Reklama

Wiadomości

Jak chłopak ze Śląska został Eskimosem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na zdjęciu w środku śnieżnej, mroźnej pustki stoi człowiek okutany w ubranie ze skór dzikich zwierząt. Spod kaptura ledwie widać twarz, właściwie można dostrzec tylko promienny uśmiech. Na dole podpis: „Głosić Chrystusa Ukrzyżowanego”.

To o. Bogdan Osiecki OMI, jeden z dwóch braci misjonarzy, jak mówią o nim w rodzinie - ten mniej spokojny.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Chcemy się dowiedzieć, jak chłopak ze Śląska, który według tradycji, jak jego ojciec i dziadek, powinien być górnikiem, został misjonarzem wśród Eskimosów.

Dom, ojczyzna, rodzina

Katowice-Załęże - stara górnicza dzielnica. Tutaj jest Śląsk z prawdziwego zdarzenia, widać go w rozmazanej, z lekka zamglonej perspektywie, w wąskich uliczkach obsadzonych gęsto familokami z poczerniałej cegły. Wokół dominują wszelkie odcienie szarości, burowatości, nawet śnieg niewiele tutaj zmienia. Stoimy na głównej ulicy Załęża - Gliwickiej. To aorta dla całej okolicy - z niektórych bocznych uliczek nie da się inaczej wyjść jak tylko na nią. Architektoniczny bezład z przybudówkami, dobudówkami i komórkami na tyłach podwórek. Obok tereny kolejowe, wielka giełda, kąpielisko Bugla, rzędy małych sklepików ze spłowiałymi szyldami, pozostałości upadłych gigantów: huty Baildon i kopalni Kleofas.

Reklama

Zastanawiam się, czy człowiekowi stąd, Ślązakowi, śni się czasem ta ulica, to miasto - niezbyt piękne, ale przecież rodzinne, własne, okiełznane, swojskie i dlatego urokliwe, łapiące za serce nagłym wzruszeniem. Stąd wszędzie było blisko - na boisko, do szkoły, do kościoła. Tutaj znało się sąsiadów nie tylko z nazwiska, tutaj żyło się jakoś wspólnie i zgodnie. W krajobrazie zdominowanym przez szarości odnajdowało się wszystkie barwy świata.

Rodzina Osieckich pojawiła się na Załężu w 1919 r. Mężczyźni pracowali w kopalni Kleofas, kobiety wychowywały dzieci. Mieszkali w familoku na Szkolnej.

- Żyło się skromnie, ale uczciwie - wspomina Alfred Osiecki. W małym mieszkanku zostali teraz tylko we dwoje, z żoną Dorotą. Na ścianach makatki z motywem niedźwiedzi, śniegu i igloo oraz zdjęcia synów na tle śnieżno-mroźnego krajobrazu.

- Ten z lewej to Lucjan, w odwiedzinach u Bogdana - tego po prawej. Jedynie rodzice potrafią rozpoznać w zakapturzonych postaciach, który jest który.

- Nie szkoda, że obaj wybrali habit? - pytam.

Starsi państwo uśmiechają się z wyrozumiałością.

- To Bóg wybrał. A my jesteśmy z nich dumni...

Bracia

W latach 60. ubiegłego wieku, gdy obaj bracia przyszli na świat, ciąże z tzw. konfliktu serologicznego uważano za mocno ryzykowne. Wtedy mawiało się, że raczej nadają się do aborcji. Młodzi Osieccy chcieli mieć dzieci, więc podjęli „ryzyko”. Chłopcy pojawili się na świecie w odstępie 5 lat.

Reklama

Starszy Lucjan to ten spokojny, Bogdan - to niespokojny duch. Różnili się od dziecka charakterem i temperamentem, pasjami i stylem bycia. Lucjan - rozsądny, opanowany, grzeczny, z wyjątkiem jednej rzeczy. - Gdy miał 5 lat, został ministrantem. Musiałam stale prowadzać go do kościoła, bo inaczej był ryk na cały dom - wspomina ze śmiechem mama. Kościół go wyrzeźbił, ukształtował. Nauczył kontaktu z ludźmi, obudził duży talent muzyczny, zdecydował o całym życiu. U Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, którzy na Koszutce mają kościół, Lucjan prowadził oazy, pielgrzymki, jeździł na rekolekcje, codzienne życie wspólnoty stawało się coraz mocniej także jego codziennością. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy tuż po maturze oznajmił rodzinie i przyjaciołom, że wstępuje do zakonu. Oczywiście, do oblatów. Tylko wychowawczyni z Technikum Mechanicznego w Chorzowie, które obaj bracia skończyli, popłakała się i prosiła, by obiecał, że będzie dobrym księdzem.

Zupełnie inaczej było z młodszym z braci - Bogdanem. Choć także był ministrantem, energicznym i kreatywnym organizatorem wielu kościelnych akcji, choć założył z kolegami zupełnie nieźle brzmiącą i grającą religijne piosenki grupę „Cheruby band” - jakoś nikt nie widział go w habicie. Po maturze poszedł do wojska. Mówił, że chce je „zaliczyć”, w odróżnieniu od rówieśników, którzy robili wszystko, by się od służby wymigać. - Od dziecka miał twardy i zdecydowany charakter. Jak coś postanowił, nie było odwołania - wspomina p. Alfred. Po roku przyjechał do domu i oznajmił rodzicom, że idzie do klasztoru. - Do Lucjana idziesz? - zapytała mama. - Nie do Lucjana, tylko do oblatów - roześmiał się.

Powołanie

- Można dziecko wychowywać pod konkretny zawód. Wpajać mu od maleńkości, żeby został lekarzem, adwokatem, inżynierem. Żeby mu dobrze potem w życiu było. Ale na księdza, na zakonnika?... Tego raczej nie da się zrobić, zresztą po co? To ciężki kawałek chleba. Nie mówiliśmy im ani słowa… - wspomina ojciec. - No, może u nas było z tym inaczej, my się razem modliliśmy. Wieczorem cała rodzina klękała do pacierza. Pana Boga nikt się nie wstydził. W niedziela kościół był na pierwszym miejscu. Jak było w domu, tak się robiło między ludźmi. Nic na pokaz. W tym chłopcy rośli - dodaje.

Reklama

Powołanie budziło się w tempie dostosowanym do różnych osobowości braci. Obaj przeszli ten sam tok formacji. Ale po ślubach wieczystych i święceniach kapłańskich wybrali inne drogi.

Lucjan najpierw pracował w Markowicach (woj. kujawsko-pomorskie), potem w Obrze (woj. wielkopolskie). Po 11 latach, gdy stamtąd odchodził, żegnały go tłumy. Swoim spokojem, wewnętrzną równowagą i opanowaniem zaskarbił sobie życzliwość ludzi. Teraz, znów w Markowicach, jest proboszczem i kustoszem.

Dla Bogdana Opatrzność miała inny plan. Jeszcze jako kleryk poszedł na spotkanie z kanadyjskim biskupem, który opowiadał o pracy misjonarzy w północnej Kanadzie, także w najgorszych ekstremalnych arktycznych warunkach. Biskup miał nadzieję, że jego świadectwo sprawi, iż któryś ze słuchających go młodzieńców podejmie wyzwanie. Zapewne nie miał wielkich nadziei, ale na sali siedział Bogdan, twardy chłopak ze śląskiego Załęża. Chłopak, który marzył o misjach. Zaraz po wykładzie zastukał do drzwi dostojnego gościa i powiedział, że jest gotów.

Rodzice, gdy oznajmił im swoją decyzję, na chwilę skamienieli. A potem pojechali do Zakopanego kupić u górali wyprawkę z owczej wełny: od skarpet po kołdrę.

Pani Dorota mówi, że po kres swych dni będzie pamiętać pożegnanie na dworcu w Katowicach. Jak stał w drzwiach pociągu, a ona pytała: - Synu, czy my się kiedyś obaczym?

Reklama

Nie widziała go 3 lata. Na szczęście współczesność skraca dystans między ludźmi. Przede wszystkim w dosłownym wymiarze. Najpierw pisali listy. Z nich dowiadywali się, że góralska odzież nie wytrzymuje arktycznych chłodów, że ma odmrożenia, że przez 10 miesięcy utrzymuje się paraliżujące zimno - minus 40-50oC. Że spotkał na tym odludziu dobrych ludzi, że przeżyje, że się nie podda i w tej swojej nowej odzieży z futer zwierząt będzie głosił tubylcom Jezusa Ukrzyżowanego.

Teraz, po 15 latach, czują już spokój. Ich syn Bogdan nie tylko wytrwał, ale stworzył wspólnotę. W jego wsi, która zwie się Kugaaruk, mieszkają teraz sami chrześcijanie.

Mieć syna misjonarza

Na ścianie wisi zdjęcie lotnicze wioski syna, zrobione w czasie trwającego raptem 2 miesiące arktycznego lata. Malowniczy zielono-brunatny kawałek ziemi wbija się w jasnoniebieskie morze. Większe dachy to szkoła, poczta, sklepik, kościół, mniejsze to domki, których konstrukcja wytrzymuje minus 50oC. Obok kościółka blady kwadracik - to domek o. Bogdana. Zdjęcie jest tak ostre, że rodzice pokazują budy, które duchowny postawił swoim psom husky. Jest też garaż dla śnieżnego skutera, dzięki któremu misjonarz regularnie odbywa podróż do dwóch kolejnych osad przynależnych do misji. Jedna wioska leży 800 km od Kugaaruk, kolejna 500 km dalej.

O. Bogdan nauczył się trudnego języka Inuitów, a oni nauczyli go prowadzenia psich zaprzęgów, polowania i oprawiania zwierzyny, łowienia ryb w przeręblu, robienia maści na odmrożenia. Eskimosi od pokoleń mają zwyczaj wieczorami siąść razem i opowiadać dzieje przodków, historie plemienne, stare legendy. W takie noce o. Bogdan opowiadał im o Jezusie. Dziś przychodzą na Mszę św., uczestniczą w nabożeństwach, przyjmują sakramenty, a przed świętami Bożego Narodzenia stawiają przed domami sztuczne choinki, bo najbliższe drzewo rośnie jakieś 2 tys. km na południe.

Polski trop

- U nas nigdy się nie przelewało. Jak przychodził trudny czas, to się najwyżej jedną chochlę więcej wody dolewało do zupy. Ślązaków bieda czy ciężka robota nie złamie, my som przyzwyczajeni do twardego życia i tak chowamy dzieci. Chociaż teraz - p. Dorota zastanawia się chwilę - dzieci wychowuje się już inaczej. Za dużo swobody, za dużo gadania. A tu żadnej wielkiej filozofii nie ma! Jak się rodzina blisko Pana Boga trzyma, szanuje się i żyje uczciwie, to i dzieci na porządnych ludzi wyrastają.

2013-03-25 12:11

Oceń: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Odpowiadał na wielkie pytania

Niedziela Ogólnopolska 31/2017, str. 10-12

[ TEMATY ]

ludzie

Instytut Actona

Ks. Robert A. Sirico w rozmowie z Michaelem Novakiem – wielkim filozofem katolickim

Ks. Robert A. Sirico w rozmowie z Michaelem Novakiem – wielkim filozofem katolickim

Z ks. Robertem A. Sirico – przyjacielem i współpracownikiem Michaela Novaka, przewodniczącym Instytutu Actona – rozmawia Włodzimierz Rędzioch

Pół roku temu, 17 lutego 2017 r., zmarł w Waszyngtonie Michael Novak – jeden z najwybitniejszych katolickich filozofów i politologów, który przez ostatnie kilkadziesiąt lat wywierał wielki wpływ na życie religijne, kulturalne i polityczne w Stanach Zjednoczonych i poza nimi. W młodości był związany z Partią Demokratyczną, później odciął się od lewicowych idei Demokratów. Przyjaciel i współpracownik Ronalda Reagana, w swoich pracach starał się łączyć społeczne nauczanie Kościoła katolickiego ze współczesną myślą ekonomiczno-społeczną. Jego najbardziej znanym dziełem jest książka „Duch demokratycznego kapitalizmu”, wydana w USA w 1982 r., w której stwierdził, że kapitalizm jest systemem będącym nie tylko ucieleśnieniem wolności gospodarczej, ale także nieodzownym elementem społeczeństwa demokratycznego. Dowodził tam ponadto, że kapitalizm w swych założeniach jest zgodny z tradycją judeochrześcijańską. Książkę tę przełożono na wiele języków, również na języki słowiańskie (w dawnym bloku komunistycznym publikowano ją w nieoficjalnym obiegu). Wiele idei zawartych w tym dziele Novaka wywarło wpływ na opozycję powstającą w dawnych krajach komunistycznych, ale także przyczyniło się do wypracowania stanowiska Kościoła katolickiego w stosunku do gospodarki wolnorynkowej – niektóre idee Novaka znalazły się w encyklice „Centesimus annus” Jana Pawła II.
CZYTAJ DALEJ

Św. Iwo - mniej znany święty

Iwo Hélory żył w latach 1253 -1303 we Francji, w Bretanii. Urodził się w Kermartin, w pobliżu Tréguier. Po ukończeniu 14. roku życia studiował w Paryżu na Wydziale Sztuk Wyzwolonych, później na Wydziale Prawa Kanonicznego i Teologii, a w Orleanie na Wydziale Prawa Cywilnego.

Po trwających 10 lat studiach powrócił do rodzinnej Bretanii. Do 30. roku życia pozostawał - jako człowiek świecki - na stanowisku oficjała diecezjalnego w Rennes, sprawując w imieniu biskupa funkcje sędziowskie. Zasłynął jako człowiek sprawiedliwy i nieprzekupny, obrońca interesów biedaków, za których nieraz sam opłacał koszty postępowania, a także - jako doskonały mediator w sporach. Później poszedł za głosem powołania i po przyjęciu święceń kapłańskich skupił się na pracy w przydzielonej mu parafii. Biskup powierzył mu niewielką parafię Trédrez, a po roku 1293 nieco większą - Louannec. Iwo od razu zjednał sobie parafian, dając przykład ubóstwa i modlitwy. W czasach, kiedy kapłani obowiązani byli odprawiać Mszę św. tylko w niedziele i święta, Iwo czynił to codziennie, niezależnie od tego, gdzie się znajdował. Często, chcąc pogodzić zwaśnionych, zanim zajął się sprawą jako sędzia, odprawiał w ich intencji Mszę św. - po niej serca skłóconych w jakiś cudowny sposób ulegały przemianie i jednali się bez rozprawy. Nadal chętnie służył wiedzą prawniczą wszystkim potrzebującym, sam żyjąc bardzo skromnie. Był doskonałym kaznodzieją. Iwo Hélory zmarł 19 maja 1303 r. W 1347 r. papież Klemens VI ogłosił go świętym. Jego kult rozpoczął się zaraz po jego śmierci i bardzo szybko rozprzestrzenił się poza granice Bretanii. Kościoły i kaplice jemu dedykowane zbudowano m.in. w Paryżu i w Rzymie. Wiele wydziałów prawa i uniwersytetów obrało go za patrona, m.in. w Nantes, Bazylei, Fryburgu, Wittenberdze, Salamance i Louvain. Został pochowany w Treguier we Francji, które jest odtąd miejscem corocznych pielgrzymek adwokatów w dniu 19 maja. Warto też dodać, że do Polski kult św. Iwona dotarł stosunkowo wcześnie. Już 25 lat po jego kanonizacji, w 1372 r. jeden z kanoników wrocławskiej kolegiaty św. Idziego, Bertold, ze swej pielgrzymki do Tréguier przywiózł relikwie świętego. Umieszczono je w jednym z bocznych ołtarzy kościoła św. Idziego. Również po relikwie św. Iwona pojechał opat Kanoników Regularnych Henricus Gallici. Na jego koszt do budującego się wówczas kościoła Najświętszej Maryi Panny na Piasku dobudowano kaplicę św. Iwona, w której umieszczono ołtarzyk szafkowy z relikwiami. Niestety, nie dotrwały one do naszych czasów, w przeciwieństwie do kultu, który, przerwany na początku XIX wieku, ożył w 1981 r. Od tego czasu w każdą pierwszą sobotę miesiąca w kaplicy św. Iwona zbierają się prawnicy wrocławscy na Mszy św. specjalnie dla nich sprawowanej. Drugim ważnym miejscem kultu św. Iwona w Polsce jest Iwonicz Zdrój, gdzie znajduje się jedyny w Polsce, jak się wydaje, kościół pw. św. Iwona, z przepiękną rzeźbioną w drewnie lipowym statuą Świętego. Warto też wspomnieć o zakładanych w XVII i XVIII wieku bractwach św. Iwona, gromadzących w swych szeregach środowiska prawnicze, a mających przyczynić się do ich odnowy moralnej. Bractwa te istniały przede wszystkim w miastach, gdzie zbierał się Trybunał Koronny: w Piotrkowie Trybunalskim (zał. w 1726 r.) i w Lublinie (1743 r.). W obydwu do dziś zachowały się obrazy przedstawiające Świętego: w Piotrkowie - w kościele Ojców Jezuitów, w Lublinie - w kościele parafialnym pw. Nawrócenia św. Pawła. Istniały też bractwa w Przemyślu (XVII w.), prawdopodobnie w Krakowie (zachował się XVIII-wieczny obraz św. Iwona w zakrystii kościoła Ojców Pijarów), w Warszawie i we Lwowie. W diecezji krakowskiej czczono św. Iwona w Nowym Korczynie (w 1715 r. w kościele Ojców Franciszkanów konsekrowano ołtarz św. Iwona) oraz w Nowym Sączu, w kręgach związanych z Bractwem Przemienienia Pańskiego. Natomiast we Wrocławiu, w kaplicy kościoła pw. Najświętszej Marii Panny na Piasku, znajduje się witraż wyobrażający św. Iwo. Został on ufundowany w 1996 r. przez adwokatów dolnośląskich z okazji 50-lecia tamtejszej adwokatury.
CZYTAJ DALEJ

Co się zmieniło w przeżywaniu Pierwszej Komunii Świętej na przestrzeni lat?

2025-05-19 08:15

[ TEMATY ]

Pierwsza Komunia św.

Karol Porwich/Niedziela

- Przygotowanie do tego ważnego sakramentu, to nie tylko etap katechetyczny, ale rzeczywista inicjacja w tajemnicę Eucharystii - źródła i szczytu życia chrześcijańskiego — mówi ks. dr hab. Witold Ostafiński, prof. UPJPII, dziekan Wydziału Teologicznego papieskiego uniwersytetu, który przedstawia zmiany, jakie zaszły w przeżywaniu Pierwszej Komunii Świętej na przestrzeni lat.

Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK1324), powołując się na Sobór Watykański II, definiuje Eucharystię jako „źródło i zarazem szczyt całego życia chrześcijańskiego”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję