Postulat zaprzestania finansowania partii politycznych z budżetu państwa na pewno jest chwytliwy społecznie. No bo kto to widział, żeby państwowe dotacje wydawać na sukienki dla żon, ekstrawaganckie zachcianki czy wręcz hulanki i swawole partyjnych notabli? Jednak ten postulat tylko z pozoru jest słuszny.
Co miałoby być w zamian? Finansowanie ze środków prywatnych członków i zwolenników danej partii? Tylko najpierw odpowiedzmy sobie, czy sami podjęlibyśmy decyzję o finansowym wsparciu tej czy innej partii... I jaka jest polityczno-biznesowa geografia poparcia? Już teraz po dziurki w nosie mamy układów i koterii, przyznajmy szczerze, dość jednoznacznie ukierunkowanych politycznie. Czy zmiana systemu finansowania nie „zabetonowałaby” na dekady naszej sceny politycznej? I czy nie wzmocniłaby mechanizmu: my wam pieniążki i poparcie, wy nam kolejne kontrakty, by nie powiedzieć: możliwości „kręcenia lodów”! Polska to nie Ameryka, gdzie bogaci i ustosunkowani biznesmeni w miarę równoważnie wspierają i Demokratów, i Republikanów, więc warunki politycznej rywalizacji też są w miarę sprawiedliwe.
To, o co na pewno warto walczyć, to precyzyjne określenie warunków wydatkowania dotacji przez partie, restrykcyjna kontrola i surowe kary w przypadku nadużyć. To powinno funkcjonować w interesie i państwa, i - przede wszystkim - obywateli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu