ALICJA DOŁOWSKA: Prof. Bogdan Chazan jako dyrektor szpitala postawił sprawę jasno: w Szpitalu im. Świętej Rodziny nie dokonuje się aborcji. Ale są placówki, w których można to robić: Szpital Przemienienia Pańskiego, Dzieciątka Jezus, Świętej Trójcy i inne, które mają świętych patronów. Czy te sprawy można pogodzić?
ABP HENRYK HOSER: Na pewno święci patroni pozostają w sprzeczności z wymogami moralnymi i etycznymi, jakie dziś stawia się przed szpitalem noszącym tego typu imię. I to jest problem światowy, dlatego że wiele szpitali na świecie ma w nazwie tradycyjnie przypisane imiona świętych. Nazwy pozostają, a współczesna medycyna coraz bardziej odbiega od wartości zawartych w prawie naturalnym. Istnieje zatem coraz większy rozdźwięk między tym, co odbywa się w szpitalach, a wartościami, które uosabiają ich patroni. To sytuacja bardzo bolesna i trudna. Ukazuje też swego rodzaju konflikt, który dzisiaj istnieje między tym, co możemy kwalifikować jako zło (ponieważ wszystkie działania przeciwko życiu są złe), a tym, co jest promocją życia w jego integralności, a więc życia biologicznego i duchowego człowieka. Żyjemy w czasach pod tym względem dwuznacznych.
Jak można rozwiązać ten problem?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Są dwie możliwości. Albo próbować utrzymać medycynę w uwarunkowaniach czy wartościach wynikających z prawa naturalnego, a więc prawa, które jest podstawą redakcji Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 r., ogłoszonej po okropnościach II wojny światowej, po wszystkich dokonaniach medycyny SS, potępionych na procesach norymberskich właśnie lekarzy, które odbyły się po procesach zbrodniarzy wojennych. A druga rzecz to ewentualnie zmienić nazwy tych szpitali na jakieś inne. Powrót do dawnych nazw, jak np. Szpital Dzieciątka Jezus, Szpital Przemienienia Pańskiego i wiele innych, dokonał się na początku tego, co nazywamy III RP, kiedy istniała nadzieja, że pewne tradycyjne dobra będą przeniesione i zachowane, ale przez 25 minionych lat przekonaliśmy się, że od tych wartości odchodzimy. Obecnie jesteśmy w zupełnie innej sytuacji społecznej i politycznej niż ta, którą wówczas zakładaliśmy.
Jako przewodniczący Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych stoi Ksiądz Arcybiskup na straży wartości bioetycznych. Do jakiego momentu można iść na ustępstwa? Nawet w środowisku niektórych księży padają bowiem zarzuty o skostnienie Kościoła.
Reklama
Wartości bioetyczne stanowią podstawę konkretnych decyzji, dotyczących pewnych procedur medycznych i ich zastosowań. Dzisiaj rozwój technologiczny medycyny, tzw. biotechnologia, sięga coraz głębiej w integralność osoby ludzkiej, a więc w życie cielesne i psychiczne (chodzi o dezintegrację psychofizycznej osoby ludzkiej, a nie o medycynę integrującą). To tendencja bardzo silna, wspierana przez interesy ekonomiczne, które za tym stoją. Jest taka smutna prawda, że tam, gdzie istnieją możliwości techniczne i finansowe w dzisiejszym świecie tego postępu prawie nie sposób zatrzymać. Zostało to przejęte przez biopolitykę, presję rynku farmakologicznego czy usługowego, w związku z tym mamy bardzo trudną sytuację, co nie znaczy, że nie wolno nam o tym mówić. Dużo zależy od postawy społeczeństwa, a ono bardzo łatwo ulega tego typu propozycjom, bo wydaje mu się, że to jest postęp ludzkości. I niewątpliwie postęp techniczny istnieje, ale przypominali nam o tym Jan Paweł II i Benedykt XVI za postępem ekonomicznym czy technicznym nie idzie postęp moralny. W tym przypadku wybory są na pewno o wiele trudniejsze, dlatego że procedury ze skali makroskopowej przeniosły się do skali mikroskopowej. To, co jest niewidoczne gołym okiem, staje się właściwie tylko tworem wyobraźni. Ludzie tak głęboko nie sięgają. A taka jest właśnie m.in. technologia medycznego wspomagania prokreacji, która pozostaje niewidoczna dla zwykłego zjadacza chleba.
Jak pisał Albert Camus: „Bakcyl dżumy nie umiera” wtedy, kiedy stracimy czujność, zło zawsze zaatakuje. Ciągle jesteśmy za mało czujni?
Czujności nigdy dosyć, ale też nie próbujmy redukować życia Kościoła tylko do księży i biskupów, co jest najczęstszym błędem w Polsce. Siłą Kościoła są wierni.
Jak polskiemu Kościołowi mogą pomóc wierni? Wspólna jest troska o coraz szybciej rozpadający się system wartości, który jeszcze do niedawna definiował naszą cywilizację, nasz krąg kulturowy.
Reklama
Pod tym względem sytuacja zmienia się pozytywnie. Nie ma tygodnia, żebym nie przyjmował ludzi przychodzących z inicjatywami, które chcą uzgodnić, dla których chcą znaleźć poparcie biskupa czy duszpasterzy. Dawna bierność laikatu coraz bardziej przekształca się w aktywną postawę, aktywne wybory między różnymi sytuacjami, które niesie życie, i opowiadanie się za wartościami. Także statystyki pokazują ciągły wzrost liczby osób, które żyją sakramentem Eucharystii to też jest świadomy wybór. Nie zapominajmy również o ogromnej wartości polskiego Kościoła od strony pastoralnej: to Kościół, w którym ludzie masowo się spowiadają. Spowiedź zanikła już w wielu krajach Europy Zachodniej. Czerpię tę wiedzę nie z lektury, lecz z doświadczenia kapłana, który przez wiele lat przebywał na Zachodzie. Są kraje katolickie, które zaczęły już pół wieku temu od tzw. rozgrzeszeń zbiorowych, aczkolwiek nie ma sakramentów zbiorowych. Każdy sakrament jest indywidualny. Istnieje tylko jeden wyjątek: przed katastrofą lub w przypadku masowego napływu wiernych można udzielić absolucji warunkowej, która po przeżyciu tego momentu wymaga spowiedzi indywidualnej. Wszystkie sakramenty są indywidualne, a na Zachodzie często mówi się, że spowiedź może nie być indywidualna. A przecież to jest nie tylko sakrament kształcenia sumienia, ale również sakrament zaliczany do leczących. Tak jak leczący jest sakrament umocnienia, sakrament otrzymania łaski specyficznej, tzn. takiej łaski, która jest potrzebna danemu człowiekowi w jego konkretnej życiowej sytuacji.
Niedawno obchodził Ksiądz Arcybiskup jubileusz 40-lecia kapłaństwa. Co w tym czasie zmieniło się w Kościele?
W samym Kościele są rzeczy niezmienne. I to stanowi o jego sile. Niezmienny jest cały depozyt wiary, za który Kościół jest odpowiedzialny, i to, co nazywamy objawieniem, co Bóg przekazał Kościołowi, żeby te wartości stały się udziałem wszystkich ludzi. Nauczanie Kościoła, również moralne, jest też w swoich istotnych założeniach niezmienne. Natomiast Kościół funkcjonuje dzisiaj w zupełnie innym społeczeństwie. W społeczeństwie, w którym liczba osób niewierzących czy wyznających jakieś neopogańskie religie jest bardzo wysoka. Nigdy w historii nie było tylu ludzi niewierzących, ilu jest dzisiaj. Proszę zauważyć, że tradycyjni poganie jak ich nazywamy, a nazwa jest jeszcze starożytna byli ludźmi wierzącymi, mieli jakąś swoją religię. Nie było takich, którzy deklarowali się jako ateiści.
Dzisiaj ateizm jest dla wielu ludzi normą...
Reklama
Czyli nastąpiła redukcja perspektywy istnienia tylko do życia ziemskiego, kiedy człowiek żyje jako istota cielesna. To bardzo istotna zmiana społeczeństwa, do której Kościół musi znaleźć nowe sposoby podejścia, nowe metody duszpasterstwa. Odnowa Kościoła, która zaczęła się wraz z Soborem Watykańskim II, daje nowe spojrzenie na Kościół, w którym odnajduje on coraz to nowe środowisko swojego działania i pola czekające na żniwa. Kościół nie boi się współczesnego świata, bo jest do niego posłany. Proszę zauważyć, jak ogromna jest doza optymizmu w ostatniej adhortacji apostolskiej papieża Franciszka „Radość Ewangelii”. Jeżeli ktoś jest przepełniony radością Ewangelii, nie lęka się. I idzie do świata takiego, jaki jest dzisiaj, dlatego że ludzie są ogromnie zagubieni. Znajdują się w sytuacji, o której mówił Pan Jezus, że są jak owce niemające pasterza. Dzisiaj już nie wiadomo, komu wierzyć, za kim iść. To dramat współczesnej młodzieży, która nie wie, co wybrać. A każe się tym młodym wybierać, kiedy nie ma żadnych kryteriów wyboru, bo nikt ich nie uczył. Z tego powodu ludzie dzisiaj tak łatwo popełniają życiowe błędy, których później gorzko żałują i do końca swoich dni z ich powodu ubolewają.
Padają zarzuty o wtrącanie się Kościoła do polityki, a Ksiądz Arcybiskup uważa, że Kościół z natury rzeczy jest polityczny.
Kościół nigdy nie będzie się separował od udziału w życiu społecznym, które jest życiem politycznym. „Polis” z grec. oznacza miasto-państwo. Nie żyjemy na pustkowiu czy w zamkniętych domach. Katolicy żyją we współczesnym świecie. Proszę zauważyć, jak kolosalnie rozwinęła się, począwszy od Leona XIII, katolicka nauka społeczna, którą można nazwać nauką polityczną, bo dotyczy sprawiedliwości społecznej. Przecież Kościół nie może się biernie przyglądać sytuacji zagrożenia ludzkiego życia, niesprawiedliwości rozdzielczej, gdy 80 proc. dóbr naszej ziemi jest zagarnianych przez grupę reprezentującą nie więcej niż 20 proc. społeczeństwa. Nożyce między biednymi i bogatymi coraz bardziej się rozwierają. Kościół w tej sprawie nie będzie milczał, ponieważ ma do odegrania rolę profetyczną, podobną do tej, kiedy to prorocy przychodzili do króla i go upominali.
Najpierw Ksiądz Arcybiskup był lekarzem, potem został kapłanem. Od prof. Witolda Kieżuna wiem, że gdy obaj byliście w opanowanej wojną Rwandzie, a on zachorował, w sytuacji, gdy lot do Paryża na operację był możliwy dopiero za 3 miesiące, podjął się Ksiądz Arcybiskup operacji. „Henio uratował mi życie mówi prof. Kieżun. Operował mnie w wybudowanym przez siebie szpitalu”. Do jakiego stopnia Ksiądz Arcybiskup nadal czuje się lekarzem i czy w przypadku konieczności ratowania życia podjąłby się medycznych czynności również dziś?
W okolicznościach, w których byłbym jedynym przedstawicielem zawodu, oczywiście podjąłbym się takich czynności. Jeżeli ktoś raz został lekarzem, nie przestaje nim być. Mam mentalność lekarską, czyli racjonalną, diagnostyczno-terapeutyczną, tego nie mogę się wyzbyć. Medycyna nauczyła mnie precyzji wyrażania się, pilnowania, żeby nie używać słów zbędnych oraz tego specyficznego kontaktu z pacjentem, niezwykłej zupełnie relacji z drugim człowiekiem, w której zawarty jest element duchowy.