Unia Europejska próbuje się zmierzyć z poważnymi zagrożeniami, które pojawiły się od wschodu – na Ukrainie, a teraz także na południu – wraz z rosnącą falą uchodźców. Wiele wskazuje na to, że kryzys imigracyjny to największe wyzwanie, przed jakim staje Unia Europejska, które obnaża wszelkie problemy współczesności, w tym rozmycie fundamentów, na których została zbudowana Europa.
Problemem jest także niemiecka dominacja w UE, ponieważ nie zawsze to, co jest dobre dla Niemców, jest dobre dla innych krajów europejskich. To Berlin, zachęcając Syryjczyków do przyjazdu do Niemiec, uruchomił falę imigracji z Bliskiego Wschodu, a odkąd nasi zachodni sąsiedzi zorientowali się, że sobie nie poradzą, to bezwzględnie starają się przerzucić ciężar na innych. Przy okazji odzywa się tradycyjna teutońska buta, jak w wypowiedzi szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza czy ministra spraw wewnętrznych RFN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Integracja europejska na początku, a więc niedługo po zakończeniu II wojny światowej, była pomysłem na europeizację Niemiec. Tymczasem dziś jesteśmy świadkami procesu odwrotnego – germanizacji Europy. Niemcy traktują Unię Europejską jako skuteczny instrument realizacji swoich narodowych interesów i bardzo konsekwentnie prowadzą działania mające na celu zdominowanie Europy kontynentalnej. Na Wschodzie grają z Rosją. Mają kilkuwiekowe tradycje tej obopólnie korzystnej współpracy, odbywającej się w znacznej mierze kosztem Polski. Wspólnie wybudowali Gazociąg Północny, będący symbolem dobrych relacji na osi Berlin – Moskwa, który słusznie kilka lat temu został przyrównany do paktu Ribbentrop-Mołotow. Współdziałaniu w newralgicznym obszarze energetycznym czy na rynku kolejowym towarzyszy zacieśniająca się współpraca wojskowa. Na Zachodzie Niemcy posługują się Francją, która jest już za słaba, by odgrywać bardziej samodzielną rolę. Włochy i Hiszpania coraz bardziej pogrążają się w kryzysie. W ten sposób Niemcy, dysponujące największym potencjałem demograficznym i gospodarczym, wysuwają się na pozycję lidera.
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w Niemczech rozgorzała ożywiona dyskusja na temat głównej przyczyny wywołania przez ten kraj obu wojen światowych. Część niemieckich historyków uznała, że chodziło nie tylko o „przestrzeń życiową” dla Niemców i „Drang nach Osten”, ale przede wszystkim o „Griff nach der Weltmacht”, co oznacza sięganie po władzę na świecie. Według nich, tak naprawdę celem wojennej ekspansji było nie tylko panowanie nad Europą, ale też dominacja na skalę światową. Te poglądy stanowiły rozwinięcie tez prof. Fritza Fischera (1908-99), który poprzez swoje dogłębne badania archiwalne obalił „tradycyjne” interpretacje przyczyn wybuchu II wojny światowej, w których Niemcy to normalny kraj, a Hitler to jedynie „wypadek przy pracy”.
Prof. Fischer w książkach wykazał, że istnieje konsekwencja i ciągłość niemieckiej polityki imperialnej od 1900 r. do II wojny światowej, a kaiserowskiego kanclerza z lat 1909-17 Theobalda von Bethmanna-Hollwega nie bez powodu nazwał „Hitlerem 1914 roku”. Oczywiście, jego prace wywołały falę krytyki w Niemczech, a sam ich autor był napiętnowany jako „historyk antyniemiecki”. Nasilenie niemieckiej dominacji w UE to znak, że u naszych zachodnich sąsiadów ożywa sentyment zarówno do „Drang nach Osten” jak i „Griff nach der Weltmacht”. Warto zatem o tych celach niemieckiej polityki pamiętać również w kontekście kryzysu związanego z imigrantami.