Reklama

Niedziela Małopolska

O braciach, którzy ocalili rodzinę

Niedziela małopolska 45/2014, str. 7-8

[ TEMATY ]

świadectwo

Archiwum Anny Ryś

Po śmierci rodziców starsi bracia zaopiekowali się młodszym rodzeństwem. Na zdjęciu – cała szóstka jeszcze z mamą

Po śmierci rodziców starsi bracia zaopiekowali
się młodszym rodzeństwem. Na zdjęciu –
cała szóstka jeszcze z mamą

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pewnego popołudnia do naszej redakcji zadzwonił telefon. W słuchawce odezwał się męski głos, który w kilku zdaniach wyjaśnił cel swojego telefonu, wykonanego aż z Ameryki.

– W Stanach mieszkamy już z żoną ponad 22 lata – wyznał p. Stanisław Konik. – Bardzo tęsknimy za naszą Ojczyzną. Naszym oknem na Polskę są gazety, dużo czytamy – opowiadał mój rozmówca. – I to z prasy dowiadujemy się tego, co dzieje się z polskimi rodzinami, jak się je niszczy, rozdziela bez powodu. To skłoniło mnie, by do was zadzwonić i dać świadectwo o postawie moich braci, którzy uratowali naszą rodzinę od rozdzielenia. Kiedy zmarli nasi rodzice, byliśmy jeszcze dziećmi. Janek, nasz najstarszy brat, wziął nas pod swoją opiekę i pokierował nami tak, że każdy z nas zdobył wykształcenie, mimo iż byliśmy sierotami. Drugi z braci, Zbyszek, bardzo nam pomagał i towarzyszył nam w pracach w gospodarstwie po śmierci rodziców. Najlepiej opowie wam o tym moja siostra, która do dziś mieszka w domu, w którym się wychowaliśmy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Skontaktowaliśmy się więc z p. Anną Ryś i w pewne sobotnie przedpołudnie dotarliśmy do Jasienicy k. Myślenic.

Rodzinna tragedia

Reklama

– Było nas w domu sześcioro – zaczyna opowiadanie p. Anna. – Najstarszy – Janek, potem Zbyszek, ja, Staszek, Rysiek i Romek. Kiedy w 1961 r. w niejasnych okolicznościach zginął nasz ojciec, Janek był na I roku studiów na Akademii Rolniczej w Krakowie, Zbyszek miał 16 lat, ja miałam 9, a młodsi bracia – odpowiednio – 7, 5 i 3 latka. Nagła i niespodziewana śmierć ojca sprawiła, że nasze życie legło w gruzach. To wydarzenie spowodowało również dramatyczną utratę zdrowia naszej mamy, już wcześniej chorującej na serce. Wszystkie okoliczności związane z pogrzebem przeminęły bardzo szybko, a potem... Potem zaczęło się życie – mówi łamiącym się głosem p. Anna.

– Mama nigdy nie doszła do siebie. Jej słabe serce często odmawiało posłuszeństwa. Rodzice, oprócz naszej szóstki, mieli jeszcze troje dzieci, które zmarły wcześniej, w wieku kilku lat. Śmierć ojca ukrzyżowała serce naszej mamy, osłabione już wcześniejszymi tragediami. W cztery lata po śmierci taty mama trafiła do szpitala z zakrzepami. Lekarze, dla ratowania jej życia, zadecydowali, by amputować jej nogę.

Reklama

Pani Anna opowiada dalej: – Mama w szpitalu przebywała rok. Potem wróciła do domu, jednak z powodu bardzo złego stanu zdrowia nie mogła nic robić. Już wtedy, gdy przebywała w szpitalu, nasz najstarszy brat opiekował się nami, jak tylko mógł. Doglądał nas, odwiedzał mamę, pomagał też w czasie, gdy wróciła do domu. Mama przez pół roku nie mogła się poruszać, dopiero po tym czasie udało się zorganizować protezę, która jednak nie zdała egzaminu. Postanowiono, że ja, jako jedyna dziewczyna, zostanę z mamą w domu – przecież ona sama nie była w stanie zrobić sobie nawet herbaty! Miałam wtedy 13 lat. Skończyłam szkołę podstawową i odtąd musiałam przejąć wszystkie domowe obowiązki – gotowanie, pranie, dojenie krowy. Mama nauczyła mnie, jak piecze się chleb, ciasto, jak się robi makaron. Chłopcy nie mieli wyjścia – co ugotowałam, to musieli zjeść. Taki to był trud codzienności – mówi p. Anna z zadumą. – Mama była świadoma, że umiera. Zamartwiała się często, co z nami będzie, z czego się utrzymamy. Nie chcieliśmy tego słuchać, bo przerażała nas myśl, że mamy może zabraknąć. Jej stan zdrowia był jednak fatalny. – Umierała mi mama raz w dzień, raz w nocy. Do dziś nie umiem pozbyć się tego lęku... – p. Anna nie kryje łez.

Osieroceni

W czerwcowy ciepły wieczór 1969 r. chłopcy kończyli kolację. Mama robiła najmłodszemu Romusiowi rękawiczki na szydełku. Nic nie zwiastowało tragedii, która miała się wydarzyć. – Mama miała kolejny atak, zemdlała – opowiada p. Anna. – Do szpitala zabrała ją karetka. Rankiem następnego dnia Janek przyjechał do Jasienicy ze smutną wiadomością...

– Wszyscy płakaliśmy – wspomina p. Anna. – Nie potrafiliśmy odnaleźć się w tej sytuacji. Przez szok, który przeżywaliśmy po śmierci mamy, dni i godziny między jej śmiercią a pogrzebem nie zapisały się w naszej pamięci. Pozostaliśmy nie tylko bez rodziców, ale i bez środków do życia...

Będę waszym ojcem

Po pogrzebie z Wadowic przyjechał Janek, który był już wtedy żonaty i powiedział prosto i zdecydowanie, że losu już nie zmienimy i że musimy żyć dalej – opowiada moja rozmówczyni. – On zachował mocną postawę. Był pewien, że musimy pozostać razem i zapewnił nas, że odtąd on będzie naszym ojcem. I tak rzeczywiście się stało – mówi p. Anna.

Wkrótce bowiem Janek złożył do sądu dokumenty o przyznanie mu pełnej opieki nad braćmi i siostrą, aż do ich pełnoletniości. Dzięki temu w niedługim czasie najstarszy brat został prawnym opiekunem młodszego rodzeństwa. Żona i teściowie Janka rozumieli tę sytuację i zawsze wspierali jego rodzinę, często przesyłając paczki z ubraniami i innymi potrzebnymi rzeczami.

Reklama

– Janek wiedział, że musi nami pokierować w taki sposób, byśmy byli w stanie się utrzymać, a jednocześnie byśmy nie stracili możliwości rozwoju i nauki – opowiada p. Anna. – Był taki moment, kiedy miałam 17 lat, gdy bardzo chciałam wstąpić do zakonu. Pojechałam do Krakowa, do sióstr bernardynek, lecz tam, po rozmowie z matką przełożoną zrozumiałam, że moim powołaniem jest służba Bogu, ale w rodzinie, przy braciach. Miała rację. Żeby temu sprostać, podjęłam naukę w Technikum Rolniczym w Czernichowie. Po rodzicach zostało gospodarstwo, którym trzeba się było zaopiekować. Janek wraz z naszym starszym bratem, Zbyszkiem, pomógł nam zasadzić niskopienne jabłonie, potem truskawki i porzeczki, którymi musieliśmy wszyscy się zajmować, by móc zarobić na nasze utrzymanie. Kiedy przyjeżdżał do nas w niedzielę, zadawał nam zadania na cały tydzień, a w następną niedzielę sprawdzał, czy wszystko wykonaliśmy tak, jak trzeba – czy truskawki były wyplewione, czy owoce zebrane na czas. Zbyszek, który z własną rodziną mieszkał blisko nas, w Sułkowicach, pokazywał nam w jaki sposób pracować i sam pomagał w gospodarstwie. Wiedział, że jeśli coś zaniedbamy, sami na tym stracimy, a nie można było do tego dopuścić.

Podziękowanie dla braci

– Janek zajął się także wykształceniem młodszych braci, wiedział, co da im jaśniejszą przyszłość – mówi p. Ryś. – Kiedy Staszek, Rysiu i Romek dorastali, Janek brał ich po kolei pod swoje skrzydła do Wadowic i zapewnił im edukację – moi bracia ukończyli szkoły z bardzo dobrymi wynikami, zdobyli wykształcenie. Dzięki postawie Janka mieli fach w ręku, a z efektów tej ciężkiej pracy korzystają do dziś. Wszyscy też założyliśmy rodziny. Cały czas zresztą wspieramy się nawzajem, spotykamy się często, trzymamy się razem – mówi p. Anna.



Historia, którą poznaliśmy dzięki naszym Czytelnikom, jest świadectwem tego, że rodzina, która trzyma się razem, przetrwa nawet najstraszniejsze życiowe burze.

– Opowiedzieliśmy ją także po to – podkreśla p. Anna – by w imieniu całego rodzeństwa gorąco podziękować naszym braciom, Jankowi i Zbyszkowi, za ocalenie naszej rodziny od rozdzielenia!

2014-11-06 10:34

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Medycyna była bezradna... uwierzyli w siłę Bożej Opatrzności

[ TEMATY ]

Matka Boża Częstochowska

świadectwo

Magdalena Pijewska/Niedziela

Bożena i Henryk z Rybnika byli zwyczajnym małżeństwem. Dopełnieniem ich radości był drugi syn Krzysztof. Wkrótce radość zamieniła się w wielki strach i rozpacz.

Początkowo wszystko wyglądało dobrze. Poród przebiegł bezproblemowo, a mały Krzyś przez położnych został uznany za dziecko w pełni zdrowe. Rodziców rozpierała radość, podobnie jak starszego brata. Patrzyli, jak przez ponad 3 lata dziecko pięknie się rozwija. Niestety, po czasie zauważyli, że malec jakby podupadł na zdrowiu, a jego rozwój się zachwiał. Nieustannie płakał, odmawiał jedzenia. Strwożeni rodzice udali się więc do pediatry, a ten zlecił wizytę u specjalisty.
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do Świętej Rodziny

[ TEMATY ]

nowenna

Święta Rodzina

Agata Kowalska

Nowenna przed świętem Świętej Rodziny do odmawiania w grudniu lub w dowolnym terminie.

W liście Episkopatu Polski do wiernych z 23.10.1968 r. czytamy: „Dziś ma miejsce święto przedziwne; nie święto Pańskie ani Matki Najświętszej, ani jednego ze świętych, ale święto Rodziny. O niej teraz usłyszymy w tekstach Mszy świętej, o niej dziś mówi cała liturgia Kościoła. Jest to święto Najświętszej Rodziny – ale jednocześnie święto każdej rodziny. Bo słowo «rodzina» jest imieniem wspólnym Najświętszej Rodziny z Nazaretu i każdej rodziny. Każda też rodzina, podobnie jak Rodzina Nazaretańska, jest pomysłem Ojca niebieskiego i do każdej zaprosił się na stałe Syn Boży. Każda rodzina pochodzi od Boga i do Boga prowadzi”.
CZYTAJ DALEJ

Bł. Prymas Tysiąclecia patronem kanonicznym UKSW

2024-12-19 17:47

[ TEMATY ]

UKSW

bł. kard. Stefan Wyszyński

Łukasz Krzysztofka/Niedziela

Watykańska Dykasteria ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów przychyliła się do prośby Senatu UKSW, by bł. kard. Stefan Wyszyński kanonicznie objął patronat nad UKSW. Wiadomość o tym przekazał w czasie spotkania opłatkowego ks. prof. Ryszard Czekalski, rektor UKSW.

Dykasteria ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów wskazała, że bł. Stefan, biskup był „dobrym i nieustraszonym pasterzem, który wszystko postawił na Maryję i samemu Bogu pragnął służyć”. Senat UKSW podjął uchwałę o wyborze Patrona 12 września, a kard. Kazimierz Nycz, ówczesny metropolita warszawski, zatwierdził wybór patrona i 29 października przekazał sprawę do właściwej Dykasterii. Zatwierdzenie zostało wydane 2 grudnia 2024 r. UKSW jest prawdopodobnie jedną z pierwszych, jeśli nie jedyną uczelnią publiczną na poziomie akademickim, która posiada własnego patrona zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję