Kazanie nie było wykładem teologicznym, lecz było opowieścią o zachwycie nad światem – o tym, że każda kropla wody, każdy powiew wiatru i każdy człowiek są śpiewem Boga. – Franciszek nie widział już świata oczami, ale sercem – mówił biskup. – Był niewidomy, a jednak widział więcej niż my, zapatrzeni w ekrany telefonów. Wierni słuchali słów biskupa w ciszy, w której dało się niemal usłyszeć szmer odmawianej modlitwy.
Kazanie brzmiało jak przypomnienie, że wdzięczność to najpiękniejsza forma modlitwy. Franciszek nie prosił, nie żalił się – dziękował. Nawet ogień, który go ranił, nazywał bratem. Dziś – mówił bp Kleszcz – uczymy się ekologii, ale zapominamy o ekologii serca. Bo jeśli w sercu człowieka mieszka gniew i zawiść, świat wokół niego także cierpi. W tych słowach kaznodziei brzmiała prostota, ale i siła duchowa, która łączyła w jednym rytmie modlitwę, naturę i człowieka.
Tego wieczoru w bernardyńskim sanktuarium nie chodziło tylko o wspomnienie świętego. Chodziło o coś więcej – o próbę zobaczenia świata tak, jak widział go Franciszek: bez narzekania, bez pychy, z wdzięcznością za słońce, wodę, ogień, za drugiego człowieka. Bo jak mówił bp Kleszcz, „każdy z nas może napisać swoją Pieśń Słoneczną – wystarczy, że nauczy się dostrzegać dobro”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu