Mowa o wolontariuszach Domów Serca, katolickiej organizacji misyjnej założonej we Francji w 1990 r. Misja Domów jest trudna, zwłaszcza dla osób, które o takiej działalności myślą zadaniowo: zbudować szkołę, założyć przytułek, wyremontować szpital... Celem istnienia tej konkretnej organizacji nie jest bowiem żadna ściśle określona działalność charytatywna czy edukacyjna. Młodzi wolontariusze mają tworzyć dom otwarty dla każdego, budować relacje z najbardziej potrzebującymi mieszkańcami sąsiedztwa - zwłaszcza dziećmi - i być mostem między nimi a lokalnymi organizacjami zajmującymi się pomocą. Jednocześnie zobowiązują się na czas misji żyć ewangelicznymi radami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, opierając swoje posługiwanie na indywidualnej i wspólnotowej modlitwie. Co sprawia, że są gotowi do podjęcia tak odważnej i wymagającej decyzji?
Przeczytałam kiedyś
Reklama
w książce Szymona Hołowni zdanie: „Czy robisz w życiu rzeczy ważne, czy najważniejsze?” - mówi Sabina, 24-letnia absolwentka weterynarii z Warszawy. Mocno poczułam wtedy, że chcę robić coś więcej, coś „na maxa”, na sto procent dla Boga, który tak namacalnie działa w moim życiu. I dokładnie czymś takim będzie wyjazd na misje. Sabina przygotowuje się obecnie do wyjazdu na Filipiny. Zapytana o to, na czym będzie polegała jej służba, odpowiada: Na przyjaźni z najuboższymi mieszkańcami slumsów w Navotas, dzielnicy Manili. Konkretniej, na codziennym przyjmowaniu dzieci ulicy do naszego domu, organizowaniu im czasu. Poza tym na odwiedzaniu zaprzyjaźnionych rodzin w innych częściach slumsów, również więźniów w Navotas i Muntilupa. Zwykłej obecności, pomocy im w taki sposób, jakiego akurat potrzebują.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
24-letnia Zosia z Krakowa przeżywała swoją misję w Chile. Mówi, że najcięższym momentem w podjęciu decyzji było przełamanie oporów i niezrozumienia, okazywanych przez rodzinę i osoby najbliższe. W przypadku Domów Serca bardzo trudno jest nie tylko wytłumaczyć motywy, ale również przedstawić istotę dzieła, jakim jest obecność u stóp samotnych i cierpiących, niczym Matka stojąca pod krzyżem Syna - dodaje. Ale mimo to wie, że warto pomagać. Choć posługa misjonarza rzadko wiąże się z oglądaniem natychmiastowych owoców, zdarzają się sytuacje, które utwierdzają w przekonaniu, że to, co się robi, jest potrzebne i wartościowe. Zosia tak opowiada o swojej przyjaźni z jedną z mieszkanek ubogiej chilijskiej dzielnicy: Choć od mojego powrotu z Chile upłynęło już prawie 9 miesięcy, wciąż dobrze pamiętam ostatnią rozmowę z señorą Aną. Kiedy żegnała się ze mną, a ja w swoich ramionach trzymałam jej kilkutygodniową wnuczkę, Ana powiedziała, że bez naszej przyjaźni pewnie jej córka nie zdecydowałaby się na urodzenie tego dziecka i nie byłaby na tyle silna, aby oprzeć się nałogowi narkotykowemu. Pamiętam, że to świadectwo bardzo mnie zaskoczyło. Wszak Ximena była osobą, z którą moja przyjaźń zaczynała się bardzo nieśmiało. Nigdy wiele nie rozmawiałyśmy. Większość naszych wizyt upływała na zabawie z jej dwiema córeczkami.
Dla wielu z nas misje oznaczają
wyjazd w odległe zakątki świata, do Afryki czy Ameryki Południowej. Jednak bieda, samotność i bezradność dotykają także wielu mieszkańców Starego Kontynentu. Domy Serca odnaleźć więc można w tętniących życiem europejskich miastach, takich jak: Berlin, Paryż, Ateny, Lwów czy Warszawa. Dom w Warszawie służy obecnie jako miejsce formacji i posługi wolontariuszy z całego świata (m.in. Ukrainy, Argentyny, Francji). Mieszka w nim m.in. Angie z Argentyny, która jest osobą świecką, konsekrowaną w Domach Serca. Czy ty masz przyjaciół? - pyta mnie, kiedy próbuję się dowiedzieć, dlaczego zdecydowała się zostać misjonarką. Wszyscy potrzebujemy kogoś bliskiego. Za każdym razem, gdy jestem w szpitalu na apostolacie, rozumiem na nowo, że najważniejsze w życiu każdego człowieka jest to, aby nie być samemu. Czasami ludzie w szpitalu nic nie mówią, nie rozmawiają ze mną, tylko trzymają moją rękę i to wszystko. Często pozornie nie widać po nich żadnej reakcji, ale kiedy obserwuję, jak zmienia się ich twarz, wiem, że warto robić to, co robię.
Misji nie sposób pełnić w pojedynkę
Dlatego poza świeckimi wolontariuszami do wspólnoty Domów Serca należą także osoby żyjące tym charyzmatem w codziennym życiu (studenci, osoby pracujące), świeckie osoby konsekrowane, kapłani oraz siostry zakonne ze Zgromadzenia Służebnic Obecności Bożej. Ale młodzi misjonarze potrzebują wsparcia nas wszystkich, całego Kościoła - czy to w formie materialnej, czy też przez regularną modlitwę. Możliwe jest wspieranie konkretnego wolontariusza i duchowy udział w jego misji przez otrzymywanie specjalnej relacji w postaci listów o przebiegu posługi.
Więcej informacji na: pl.heartshome.org lub www.filipinysabiny.pl.