał spór wokół Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego?

Reklama

– Bo ten spór zaszedł za daleko. Oczywistością, którą zdecydowanie poparłem, było unieważnienie bezprawnego wyboru sędziów przez Sejm poprzedniej kadencji. Konieczna była konsekwencja, gdy liberalna opozycja zbojkotowała wybory nowych sędziów w Sejmie. Ale cały czas należało pokazywać, że chodzi o przywrócenie prawa, a nie o ubezwłasnowolnienie trybunału. Ma on taki skład, bo PO wcześniej dwukrotnie wygrała wybory, a w ciągu 2-3 lat można było normalnie zbudować w nim konserwatywną większość, naprawdę broniącą wartości konstytucyjnych: suwerenności, potępienia komunizmu, praw rodziny, wolności od demoralizacji, prawa do życia, a nie nadrzędności ideologii liberalnej wobec prawa. Tymczasem te działania uprawomocniły koncepcję „demokracji ludowej”, kiedy więc przejdziemy do opozycji, nowa większość może powiedzieć: „wygraliśmy wybory i teraz my mamy prawo usunąć przeszkody dla naszej władzy”. Kto wtedy będzie bronił naszego dorobku? Nie zapominajmy, że jeśli dziś w Polsce mamy szeroki zakres obrony życia – tak szeroki, że wielu polityków radykalnej centroprawicy uważa go za wystarczający – to tylko dzięki Trybunałowi Konstytucyjnemu, który właśnie „przeszkodził w rządzeniu SLD, który wygrał wybory”. To wtedy, przed 18 laty, trybunał przedstawił sformułowaną przez prof. Andrzeja Zolla zasadę, że państwo, które pozbawia prawa do życia najsłabszych, przestaje być demokratycznym państwem prawa. Instytucje konstytucyjne powinniśmy traktować w sposób dużo bardziej długomyślny.

– To znaczy?

– Powinniśmy kształtować nowe standardy, szczególnie prezydent powinien prowadzić aktywny arbitraż, proponując rządowi i opozycji wykładnię obowiązujących zasad, przed którymi powinny się ugiąć i opozycja (uznając prawa większości), i rząd (uznając prawa opozycji). Tylko zmiana trwała jest naprawdę dobrą zmianą. Miarą naszego sukcesu będzie to, czy zbudujemy instytucje, które oprą się zmianie władzy, by obecne rządy centroprawicy nie stały się tylko doraźną przerwą w procesie dekadencji społecznej.

– Czego teraz najpilniej potrzeba, by tak się nie stało?

– Nie bezczynnej „siły spokoju”, ale spokojnej siły, zmieniającej najpierw politykę, a dopiero potem adaptującej do tej zmiany instytucje.

– A tego właśnie brakuje walczącym o dobre zmiany?

– Jak najszybciej trzeba się wyrwać z obecnego klinczu i przejść do budowania szerokiego poparcia dla polityki rządu, która jest dziś zaciemniona przez parlamentarne wojny.

– Opozycja przekonuje Polaków, że te wszystkie zmiany bardzo nie podobają się Unii Europejskiej, która przestrzega Polskę przed „orbanizacją”.

Reklama

– Liberalna klasa rządząca Unii boi się siły Europy Środkowej. Obecna zmiana w Polsce może prowadzić do głębokiej zmiany geopolitycznej w Europie, bo zależne do tej pory od Niemiec państwa środkowoeuropejskie mogą się usamodzielnić i stworzyć front domagający się wpływu na kluczowe decyzje Zachodu, czego nasi partnerzy nie będą mogli zignorować. Bez Polski taka rola Europy Środkowej jest praktycznie niemożliwa. Dlatego premier Viktor Orbán, kiedy po raz drugi objął władzę, przyjechał najpierw do Warszawy i proponował Polsce odgrywanie tej motorycznej roli w konsolidacji naszego regionu. Premier Tusk jednak tę sugestię odrzucił. Dzisiaj Węgrzy na nowo podejmują temat. Jest to dla nas ogromna szansa, którą powinniśmy wykorzystać. Idziemy już w dobrym kierunku.

– Minister edukacji narodowej Anna Zalewska niedawno powiedziała do swej poprzedniczki: „Odwagi! Czas wyznaczać standardy w Unii Europejskiej!”. Czy taki czas rzeczywiście nadchodzi, Panie Marszałku?

– Najwyższy czas! Od naszych krajów oczekiwano do tej pory bezdyskusyjnej akceptacji tzw. dorobku wspólnotowego, a w ogóle nie brano pod uwagę naszego ogromnego dorobku społecznego, choćby tego, że Solidarność była największym ruchem społecznym współczesnego świata i jako taka mogłaby być punktem odniesienia w życiu duchowym i politycznym Europy.

– Tak się nie stało. Czy dziś tzw. nowoczesna Europa być może przeczuwa w Polsce rewolucję ideową, która może zagrozić jej lewicowo-liberalnym wartościom? W Polsce mówi się nawet o zamachu PiS na demokrację liberalną.

– W niedawnym wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” prof. Ewa Łętowska, powszechnie czczona arcykapłanka środowiska Trybunału Konstytucyjnego, otwarcie kpiła z polskiego dorobku prawnego w zakresie ochrony życia. W jej wypowiedziach jasno rysowało się założenie, że liberalizm jest nadrzędnym kryterium interpretacji prawa.

– Czy rozpoczęcie dyskusji na ten temat nie byłoby zbyt niebezpieczne nawet dla jej przedmiotu? Premier Beata Szydło mówi, że jej rząd nie planuje rozpoczynania dyskusji na tematy światopoglądowe.

Reklama

– Przede wszystkim nie należy nazywać praw podstawowych „kwestiami światopoglądowymi”. Taki język to kapitulacja wobec dyktatury relatywizmu. Czas wrócić do języka, jakim św. Jan Paweł II mówił „o nas i za nas”. Praca na rzecz cywilizacji życia to zwyczajny obowiązek. Biorąc pod uwagę skalę wyzwań, można ją – jak mówi wicepremier Mateusz Morawiecki – „fazować”, ale nie można jej odkładać czy przenosić ją poza sferę obowiązków państwa. I czas uruchomić pierwszą fazę. Dlatego Prawica Rzeczypospolitej zaproponowała nowelę ustawy o in vitro, przypominającą, że żadna z praktyk przewidzianych w tej ustawie nie może naruszać praw dziecka poczętego zawartych w polskim ustawodawstwie.

– Mówi Pan Marszałek, że najwyższy czas, by odejść od państwa relatywistycznego i rozpocząć tworzenie państwa dobra wspólnego. Ale chyba nikt dziś w Polsce nie wie, jak to zrobić...

– Nie można sprowadzać interesu publicznego do układu wzajemnych interesów. Dobro wspólne, po pierwsze, zawiera się w naturalnej sprawiedliwości, 5 jego filarów wskazał 2 lata temu Ojciec Święty Franciszek w Rio de Janeiro: życie, rodzina, zdrowie, bezpieczeństwo, sprawiedliwość. Po drugie – to zasady kultury narodowej, na czele z niepodległością Rzeczypospolitej, które czynią nas wspólnotą. I taką perspektywę należy przedstawiać Europie.

– Tymczasem Polska będzie krytykowana podczas specjalnej debaty na forum Parlamentu Europejskiego, zresztą ku zadowoleniu polskiej opozycji...

– Do tej pory w Parlamencie Europejskim trwała nieustanna nagonka na Węgry, wielokrotnie występowałem w obronie tego kraju. Tym razem to my zobaczymy, gdzie mamy przyjaciół, gdzie wrogów, a kto obojętnie stoi z boku. I choć będzie to ponure widowisko, na jego tle będzie znakomita sposobność zaprezentowania naszego stanowiska, a nawet promocji Polski.

– Naprawdę?!

– Premier Orbán parę miesięcy temu wygłosił przed PE wielką apologię odnowy narodowej na Węgrzech. Do takiej odważnej promocji Polski i naszych zasad zachęcam nasze władze.

Reklama

– Polska wreszcie może się przybliżyć do spełnienia testamentu św. Jana Pawła II i zaproponować Europie powrót do chrześcijańskich korzeni?

– Rząd Rzeczypospolitej powinien być rzecznikiem cywilizacji życia, praw rodziny i opinii chrześcijańskiej w Europie. To może dać nam poparcie milionów ludzi we wszystkich krajach Unii. Wymaga to, oczywiście, intelektualnej odwagi i kompetencji.

* * *

Marek Jurek
Prezes Prawicy Rzeczypospolitej, poseł I, IV i V kadencji Sejmu RP, marszałek Sejmu w latach 2005-07, poseł do Parlamentu Europejskiego VIII kadencji

2016-01-13 08:56

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prof. Jan Duda: Bez oparcia w wierze Andrzej nie byłby w stanie tego udźwignąć

[ TEMATY ]

wywiad

prezydent

Andrzej Duda

Artur Stelmasiak

Adam Sosnowski: Jeszcze w powyborczy wieczór media, z telewizją publiczną na czele, zaczęły pleść narrację, według której Andrzej Duda jest kandydatem marionetkowym, sterowanym przez Jarosława Kaczyńskiego, przede wszystkim zaś o. Tadeusza Rydzyka… Prof. Jan Duda: Te ataki nie są niczym nowym, tylko teraz nastały z większą siłą. Andrzej jest politykiem samodzielnym, podobnie jak sam urząd prezydenta jest ze swej natury mocno niezależny. Z drugiej strony chciałbym jednak podkreślić, że cała nasza rodzina bardzo szanuje o. Tadeusza. Obserwujemy jego działania od 1992 r., czyli od kiedy uruchomiono Radio Maryja. Wtedy Andrzej mieszkał jeszcze z nami, a ta rozgłośnia słuchana jest u nas w domu bardzo często. Jadąc autem słucham też innych stacji radiowych, ponieważ chcę mieć jak najszerszy wachlarz informacji i wiedzieć, co i jak mówią ci, z poglądami których się nie zgadzam. (…) Akurat u nas wszystkie dzieci, a jest ich trójka, miały to szczęście, że przeszły przez szkoły, w których spotkały bardzo dobrych i oddanych nauczycieli. Ale proszę sobie przypomnieć, jakie były komunistyczne szkoły, do których uczęszczało moje pokolenie. Owszem, byli tam też znakomici nauczyciele, sam wielu takich miałem, ale podręczniki były tragiczne. W tych od historii pakt Ribbentrop-Mołotow był opisany jako akcja ratunkowa Związku Radzickiego dla Białorusi przeciwko okupacji niemieckiej… I jakoś nam to nie zaszkodziło. My od razu byliśmy wystawieni na działania wrogiej ideologii i w starciu z nią musieliśmy wiedzieć, jak się bronić. Gdy natomiast człowiek chowany jest jakby w jaju, chroniony jakąś skorupą, to gdy z tego jaja wyjdzie i zderzy się z fałszywymi ideologiami, nie będzie wiedział, jak te ataki odeprzeć. To prawda, niemniej warunek jest jeden. Taki człowiek musi wynieść już z domu pewien zasób wartości moralnych, patriotycznych czy chrześcijańskich. Tylko wtedy może nie ugiąć się pod manipulacją ze strony fałszywej ideologii. Gdyby go w domu nie przygotowano, gdyby wychowano jako człowieka uległego, ugiąłby się jeszcze prędzej. Rola domu rodzinnego jest tu kolosalna. Prof. Jan Duda: Oczywiście. Dlatego w wychowaniu Andrzeja i naszych dwóch córek wyznawaliśmy razem z żoną dwie bardzo ważne zasady. Po pierwsze, swoje dziecko trzeba szanować. To przecież jest człowiek, choć jeszcze mały. Od dzieci także można się bardzo wiele nauczyć, my z żoną od naszych wiele się nauczyliśmy. Po drugie, dziecko potrzebuje autorytetu. Jednak nie takiego, który go bezmyślnie ogranicza, ale takiego, który wskaże mu barierę dopuszczalnych zachowań. Trzeba to umiejętnie wyważyć, a wbrew pozorom nie ma na to tak dużo czasu. Około 16 roku życia młodzież wchodzi już w dorosłe życie i wtedy trudno coś w wychowaniu zmienić. Pamiętam, że mój światopogląd oraz wyznawane zasady ukształtowały się właśnie w wieku około 16 lat. I trzymam się ich do dziś. Może także z wychowania wynika jedna cecha Andrzeja Dudy, która wyróżnia go na tle innych polityków: jest on bowiem człowiekiem, który potrafi słuchać innych, podczas gdy większość polityków lubi tylko mówić albo raczej gadać. Andrzej wychował się w specyficznych warunkach, bo od małego był otoczony towarzystwem dorosłych. Przez 10 lat mieszkaliśmy w hotelu asystenckim w pokoiku o powierzchni 9 m kwadratowych, w którym na dodatek nieustannie przebywali u nas goście. On się bawił, a my toczyliśmy dyskusje na fundamentalne tematy. Na przykład: dlaczego Kościół jest tak srogi w zasadach, a tak pobłażliwy dla grzeszników? Ten wątek bardzo często przewijał się w rozmowach. Ciekawe, do jakich wniosków Państwo w nich doszli? Prof. Jan Duda: Że to jest najlepsza filozofia. Należy pilnować zasad, ale nie wolno nikogo ścinać za to, że ich nie przestrzega. (…) Wszystkie zasady Kościoła, do którego mam wielkie zaufanie, są właśnie wartościami zadanymi. Gdy ludzie ich nie mają, bardzo łatwo się łamią i poddają, kiedy w ich życiu wydarzy się coś nieprzyjemnego, czego się nie spodziewali, albo czego w danym momencie nie chcieli. Tymczasem to może być przecież błogosławieństwo. Jest to bardzo dojrzała postawa, pełna pokory i ufności w Opatrzność; wiara, że wszystko, co mi się w życiu przydarza, ma jakiś sens. Sens, który w danym momencie niekoniecznie musi być dla mnie zrozumiały. Z drugiej strony jednak takie nastawienie daje też ogromną siłę i spokój wewnętrzny. Prof. Jan Duda: Tak jest, dokładnie tak. Jako człowiek wierzący wiem, że każde zdarzenie, które na mnie spada, ma sens. Dane jest mi po to, abym je wygrał. Każda sytuacja jest wyzwaniem. Dopiero jako człowiek dorosły dowiedziałem się, że już starożytni Rzymianie mieli takie podejście: „kto losu słucha, tego los prowadzi, kto z losem walczy, tego los wlecze”. Teraz wystarczy zamienić los na Opatrzność i mamy perspektywę chrześcijańską. Rozumiem, że tę właśnie zasadę udało się także wszczepić dzieciom. Prof. Jan Duda: Udało się. Nasze dzieci od samego początku to słyszały, ale i widziały w praktyce. Mówiliśmy: „Zdarzyło ci się coś? To wygraj to! Nie rób z tego dramatu, tylko spróbuj wygrać. Dostałeś dwóję, to musisz się bardziej zmobilizować. Gdybyś nie dostawał czasem dwój, to może byś się rozleniwił”. I z tą zasadą Pana syn doszedł aż do nominacji prezydenckiej, która przecież też nie była przezeń zaplanowana, tylko poniekąd spadła właśnie jak wydarzenie, które należało przyjąć. Prof. Jan Duda: Oczywiście, bo jak można sobie zaplanować, że zostanie się prezydentem? Jasne, że trzeba mieć ambicję, aby osiągnąć trudne cele. Ale to Pan Bóg pokazuje, gdzie kto ma iść, bo to On rozdaje talenty. A moim zdaniem mój syn jest bardzo utalentowany. W związku z tym, gdy ktoś przychodzi i proponuje taki urząd, to nie ma się prawa odmówić. To nie jest kwestia tego, czy ktoś chce czy nie; każdy ma obowiązek pomnażać swoje talenty. One są dawane za darmo, to żadna zasługa mieć talent do czegoś. (…) Karcenie z miłości jest obowiązkiem zapisanym w Biblii. Wiele dobrego można się także nauczyć z lektur patriotycznych, które dzisiaj wycinane są z kanonu. Skoro mówimy o czytaniu, jaką literaturą interesował się Andrzej Duda, co lubił czytać? Prof. Jan Duda: Pierwszą poważniejszą lekturą, w której Andrzej się dosłownie zakochał, to był „Dzikowy skarb” Karola Bunscha, po której przeczytał kolejne książki tego autora, a potem oczywiście Sienkiewicza. Andrzej bardzo lubi książki historyczne, patriotyczne. Zainteresował się bardzo literaturą powstańczą i bardzo dokładnie ją czytał. Miałem zwyczaj, że ok. 12-13 roku życia zabierałem każde dziecko na wycieczkę do Warszawy, żeby poznało stolicę. Andrzej tak dogłębnie poznał historię Powstania Warszawskiego, że to potem on oprowadzał mnie po stolicy i opowiadał, jakie w danym miejscu toczyły się walki. Jako dziecko! Zresztą od strony dziadka (ojca mamy) Andrzej ma też korzenie warszawskie - dziadek Nikodem urodził się i mieszkał w Warszawie wiele lat. Babcia Zenia pochodzi z Radomska, a moja rodzina z Sądecczyzny, tj. z południa Polski. Wspominał Pan już o wierze i Bogu, o roli wiary w wychowaniu dzieci, o zaufaniu do Opatrzności. Jak to dzisiaj wygląda u pana Andrzeja? Czy wiara odgrywa ważną rolę w jego życiu? Prof. Jan Duda: Odpowiem najprościej pytaniem: a czy myśli Pan, że bez wiary byłby w stanie to wszystko znieść? Ten ogrom pracy, ale także te nieustanne ataki? Bez oparcia w wierze nie byłby w stanie tego udźwignąć. To wiara w Boga jest siłą, także jego siłą. Gdziekolwiek jesteśmy, dostajemy sygnały, że ludzie modlą się za Andrzeja. Dlatego powtarzam to innym: jeżeli chcecie pomóc Andrzejowi, módlcie się za niego. Andrzej jest człowiekiem głęboko wierzącym, żyje w przekonaniu, że wiara jest niesamowitym darem i łaską. Człowiek potrzebuje moralnych drogowskazów w swoim życiu. Ludy bez religii nie istnieją. Gdy powstawały i bez niej chciały istnieć, natychmiast ginęły. Człowiek ma przecież w sobie potrzebę sprawiedliwości, troski o bliskich, potrzebę miłości. W człowieku jest refleks Boga. Już św. Augustyn powiedział „Niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Panu”. Człowiek niewierzący jest nieszczęśliwy. A ktoś, kto próbuje obedrzeć człowieka z wiary - na przykład przez śmiech, obelgi czy szyderstwo - jest draniem. To najwyższej kategorii draństwo. Człowiek odarty z wiary staje się mgłą, która uda się tam, gdzie wiatr zawieje. „Kto przestaje wierzyć w Boga, zaczyna wierzyć we wszystko”, jak powiedział C.K. Chesterton. I to dzisiaj widzimy, jak ludzie zaczynają wierzyć w bzdurne teorie Palikota czy ideologię gender. Właśnie te teorie dzisiaj są przedstawiane jako droga do wyzwolenia i wolności. Bo w przeciwnym razie nastąpią - jak przekonuje wspomniany tu osobnik - rządy Kościoła. A kto ma rządzić? Przecież to jest takie proste. Człowiek musi przyjąć w życiu pewne zasady. W geometrii mamy aksjomaty, czyli twierdzenia tak podstawowe, że ich się nie udowadnia. Wystarczy zabrać jeden aksjomat i cały system runie. I tak jest w całym naszym życiu. (…) Podobna teoria funkcjonuje w odniesieniu do nauk humanistycznych, gdzie przecież bardzo często rozstrzyga się nie tylko kwestie formalne, ale właśnie ideologiczne czy światopoglądowe ukryte pod płaszczem nauki. I tak w humanistyce jedna z teorii głosi, że w pewnym momencie dedukcji czy opisu danego systemu dochodzimy do punktu, kiedy musimy zacząć zdanie od „Wierzę, że” lub „Myślę, że”. To oznacza, że w najbardziej fundamentalnych kwestiach każdego światopoglądu, a nawet nauki, poruszamy się w dziedzinie wiary, a nie wiedzy. Problem w tym, w co chcemy uwierzyć. Otóż to. Weźmy na przykład kwestię in vitro. Zwolennicy powołują się na to, że jest bardzo dużo badań naukowych potwierdzających jego skuteczność. Mnie natomiast w ogóle to nie przekonuje. Dlaczego? Dlatego, iż wiem, jak wygląda nauka. Jakże często jest tak, że jak ktoś płaci, to się robi stosowne wyniki, których ten ktoś oczekuje. Tak funkcjonuje dziś nauka i w ten sposób można wszystko „udowodnić”. Jeżeli ktoś jest zainteresowany tym, aby forsować dane idee, to nie będzie płacił za badania, które te właśnie idee podważają. Dlatego mam więcej zaufania do soborów, biskupów i papieża, niż wszystkich genderowych naukowców. A według mnie najprostszym dowodem przeciwko in vitro jest to, że przy normalnym zapłodnieniu o dojście do jajeczka walczy kilka milionów plemników, a przy in vitro tylko kilkadziesiąt. Sami dokonujemy selekcji, nie natura - ale na jakiej podstawie? Nie ma żadnej. Dlatego religia jest stale potrzebna i to nawet w codziennych, najzwyczajniejszych decyzjach. (…) Gdzie pan Andrzej brał ślub? W Krakowie w kościele św. Franciszka Salezego przy klasztorze wizytek, ślubu udzielał mu ks. Mieczysław Maliński. Pobrali się z Agatą w lutym 1995 r. Czyli w tym roku obchodzili 20. rocznicę ślubu; to piękny jubileusz. Faktycznie, 20 lat to ładny kawał czasu spędzonego razem. Zresztą to bardzo udane małżeństwo, świetne! Razem z Agatą często przychodzili do nas na niedzielne obiady, teraz z braku czasu zdarza się to już dużo rzadziej. Agatka jest naprawdę dla nas jak córka, o wszystkim możemy sobie z nią pogadać, o szkole, o pracy, o domu. Jest nauczycielką języka niemieckiego w II krakowskim LO. A córka pana Andrzeja, Kinga? Kinga jest na I roku prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od dziecka marzyła o tym, żeby zostać sędzią, więc nikogo nie zaskoczyła swoim wyborem. Kinga lubi do dziadków przychodzić i bardzo chętnie opowiada o tym, co się u niej dzieje na studiach, czego się uczy. Przy okazji ja dowiaduję się od niej różnych ciekawych rzeczy, np. ostatnio z historii prawa. Wiemy, że pan Andrzej ma dwie siostry. Jak dzisiaj wygląda kontakt między rodzeństwem? Cała trójka jest w świetnych stosunkach. U nas jest troszkę nietypowo, ponieważ dzieci pojawiały się w odstępie ośmiu lat, tak więc jest między nimi spora różnica wieku. Kiedy urodził się Andrzej, mieliśmy z żoną po 23 lata, potem była Ania, a jeszcze osiem lat później Dominika. Relacje między nimi są bardzo ciepłe, z tym, że Andrzej jest dużo starszy i czuje się za nie odpowiedzialny. A Pan był jedynakiem? Skądże! Było nas w domu sześcioro dzieci. Rodzice mieli do nas bardzo duże zaufanie. Nie strofowali, nie pouczali nieustannie, co wolno mi robić. Ale m.in. dlatego, że byłem ministrantem, to wiedziałem, że pewnych rzeczy robić mi nie wypada, bo to się po prostu nie godzi. Raz tylko rodzice zwrócili mi uwagę, kiedy wróciwszy z zabawy powiedziałem brzydkie słowo. I to wystarczyło - nigdy więcej już takiego słowa w domu nie wypowiedziałem. Oni byli prostymi ludźmi. Tata był kuśnierzem i miał tylko cztery klasy szkoły podstawowej, a tak mądrego człowieka jak on w życiu już nie spotkałem. Mądrość nie ma tak naprawdę nic wspólnego z wykształceniem, często wręcz wykształcenie jej przeszkadza. Ojciec zawsze wiedział, co w danej sytuacji powiedzieć, żeby było dobrze. Rodzice nie musieli zwracać mi uwagi, bo wiedziałem, że złym zachowaniem sprawiłbym im wielką przykrość. A tego za wszelką cenę nie chciałem zrobić. I tak też starałem się wychować swoje dzieci. Mówiłem im zawsze, że człowiek wolny stróża ma w sobie, nie potrzebuje go mieć z zewnątrz, gdyż jest wolny. To niewolnik musi mieć strażnika. (…) Jednak teraz w kampanii wszystko to jest bardzo ograniczone, codziennie włączając telewizor można zobaczyć Andrzeja Dudę w innym polskim mieście, ma zaplanowanych po kilka spotkań dziennie. Podczas kampanii wyborczej o spotkaniach prywatnych w ogóle nie ma co marzyć. Wpada czasami do nas, ale jest to naprawdę rzadko. Podczas Wielkanocy mieliśmy okazję usiąść wszyscy razem do świątecznego śniadania, dzień wcześniej byliśmy na Woli Justowskiej poświęcić pokarmy. Nie mówiąc już o Triduum Paschalnym, które dla nas jest immanentną i bardzo ważną częścią Wielkanocy, i te dni zawsze spędzamy razem z Andrzejem i jego rodziną. Chodzimy wtedy do kościoła św. Idziego, czyli do kościoła harcerskiego. Zaobserwował Pan, żeby kampania wpływała jakoś na Pana syna? Nic takiego nie zauważyłem, oprócz oczywiście tego, że Andrzej jest bardzo zajęty i bywa zmęczony. Ale trzyma go to, jak widzi, że ludzie mają do niego zaufanie i modlą się za niego. A jak już mówiłem, Andrzej ma po kilka spotkań dziennie i to wszystko na oczach wielu kamer. Ja przecież nic w tej kampanii nie robię, ale do wyborów I tury byłem bardzo spięty. Bo przecież jako rodzic wszystko do siebie przyjmuję, a tak naprawdę nie jestem w stanie w niczym pomóc… Z pewnością często Pan słyszy to pytanie, ale zadam je i ja: dlaczego Pan chce, aby Pana syn został prezydentem? Faktycznie często to słyszę. I odpowiadam wtedy, że Polska potrzebuje głębokiej zmiany, bo nasze państwo staje się zacofane politycznie i peryferyjne technologicznie. Pod względem innowacyjności mamy 25. miejsce w Europie. Ubóstwo dzieci jest dramatyczne. Orliki gniją. Służba zdrowia leży. Wskaźniki ekonomiczne są słabe. I tak można wyliczać bez końca. Natomiast w mediach zazwyczaj o tym się nie mówi. Zauważyłem nawet taką zależność, że jak już naprawdę nie wiedzą, co mówić, to dają więcej sportu. A propos sportu. Czy Pan interesuje się sportem? W pewnym sensie jest to przyjemna forma tracenia czasu, ale muszę przyznać, że lubię sport. Lubię obejrzeć dobry mecz piłki nożnej czy pojedynek bokserski. W sporcie też dobrze widać, że ktoś ma pasję. Poza tym mecz piłki nożnej trafnie oddaje według mnie model życia. Dobry na ogół wygrywa - ale może i czasem przegrać. Mój młodszy o rok brat Antoni, nota bene też zaangażowany w politykę, zakładał w Opolu Porozumienie Centrum, jeszcze dzisiaj, w wieku 65 lat biega maratony. To widzę, że pan Andrzej sportowe geny ma po stryju. Widziałem go, jak jeździ na nartach i naprawdę świetnie sobie radził. Tak, to jeszcze z czasów studenckich, kiedy miał ambicje, żeby zostać mistrzem akademickim w narciarstwie; w domu mamy jego medale i puchary. Andrzej przez pewien czas chciał być piłkarzem, już jako dziecko grał w piłkę, zresztą jak wszystkie chłopaki w Krakowie. Potem razem doszliśmy do wniosku, żeby dać sobie z tym spokój, bo nie miał do tego predyspozycji. Miał jeszcze krótki epizod z judo. Bardzo sympatyzuje z krakowskimi klubami, aczkolwiek bliżej mu jest do Cracovii. Pamiętam, że jako dziesięciolatek chodził po domu i śpiewał „Wierzymy, wierzymy w Pasy, Pasy nie opuszczą Ekstraklasy!”. Niestety, to był właśnie ten rok, w którym Cracovia spadła… Jak największe zagrożenia widzi Pan przed Polską? Podpisanie konwencji przemocowej, której fragmenty są dosłownie przepisane z manifestów ideologii gender, jak również pakietu klimatycznego to katastrofalne błędy polityczne, godzące bardzo silnie w naszą tożsamość kulturową i gospodarkę. Pakiet może doprowadzić do zapaści naszą gospodarką, a już teraz stajemy się krajem peryferyjnym technologicznie.
CZYTAJ DALEJ

Zmiany personalne w diecezji rzeszowskiej

2025-06-16 12:27

[ TEMATY ]

Diecezja rzeszowska

zmiany personalne

zmiany kapłanów

J. Oczkowicz/diecezja.rzeszow.pl

Od 9 sierpnia 2025 r. 3 parafie diecezji rzeszowskiej będą mieć nowych proboszczów, a 9 księży obejmie urząd administratorów parafii. Dwa tygodnie później ok. 50 księży wikariuszy rozpocznie pracę duszpasterską w nowych parafiach.

16 czerwca 2025 r. księża dziekani odebrali nominacje dla księży ze swoich dekanatów. Były to nominacje na administratorów parafii, proboszczów oraz zmiany wikariuszy pomiędzy parafiami. Nowi księża proboszczowie oraz administratorzy parafii obejmą placówki 9 sierpnia 2025 r., a nowi księża wikariusze 23 sierpnia.
CZYTAJ DALEJ

Irańska agencja: rozpoczęliśmy operację, której celem są bazy USA w Katarze oraz Iraku

2025-06-23 19:08

[ TEMATY ]

Izrael

Iran

Katar

PAP/EPA/BILAWAL ARBAB

Rozpoczęto operację odwetową "Zapowiedź zwycięstwa", której celem są bazy USA w Katarze oraz Iraku - podała w poniedziałek irańska agencja Tasnim. Wcześniej Reuters przekazał, że w okolicy stolicy kataru Ad-Dauhy usłyszano wybuchy.

Iran wystrzelił sześć rakiet w kierunku amerykańskiej bazy Al Udeid w Katarze - poinformował w poniedziałek portal Axios. Media donosiły o wybuchach w okolicy katarskiej stolicy Ad-Dauhy. Według Reutersa nad bazą działają systemy obrony przeciwlotniczej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję