3 listopada 2009 r. bp Luigi Renzo przewodniczył w kalabryjskiej miejscowości Paravati uroczystościom pogrzebowym Natuzzy Evolo. Wraz z nim koncelebrowało pięciu innych biskupów, którzy uznali za swój duszpasterski obowiązek oddać cześć tej prostej kobiecie, uznawanej za największą mistyczkę naszych czasów. Pomimo ulewnego deszczu do Paravati przyjechało ponad 30 tys. ludzi, dla których „mamma Natuzza” była osobą świętą i stanowiła punkt odniesienia w ich życiu duchowym i religijnym. Bp Renzo wypowiedział wtedy znaczące słowa: „Natuzza jest święta, bo jest już w raju”.
Od śmierci Natuzzy minęły trzy lata (zmarła 1 listopada 2009 r.), co stało się dla mnie okazją do powtórnego spotkania z bp. Renzo i do wspomnienia tej niezwykłej kobiety. (W. R.)
WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - W diecezji Ekscelencji znajduje się Paravati - rodzinna miejscowość Natuzzy Evolo. Jakie znaczenie miał dla Księdza Biskupa fakt, że wśród wiernych była kobieta uważana przez miliony ludzi na całym świecie za największą mistyczkę naszych czasów?
BP LUIGI RENZO: - Gdy 5 lat temu objąłem diecezję, fakt, że wśród moich diecezjan jest Natuzza, wywarł na mnie duże wrażenie. Gdy następnie zacząłem się z nią spotykać, stała się mi osobą bliską. Jej obecność na moich celebracjach liturgicznych napawała mnie pokojem i wzruszeniem, gdyż wiedziałem, że modliła się i ofiarowywała swe cierpienia w szczególności za kapłanów i młodzież. Dzisiaj, gdy jej już nie ma - a raczej, gdy nie jest widoczna oczami - ja cały czas czuję, że jest obecna, że jest obok mnie, co jest dla mnie wielkim bodźcem i dodaje mi otuchy w mojej misji duszpasterskiej.
- Natuzza Evolo była kobietą modlitwy i pokuty, o wielkim poczuciu Kościoła i o nadzwyczajnej duchowości - to nie jest przypadek, że znana jest jako „mistyczka z Paravati”, bo naprawdę nią była. Była kobietą niezwykłą również ze względu na swoją prostotę i bezpośredniość.
- Jakiego rodzaju wyzwania duszpasterskie związane były z obecnością Natuzzy w diecezji?
Reklama
- Głównym wyzwaniem było i pozostaje zagwarantowanie ludziom, którzy przyjeżdżali, by spotkać się z nią, a teraz pielgrzymują do jej grobu, odpowiedniego przyjęcia i opieki duszpasterskiej, zgodnie z jej przykładem. Swym doświadczeniem czułej i zapobiegliwej „mamy” mobilizuje nas do zwrócenia szczególnej uwagi na młodzież i rodziny, co jest istotnym wyzwaniem dla świata. Lecz sama Natuzza, jej obecność, jej słowa proste i wstrząsające, jej konkretne świadectwo duszy Bożej jest wyzwaniem dla naszych obojętnych i defetystycznych zachowań, nacechowanych tym, co Benedykt XVI nazywa „cichą apostazją”, a która tak bardzo szpeci ducha człowieka. W dopiero co rozpoczętym Roku Wiary wezwanie, by na serio brać Pana Boga, jest zdrową prowokacją.
- Jakie dziedzictwo pozostawiła Natuzza?
- Natuzza pozostawiła nam przykład głęboko przeżywanej modlitwy, posłuszeństwa Kościołowi i pokornego przyjęcia cierpienia jako wartości zbawczej dla siebie i dla innych. To dziedzictwo zostało przejęte w szczególny sposób przez powstałe z jej inspiracji i wspierane przez nią „Wieczerniki Modlitwy”, których coraz więcej powstaje na całym świecie. Ich obecność we wspólnotach i ich troska o życie duchowe wiernych są odpowiedzią Natuzzy na problemy naszej współczesnej „płynnej” kultury, którą cechuje pogoń za rzeczami ulotnymi i przypadkowymi. Troska o życie duchowe i wewnętrzne jest z pewnością najlepszym sposobem wskazanym nam przez Natuzzę, aby skruszyć zatwardziałość naszych serc i pójść drogą wiary zgodną z Ewangelią.
- Natuzza zmarła 3 lata temu, co oznacza, że nie można jeszcze rozpocząć jej procesu beatyfikacyjnego (według norm kościelnych musi minąć 5 lat od śmierci kandydata na ołtarze). Co czyni się obecnie w diecezji, aby przygotować ten historyczny proces?
- Gdy minie 5 lat, będziemy mogli ewentualnie myśleć o procesie. W międzyczasie nasza diecezja i wspólnota w Paravati będą śledziły to wszystko, co się dzieje na miejscu, dbając o to, by ludzkie i duchowe dziedzictwo Natuzzy nadal wywierało wpływ na wiernych. Resztę pokaże czas.
- Jednym z koniecznych warunków, by rozpocząć proces beatyfikacyjny, jest tzw. sława świętości. Czy możemy o niej mówić w przypadku Natuzzy?
- Po części już wcześniej odpowiedziałem na to pytanie. W każdym bądź razie Natuzza swym życiem - poza tym wszystkim, co się jej przypisuje - zasłużyła na „sławę świętości”, która ją otacza. Jest ona prawdziwą „latarnią” i motywem nadziei na przyszłość całego Kościoła. Jej prostota powiązana ze szlachetnością duszy i serca czynią ją mistrzynią życia na wzór św. Teresy od Dzieciątka Jezus i jej „małej drogi”.
W Polsce biografia Natuzzy Evolo ukazała się w Wydawnictwie św. Stanisława BM: Luciano Regolo, „Stygmatyczka - Natuzza Evolo”, Kraków 2012.
Natuzza Evolo to jedna z największych mistyczek naszych czasów - miała wizje Jezusa, Maryi i świętych, rozmawiała z aniołami stróżami, spotkała dusze zmarłych, miała stygmaty i dar bilokacji. Jej głównym biografem jest prof. Valerio Marinelli, naukowiec, fizyk, który opublikował już wiele książek na temat kalabryjskiej mistyczki.
W przeddzień jedenastej rocznicy śmierci Natuzzy (1 listopada 2020 r.) prof. Marinelli wydał swoją nową książkę poświęconą bilokacjom mistyczki, zjawisku, które zawsze go fascynowało. Opisał w niej 300 przypadków tego zjawiska. Oto nasza rozmowa o jego dziele.
„Księciem egzegetów” św. Hieronim został nazwany w jednym z dokumentów kościelnych (encyklika Benedykta XV, „Spiritus Paraclitus”). W tym
samym dokumencie określa się św. Hieronima także mianem „męża szczególnie katolickiego”, „niezwykłego znawcy Bożego prawa”, „nauczyciela dobrych obyczajów”, „wielkiego
doktora”, „świętego doktora” itp.
Św. Hieronim urodził się ok. roku 345, w miasteczku Strydonie położonym niedaleko dzisiejszej Lubliany, stolicy Słowenii. Pierwsze nauki pobierał w rodzinnym Strydonie, a na
specjalistyczne studia z retoryki udał się do Rzymu, gdzie też, już jako dojrzewający młodzieniec, przyjął chrzest św., zrywając tym samym z nieco swobodniejszym stylem dotychczasowego
życia. Następnie przez kilka lat był urzędnikiem państwowym w Trewirze, ważnym środowisku politycznym ówczesnego cesarstwa. Wrócił jednak niebawem w swoje rodzinne strony, dokładnie
do Akwilei, gdzie wstąpił do tamtejszej wspólnoty kapłańskiej - choć sam jeszcze nie został kapłanem - którą kierował biskup Chromacjusz. Tam też usłyszał pewnego razu, co prawda we śnie
tylko, bardzo bolesny dla niego zarzut, że ciągle jeszcze „bardziej niż chrześcijaninem jest cycermianem”, co stanowiło aluzję do nieustannego rozczytywania się w pismach autorów
pogańskich, a zwłaszcza w traktatach retorycznych i mowach Cycerona. Wziąwszy sobie do serca ten bolesny wyrzut, udał się do pewnej pustelni na Bliski Wschód, dokładnie
w okolice dzisiejszego Aleppo w Syrii. Tam właśnie postanowił zapoznać się dokładniej z Pismem Świętym i w tym celu rozpoczął mozolne, wiele razy
porzucane i na nowo podejmowane, uczenie się języka hebrajskiego. Wtedy też, jak się wydaje, mając już lat ponad trzydzieści, przyjął święcenia kapłańskie.
Ale już po kilku latach znalazł się w Konstantynopolu, gdzie miał okazję słuchać kazań Grzegorza z Nazjanzu i zapoznawać się dokładniej z pismami Orygenesa,
którego wiele homilii przełożył z greki na łacinę.
Na lata 380-385 przypada pobyt i bardzo ożywiona działalność Hieronima w Rzymie, gdzie prowadził coś w rodzaju duszpasterstwa środowisk inteligencko-twórczych, nawiązując
przy tym bardzo serdeczne stosunki z ówczesnym papieżem Damazym, którego stał się nawet osobistym sekretarzem. To właśnie Damazy nie tylko zachęcał Hieronima do poświęcenia się całkowicie pracy
nad Biblią, lecz formalnie nakazał mu poprawić starołacińskie tłumaczenie Biblii (Itala). Właśnie ze względu na tę zażyłość z papieżem ikonografia czasów późniejszych ukazuje tego
uczonego męża z kapeluszem kardynalskim na głowie lub w ręku, co jest oczywistym anachronizmem, jako że godność kardynała pojawi się w Kościele dopiero około IX w.
Po śmierci papieża Damazego Hieronim, uwikławszy się w różne spory z duchowieństwem rzymskim, był zmuszony opuścić Wieczne Miasto. Niektórzy bibliografowie świętego uważają,
że u podstaw tych konfliktów znajdowały się niezrealizowane nadzieje Hieronima, że zostanie następcą papieża Damazego. Rzekomo rozczarowany i rozgoryczony Hieronim postanowił opuścić
Rzym raz na zawsze. Udał się do Ziemi Świętej, dokładnie w okolice Betlejem, gdzie pozostał do końca swego, pełnego umartwień życia. Jest zazwyczaj pokazywany na obrazkach z wielkim
kamieniem, którym uderza się w piersi - oddając się już wyłącznie pracy nad tłumaczeniem i wyjaśnianiem Pisma Świętego, choć na ten czas przypada również powstanie wielu jego
pism polemicznych, zwalczających błędy Orygenesa i Pelagiusza. Zwolennicy tego ostatniego zagrażali nawet życiu Hieronima, napadając na miejsce jego zamieszkania, skąd jednak udało mu się zbiec
we właściwym czasie. Mimo iż w Ziemi Świętej prowadził Hieronim życie na wpół pustelnicze, to jednak jego głos dawał się słyszeć od czasu do czasu aż na zachodnich krańcach Europy.
Jeden z ówczesnych Ojców Kościoła powiedział nawet: „Cały zachód czeka na głowę mnicha z Betlejem, jak suche runo na rosę niebieską” (Paweł Orozjusz).
Mamy więc do czynienia z życiem niezwykle bogatym, a dla Kościoła szczególnie pożytecznym właśnie przez prace nad Pismem Świętym. Hieronimowe tłumaczenia Biblii, zwane inaczej
Wulgatą, zyskało sobie tak powszechne uznanie, że Sobór Trydencki uznał je za urzędowy tekst Pisma Świętego całego Kościoła. I tak było aż do czasu Soboru Watykańskiego II, który
zezwolił na posługiwanie się, zwłaszcza w liturgii, narodowo-nowożytnymi przekładami Pisma Świętego. Proces poprawiania Wulgaty, zapoczątkowany jeszcze na polecenie papieża Piusa X, zakończono
pod koniec ubiegłego stulecia. Owocem tych żmudnych prac, prowadzonych głównie przez benedyktynów z opactwa św. Hieronima w Rzymie, jest tak zwana Neo-Wulgata. W dokumentach
papieskich, tych, które są jeszcze redagowane po łacinie, Pismo Święte cytuje się właśnie według tłumaczenia Neo-Wulgaty.
Jako człowiek odznaczał się Hieronim temperamentem żywym, żeby nie powiedzieć cholerycznym. Jego wypowiedzi, nawet w dyskusjach z przyjaciółmi, były gwałtowne i bardzo
niewybredne w słownictwie, którym się posługiwał. Istnieje nawet, nie wiadomo czy do końca historyczna, opowieść o tym, że papież Aleksander III, zapoznając się dokładnie z historią
życia i działalnością pisarską Hieronima, poczuł się tą gwałtownością jego charakteru aż zgorszony i postanowił usunąć go z katalogu mężów uważanych za świętych.
Rzekomo miały Hieronima uratować przekazy dotyczące umartwionego stylu jego życia, a zwłaszcza ów wspomniany już kamień. Podobno Papież wypowiedział wówczas wielce znaczące zdanie: „Ne
lapis iste!” (żeby nie ten kamień).
Nie należy Hieronim jednak do szczególnie popularnych świętych. W Rzymie są tylko dwa kościoły pod jego wezwaniem. „W Polsce - pisze ks. W. Zaleski, nasz biograf świętych Pańskich
- imię Hieronim należy do rzadziej spotykanych. Nie ma też w Polsce kościołów ani kaplic wystawionych ku swojej czci”. To ostatnie zdanie wymaga już jednak korekty. Od roku 2002
w diecezji warszawsko-praskiej istnieje parafia pod wezwaniem św. Hieronima.
Kurtka zimowa nie jest tylko elementem garderoby – to symbol troski o siebie i swoich bliskich
Zima to czas, w którym szczególnie odczuwamy potrzebę ciepła. Grube kurtki, szaliki i rękawiczki stają się codziennymi towarzyszami drogi, chroniąc nas przed mrozem i zimnym wiatrem. Kurtka zimowa nie jest tylko elementem garderoby – to symbol troski o siebie i swoich bliskich. W chrześcijańskim spojrzeniu możemy dostrzec w niej również przypomnienie o tym, że każdy człowiek potrzebuje ochrony, zarówno fizycznej, jak i duchowej. Tak jak dbamy o ciepło ciała, tak też powinniśmy troszczyć się o ciepło serca i relację z Bogiem.
Ewangelia przypomina nam słowa Jezusa: „Byłem nagi, a przyodzialiście Mnie” (Mt 25,36). Ten fragment uświadamia nam, że każdy dar, nawet tak prosty jak ciepłe ubranie, ma ogromną wartość w oczach Boga. Dając komuś kurtkę, której już nie nosimy, albo kupując nową dla potrzebującego, nie przekazujemy jedynie tkaniny i zamka błyskawicznego. Przekazujemy ciepło, nadzieję i poczucie godności. W tym sensie kurtka zimowa staje się nie tylko odzieżą, ale także narzędziem budowania wspólnoty i praktycznym świadectwem miłości bliźniego. To właśnie w takich gestach realizujemy chrześcijańskie powołanie do troski o słabszych.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.