W Polsce ludzkie życie przegrywa ze źle uformowanymi sumieniami polityków, dla których najważniejsza jest kariera partyjna. W „Niedzieli” nie brakuje komentarzy po przeforsowaniu przez Sejm, a potem przez Senat ustawy legalizującej in vitro, co zostało już nazwane przekrętem stulecia. Nawet senator z PO zauważył, że ustawa ta „sprowadza człowieka do roli produktu i pozbawia go atrybutu cudu natury”. W czasie senackiej debaty poprzedzającej głosowanie padło ostrzeżenie, że „tą ustawą otwiera się piekielne wrota nadużyć, których nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić”. Główny problem polega na tym, że poczęciu jednego życia metodą in vitro towarzyszy śmierć wielu innych ludzi. Mówiąc konkretnie – życie dziecka poczętego metodą in vitro pociąga za sobą śmierć jego braci i sióstr lub skazuje rodzeństwo na wrzucenie do zamrażarki. Z tym traumatycznym faktem muszą się zmierzać przez całe swoje życie dzieci poczęte tą metodą i ich rodzice. A przecież małżonkowie mający problemy z urodzeniem dziecka mogą skorzystać z godziwych metod: naprotechnologii czy adopcji. Tymczasem paradoksem jest fakt, że procedura in vitro staje się w Polsce dostępniejsza niż adopcja.
Papież Jan Paweł II wskazał, że w zmaganiach o przyszły kształt życia społecznego i państwowego trzeba zwracać uwagę na sumienie człowieka. Określił sumienie jako „najtajniejszy ośrodek i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem”. Na łamach tej „Niedzieli” pada pytanie, czy sumienie obywatela jest własnością władzy, czy jakiejś partii politycznej, skoro szef rządu proponuje w pewnych okolicznościach odłożyć je na bok czy po prostu wyłączyć. Kiedyś padła też rada, aby sumienie zostawiać w domu, w szatni czy w garderobie. A pamiętamy przecież, jak w 2008 r. Ewa Kopacz jako minister zdrowia po ujawnieniu informacji o niszczeniu ludzkich zarodków stanęła w ich obronie, wydała apel, aby ich nie niszczyć. Stanowisko pani minister zdrowia sprzed siedmiu lat nie ma nic wspólnego ze stanowiskiem obecnej pani premier, chociaż to ta sama osoba – Ewa Kopacz. Przyjęta bowiem teraz w parlamencie ustawa o in vitro odziera dzieci z godności ludzkiej, określając je grupą komórek, wprowadza praktyki eugeniczne, dopuszczając niszczenie chorych zarodków, a w związku z legalizacją „anonimowego dawstwa” i „dawstwa niepartnerskiego” odbiera niektórym dzieciom możliwość poznania swoich rodziców, swej tożsamości.
Polscy biskupi zdecydowanie wypowiadają się przeciwko ustawie o in vitro. Po senackim głosowaniu, 10 lipca br., wydali komunikat, w którym ostrzegają, że pod pozorem leczenia niepłodności legalizuje się m.in. niszczenie ludzkich embrionów. „Cel nigdy nie uświęca środków” – napisali biskupi. „Osoby wierzące w Chrystusa nie mogą – pod żadnym pozorem – popierać godzącej w życie ludzkie ustawy o in vitro, jeżeli chcą pozostać w pełnej wspólnocie wiary”. Musimy więc nazwać wszystko po imieniu: przez polski parlament przeszła barbarzyńska ustawa, sprzeczna z antropologią, uderzająca w godność człowieka, ulegająca wpływom potęg medialnych oraz grup interesów finansowych i politycznych. Abp Andrzej Dzięga ustawę o in vitro nazwał zbrodniczą, a abp Henryk Hoser uważa, że to ustawa najgorsza w dziejach polskiego parlamentaryzmu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu