Trzeba mieć sporo okien w sobie i patrzeć przez nie, by dostrzec tych rozbitków, których nie ratuje nikt, choć mógłby, gdyby tylko zrobił ku nim krok, modląc się o to, by Bóg zrobił następne dziewięćdziesiąt dziewięć.
*
W samotności na pustkowiu człowiek może uznać siebie za ziarnko piasku albo za… gwiazdę. Samego siebie nigdy się nie widzi właściwie. Ten anachoreta od roku pościł i pokutował na pustkowiu, walcząc z pokusami ciała i wyobraźni z powodzeniem. Nie pomyślał jednak, że jest kuszony myślą o swojej wyjątkowości - jak sądził - i na pewno Bogu miłych wyrzeczeniu i ascezie. Coraz częściej myślał, czy jest gdziekolwiek jakiś podobny do niego asceta, bo - jak mniemał - lepszego od niego to i sam anioł by nie znalazł. I oto zjawił się Anioł i rzekł: „Chodź, pokażę ci kogoś, komu nie dorastasz nawet do pięt”. Dotknęło to niemiło ascetę anachoretę, ale poszedł za Aniołem. Ominęli kilka klasztorów i eremów i Anioł wprowadził anachoretę do miasta, z którego on rok temu uciekł. Weszli w dzielnicę rozpusty, gdzie grzech plenił się we wszelkich odmianach i gdzie na ascezę czy modlitwę miejsca być nie mogło. Nie było tam ani kościoła, ani kapliczki, ani nawet kawałka krzyża. I wtedy Anioł zatrzymał się z ascetą przed maleńkim warsztatem szewskim, gdzie siedział szewc reperujący stare buty. Co i raz wyglądał on na ulicę, gdzie rozpustnicy ani myśleli o pokucie, pławiąc się w grzechu. Spoglądając na nich bez zgorszenia czy wstrętu, ów szewc wzdychał głośno: „O Panie, mnie to możesz potępić, bylebyś ich zbawił...”. Zdumionemu anachorecie Anioł rzekł: „Patrz, tacy jak on ratują świat cały, a ty tylko samego siebie. Zostań więc tu i ucz się tego od niego, a obu wam roboty nie zbraknie”.
*
Zapatrzeni w siebie samych, modlący się do własnej świętej poprawności, wygody i obojętności; pielęgnujący małostkowość, czułostkowość i ciasne serce - wciąż mijamy się z miłością, bo szukamy jej w gwiazdach, a nie na ziemi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu