Czego wstydzisz się najbardziej w swoim życiu? To pytanie wywołuje lekki popłoch wśród ludzi. Ponieważ właśnie to, czego najbardziej się wstydzimy, staramy się ukryć w najgłębszym mroku przed innymi ludźmi. Tak jakby miało nas to ochronić. Lękamy się, że jeśli ktoś odkryje prawdę o nas – boleśnie nas odrzuci.
Reklama
Tym, co może cię wyzwolić, jest prawda, to w niej kryje się wolność. Ciemność ukrywa nasze grzechy. Dopiero odkrycie grzechów wprowadza światło. Jeśli trwasz w ciemności, Bóg będzie dążył do rozświetlenia jej, gdyż On chce mieć prawdziwą i bliską relację z tobą. Aby to było możliwe, potrzebujemy uzdrowienia i oczyszczenia. Bóg ujawnia sfery ciemności w naszym życiu nie z powodu osądu, ale z powodu miłości. Być może nas przy tym upokorzy, jeśli to będzie konieczne. Ale On nie jest zainteresowany samym tylko upokarzaniem nas, gdyż wie, że osoba pokorna nie może być upokorzona. Jedynie nasza duma i pycha cierpią z tego powodu. Dlatego jesteśmy wezwani do bycia przejrzystymi dla naszych braci. Do tego, byśmy chodzili w świetle cały czas. Chcemy ukryć to, czego się wstydzimy: naszą nieczystość, zazdrość, współzawodnictwo, błędy przeszłości, niezaradność, bezsilność. Ale wstyd jest niczym, innym, jak lękiem przed odrzuceniem. Dlatego rzucam ci dziś wyzwanie: wyjdź z mroku i powiedz komuś bliskiemu, komuś, do kogo masz zaufanie, o tym, czego się wstydzisz najbardziej. Dopiero kiedy powiesz drugiemu człowiekowi o powodzie twego wstydu, możesz doświadczyć oczyszczenia z jego resztek. Dopiero kiedy wyniesiesz do światła to, co jest w mroku, możesz odzyskać prawdziwą bliskość i przynależność do wspólnoty innych ludzi.
Tam, gdzie jest lęk, nie ma miłości. Tam, gdzie jest smutek, nie ma radości. A to właśnie miłości i radości Bóg pragnie dla ciebie. Przełam wstyd i uwolnij miłość.
* * *
Michał Piekara Psychoterapeuta, prowadzi działalność misyjną, lider męskiej wspólnoty Przymierze Wojowników, ojciec pięciorga dzieci
S. Maria Druch prowadzi rekolekcje i głosi konferencje na temat aniołów.
Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy,
dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa.
Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała
wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej.
„Nie ma dzisiaj zakątka ziemi, nie ma człowieka ani takich
jego potrzeb, których by nie dosięgła ich (aniołów) uczynność
i opieka”. Wiecie, Drodzy Czytelnicy, kto jest autorem
tych słów? Wypowiedział je nieco już dziś zapomniany
arcybiskup mohylewski Wincenty Kluczyński, który założył
w Wilnie (w 1889 r.) żeńskie bezhabitowe zgromadzenie
zakonne – Siostry od Aniołów. Wspominam o tym nie
bez powodu, bo autorką kolejnego świadectwa jest siostra
Maria Druch z tego właśnie anielskiego zgromadzenia.
Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy,
dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa.
Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała
wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej. Oddajemy zatem
jej głos.
„Miałam wtedy 13 lat. Spędzałam ferie zimowe u wujka.
Jego dom był położony nieopodal żwirowni. Latem kąpaliśmy
się w zalanych wykopach. Trzeba było uważać, ponieważ
już dwa metry od brzegu było tak głęboko, że nie
dało się złapać gruntu pod stopami. Zimą było to doskonałe
miejsce na spacery. Woda zamarzała, lód był bardzo
gruby, rybacy łowili ryby w przeręblach. Czułam się
tam bardzo bezpiecznie. W czasie jednego z takich moich
spacerów obeszłam dookoła wysepkę i znalazłam się
w zatoce, gdzie temperatura musiała być wyższa. Nagle
usłyszałam dźwięk… trtttttt. Zorientowałam się, że lód
pode mną pęka. Nie znałam wtedy zasady, że powinno
się położyć i wyczołgać z zagrożonego miejsca. Wpadłam
w panikę. Zrobiłam rzecz najgorszą z możliwych.
Zaczęłam szybko biec do oddalonego o około dziesięć
metrów brzegu. Lód pode mną się nie łamał, ale był rozmokły
i czułam, że im bliżej jestem celu, tym moje stopy
coraz głębiej się w niego zapadają.
Kiedy ostatecznie dotarłam do brzegu, serce chciało
ze mnie wyskoczyć. Byłam w szoku. Dopiero po dłuższej
chwili dotarło do mnie, co się wydarzyło. Według zasad
fizyki powinnam znajdować się w wodzie. Nie miałam
prawa dobiec do brzegu po rozmokłym lodzie, naciskając
na niego tak mocno. Wiem też, jak tam było głęboko –
nie biegłam po dnie pokrytym lodem. Pode mną były wielometrowe
otchłanie. Wtedy uznałam to za przypadek,
szczęście.
Zdaniem maturzystów noc jest dobra nie tylko na naukę czy zabawę, ale i na modlitwę. Szczególnie mniejsze grupy klasowe, zwłaszcza z Polski wschodniej, wybierają nocne czuwania. Aż 700 km przejechali maturzyści z Włodawy, pielgrzymkę rozpoczęli od Apelu Jasnogórskiego, a zakończyli modlitwę dziś o 4 rano. Mówią o sobie, że „są do tańca i do różańca” i z optymizmem patrzą na stojące przed nimi wyzwania.
Z Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 i II Liceum Ogólnokształcącego we Włodawie w pielgrzymce uczestniczyło około setki uczniów z pięciu klas maturalnych (liceum i technikum) przygotowujących się do egzaminu dojrzałości. - Jeżeli ktoś zaśnie, to możemy liczyć, że koleżanka lub kolega obudzi. Zarwana noc do dla nas nie pierwszyzna - uśmiechali się przed czuwaniem.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.